Gina Lollobrigida. Dała kosza księciu Monako

Gina Lollobrigida. Dała kosza księciu Monako

Gina Lollobrigida w 1954 r.
Gina Lollobrigida w 1954 r.
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2012 Getty Images
26.04.2024 11:46, aktualizacja: 28.04.2024 14:55

- Nigdy o nic nie prosiłam, bo i tak zawsze proponowano mi więcej, niż chciałam - powiedziała kiedyś Lollobrigida i dodała, że popularność łatwiej zyskać tym, którzy, tak jak ona, specjalnie o nią nie zabiegają. Od dziecka była pewna siebie i narzucała otoczeniu swoją wolę.

Jako kilkulatka przewodziła gangowi rówieśników, toteż ojciec, zamożny producent mebli z położonego niedaleko Rzymu miasta Subiaco, postanowił wysłać Ginę do szkoły dla... chłopców. Uznał, że nauczycielki ze szkoły żeńskiej nie dadzą sobie rady z "jego aniołkiem". Z uroczego dziecka szybko wyrosła śliczna nastolatka. Na dodatek utalentowana plastycznie.

Wymarzyła sobie, że zacznie studia w Rzymie, w akademii sztuk pięknych. Ojciec się zgodził, chociaż jego interesy w czasie wojny bardzo ucierpiały, a po wyzwoleniu Włoch w domu, niegdyś bardzo zasobnym, zapanował niedostatek.

- To był czas, kiedy byliśmy biedni, potrzebowaliśmy pieniędzy na jedzenie. Podczas wojny straciliśmy cały majątek – wspominała po latach gwiazda. Gdyby nie to, pewnie zostałaby rzeźbiarką, a filmowcy, który wypatrzyli ją na uczelni, daremnie ponawialiby propozycje. Nie była zainteresowana aktorstwem. Wiele ofert zdjęć próbnych i ról odrzuciła, nim wreszcie się zgodziła. Zrobiła to pod naciskiem matki, by pomóc finansowo bliskim. Nie byłaby jednak sobą, gdyby łatwo skapitulowała. Zażądała stawki, jakiej nie dostała żadna inna debiutantka. I uzyskała, co chciała.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na pierwsze zdjęcia pojechała do wytwórni rowerem, ale zrobiła na producentach takie wrażenie, że następnego dnia czekała na nią limuzyna z szoferem. W 1947 r., jako 20-latka, zajęła trzecie miejsce w konkursie Miss Italia. Potem przez lata wielbiciele Giny pytali, gdzie jurorzy mieli wtedy oczy, bo przecież to ona, a nie wyżej ocenione rywalki, wyznaczyła na długie lata kanon kobiecej urody. Jej wielkie, pełne blasku oczy w ciemnej oprawie, pięknie wykrojone usta i niewielki nos były doskonale harmonijne. I do tego te wymiary! 90-50-90 cm, czyli połączenie ponętnych krągłości z talią osy.

Filmowa kariera Giny nabierała rozpędu, bo producenci dostrzegli nie tylko jej urodę, ale także talent. Całą Europę zachwyciła w 1952 r. w filmie "Fanfan Tulipan" jako Cyganka Adeline, ratująca tytułowego bohatera (w tej roli Gérard Philipe) z wielu opresji. Na plakacie wyróżnione wielkimi literami zostały tylko nazwiska ich dwojga. Sugestie, by przyjęła pseudonim krótszy i łatwiejszy do zapamiętania niż Lollobrigida, aktorka z oburzeniem odrzuciła. Potem, już w Hollywood, zmuszała Amerykanów, żeby prawidłowo wymawiali jej nazwisko. Francuska produkcja spod znaku płaszcza i szpady została znakomicie przyjęta. Zdobyła Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, a reżyserowi przyniosła nagrodę w Cannes. W Polsce przed kinami ustawiały się kolejki, a na ulicach pojawiło się wielu młodych ludzi z fryzurami "na Fanfana".

Nie trzeba było długo czekać na reakcję Hollywood. Do Fabryki Snów zaprosił Ginę w 1953 r. Howard Hughes, miliarder, producent filmowy, a także słynny konstruktor lotniczy i pilot. Czekając na ustalenie warunków kontraktu, nudziła się w hotelu, choć miała do przeczytania sporo scenariuszy i do dyspozycji własną sekretarkę oraz nauczyciela angielskiego. Hughes postanowił też wpisać Włoszkę na (bardzo długą) listę swych podbojów erotycznych. Jeżeli nawet mu się to udało, to w negocjacjach biznesowych poniósł porażkę. Proponował kontrakt siedmioletni, ale aktorka stwierdziła, że nie może być tak długo związana tylko z jego wytwórnią. Miała rację. Gdy zagrała w "Trapezie" u boku Burta Lancastera i Tony’ego Curtisa, widzowie ją pokochali, a ona sama została zasypana ofertami ról.

Swoją karierę planowała starannie, korzystając z rad męża. Milko Skofic, słoweński lekarz, trochę niespełniony aktor (ale o urodzie amanta) miał dobre rozeznanie rynku filmowego. - Milko jest moim osobistym lekarzem, ulubionym fotoreporterem (był autorem większości jej zdjęć, które ukazały się na okładkach pism), a także instruktorem sportowym, kierowcą i w pewnym sensie impresariem. Poza tym bardzo troskliwie czuwa nad moim wyżywieniem. Przyznaję, że jestem łakomczuchem i nie ułatwiam mu sprawy – opowiadała gwiazda.

W 1957 r. Gina urodziła syna, Milko Juniora. Dopóki trwało małżeństwo, nie pokazywała się publicznie z innymi mężczyznami. Nawet gdy romansowała, robiła to dyskretnie. Na brak adoratorów nigdy nie narzekała. - Jego wysokość książę Monako Rainier III próbował mnie zdobyć przez lata – wspominała. – Także podczas swojego małżeństwa z Grace Kelly. Zalecał się do mnie przy żonie. Oczywiście dałam mu kosza, dodając, żeby nie robił tego tak demonstracyjnie.

Książę, przyzwyczajony, że jego tytuł robi na kobietach piorunujące wrażenie, musiał pogodzić się z tym, że znalazł się w licznym gronie panów, którzy z ust gwiazdy usłyszeli zdecydowane "nie". Był z tego powodu obrażony na Ginę przez blisko 20 lat. Od czasu do czasu spotykał ją jednak, gdyż jedna z rezydencji gwiazdy znajduje się w Monte Carlo. W końcu oboje nawiązali przyjacielskie relacje.

Szczęśliwców, którzy usłyszeli zachęcające "być może", też było wielu, zwłaszcza po 1971 r., kiedy orzeczono rozwód gwiazdy ze Skoficem. - Miałam wielu kochanków i wciąż wdaję się w romanse. Jestem strasznie rozpuszczona. Przez całe życie nie mogłam się opędzić od wielbicieli – przyznała kilkanaście lat temu.

Doskonale wiedziała, jakie wrażenie robi na mężczyznach. Kiedyś stwierdziła, że wiadomość o tym, iż słynny amant Rock Hudson, obsadzany w rolach filmowych twardzieli, był gejem, wcale jej nie zaskoczyła. - Wiedziałam to. Zrozumiałam, że kobiety w ogóle go nie interesują, bo kiedy pracowaliśmy razem, nie zakochał się we mnie, nawet nie spróbował flirtować – wspominała.

W połowie lat 70., u szczytu kariery, Gina stwierdziła, że pora zacząć żyć dla siebie. Miała dorosłego już syna, fortunę na koncie i nie zamierzała stać się jedną z hollywoodzkich gwiazd w średnim wieku, z niepokojem czekających na coraz rzadsze propozycje ról. Zajęła się dziennikarstwem i fotografią. Sława otwierała przed nią wszystkie drzwi. Chętnie rozmawiali z nią tak słynni politycy, jak Indira Gandhi i Fidel Castro. Znowu zaczęła malować i rzeźbić.

Kłopoty dopadły ją dopiero, gdy zbliżała się do 80. roku życia. W 2006 r. ogłosiła, że ma zamiar wyjść za mąż za Hiszpana Javiera Rigau y Rafols, młodszego od niej o 34 lata. Ich związek trwał wtedy już od ponad 20 lat. Poznali się na przyjęciu w Monte Carlo. Ona miała wówczas 57 lat, on 23.

- Połączyło nas wielkie pożądanie, miłość przyszła później – wspominała aktorka. Do ślubu jednak nie doszło, chociaż przygotowania do ceremonii w Barcelonie były już zaawansowane. Aktorka mówiła, że przestraszyła się plotkarskich mediów, które zaczęły śledzić jej każdy krok. Zdaje się jednak, że znaczenie miał też sprzeciw syna gwiazdy, Milko Juniora, który uważał kochanka matki nie za biznesmena, lecz za hochsztaplera.

Instynkt go nie zawiódł, bo kilka lat później wyszło na jaw, że Javier sfabrykował papiery ślubne, aby jako mąż przejąć majątek Giny. Gwiazda z właściwą sobie energią wkroczyła na drogę sądową i wygrała. Czekała ją jednak jeszcze batalia z synem. Chciał on administrować fortuną matki, szacowaną na 40 mln dolarów (nieruchomości we Włoszech i Monte Carlo, dzieła sztuki i kosztowności).

- Sama radzę sobie ze wszystkim – odrzuciła jego roszczenia Gina. Mówiła, że jest spełniona i zadowolona z życia, w którym przez 95 lat grała na własnych warunkach.

Źródło artykułu:Magazyn Retro