GwiazdyPrzytulacz do wynajęcia. Profesjonalne tulenie wygląda dziwnie, a jednak ludzie za to płacą

Przytulacz do wynajęcia. Profesjonalne tulenie wygląda dziwnie, a jednak ludzie za to płacą

Przytulacz do wynajęcia. Profesjonalne tulenie wygląda dziwnie, a jednak ludzie za to płacą
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Karolina Błaszkiewicz
08.06.2017 14:40, aktualizacja: 12.06.2017 08:05

Dotyk kosztuje, o czym przekonała się dziennikarka "Business Insidera", która skorzystała z usług certyfikowanej przytulaczki. Zdziwione? Okazuje się, że nie ma się wcale czemu dziwić. W Wielkiej Brytanii i USA "tulący" biznes ma się całkiem nieźle, pytanie kiedy dotrze do Polski. Na razie za przytulanie nie trzeba u nas tyle płacić, można wziąć za to udział w... "Cuddle party".

Dwa lata temu Amerykanka Samantha Hess zaczęła brać pieniądze za przytulanie obcych sobie ludzi. Dzwonią, a ona jedzie tam, gdzie sobie życzą - głaszcze ich po dłoni, trzyma za rękę, jeśli trzeba, idzie z nimi do łóżka. Taka sesja, bez seksualnych podtekstów, u Hess trwa od pół godziny do godziny i może kosztować 35 dolarów (130 zł). Dużo więcej na "dzień dobry" bierze Brytyjka Dieniz Costa - "certyfikowana" pani-przytulacz, bo aż 80 funtów (godzina), czyli ponad 380 zł. I jak wyjaśnia, umożliwia ludziom "eksplorowanie dotyku na poziomie niewychodzącym poza normę". Z jej usług skorzystała redaktorka "Business Insidera".

- Mam za sobą trudny okres. Jestem ciekawa, czy w jakikolwiek sposób mi to pomoże - mówiła przed spotkaniem z Costą, która poprosiła o wskazanie pozycji, w której czuje się bezpiecznie. Chwilę potem dziennikarka położyła głowę na jej kolanach - zaczęło się od głaskania i szukania inspiracji w obrazkowym poradniku "Cuddle Sutra", a skończyło w łóżku. Panie leżały "na łyżeczkę", obejmowały się też nogami. I choć oglądając to, mogą przejść nas ciarki, przytulana była zadowolona. - Zrelaksowałam się, ton mojego głosu również jest spokojenieszy - stwierdziła po godzinie sesji. - Muszę przyznać, że zbyt nisko to oceniłam - dodała.

W Polsce jak dotąd nikt nie zarabia na przytulaniu, a przynajmniej się z tym nie ujawnił. Szukających dotyku u obcej osoby powinno usatysfakcjonować "Cuddle party". Taką imprezę,nie pierwszy raz, za kilka dni zorganizuje Instytut Pozytywnej Seksualności. "Wwydarzenie na którym dorośli (18+) eksplorują własne umiejętności komunikacji, uczą się stawiania granic ale przede wszystkim doświadczają dotyku w bezpieczny, nie-seksualny sposób. Na spotkaniach odbywających się od 12 lat na świecie w lekki i przyjemny sposób osoby dorosłe odkrywają swoje potrzeby dotyku i uczą się jak je komunikować, ale też jak mówić NIE. Efektem ubocznym uczestnictwa jest zalanie falą oksytocyny, dobrego samopoczucia i doskonałego humoru." - czytamy na fanpage'u Instytutu.

Obraz
© Facebook.com

Ze strony dowiadujemy się także, że "konsensualny dotyk jest niezbędny dla dobrego funkcjonowania układu krwionośnego, układu nerwowego, zdrowia emocjonalnego', ponadto "buduje poczucie własnej wartości, umiejętność ufania sobie i innym, i szacunek dla siebie i innych" oraz "wyzwala kreatywność i poczucie bezpieczeństwa". Dorośli nie korzystają z płynących z niego korzyści i podobno nie wiedzą, co tracą. Pod filmikiem z sesji dziennikarki "Business Insidera" wnioskuję, że brakuje im do tego chęci. W komentarzach czytam: "Współczuję tym, którzy płacą, żeby się przytulić". Ale jeżeli ktoś to robi, może nie ma czego współczuć?