Seksualna abstynencja dobra dla związku?
Nikogo nie trzeba przekonywać, że udane życie seksualne sprzyja nie tylko zdrowiu, ale też pozytywnym relacjom w związku. Czasami jednak warto powiedzieć sobie „stop”. Po co? Żeby w łóżku znowu zaiskrzyło, a miłosne igraszki przypominały ekscytujący pierwszy raz. Oczywiście, celibat nie powinien trwać zbyt długo.
28.06.2011 11:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nikogo nie trzeba przekonywać, że udane życie seksualne sprzyja nie tylko zdrowiu, ale też pozytywnym relacjom w związku. Czasami jednak warto powiedzieć sobie „stop”. Po co? Żeby w łóżku znowu zaiskrzyło, a miłosne igraszki przypominały ekscytujący pierwszy raz. Oczywiście, celibat nie powinien trwać zbyt długo.
Przerwa w życiu seksualnym zdarza się zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Rozstanie z wieloletnim partnerem często oznacza seksualną abstynencję na wiele miesięcy, a bywa że i lat. Nie ma w tym nic złego. Osoby samotne, które umieją żyć w celibacie, wchodzą w lepsze, trwalsze i bardziej przemyślane związki niż ci, którzy skaczą z kwiatka na kwiatek. Czasami jednak na celibat warto zdecydować się nie tylko wtedy, kiedy nie mamy stałego partnera, ale też wtedy, gdy jesteśmy w związku. Po co świadomie rezygnować z seksu z partnerem?
Seks potrzebny dla związku
Podczas seksu organizm wydziela hormony: oksytocynę i wazopresynę. Jak pokazują badania, zarówno pierwsza, jak i druga, odpowiedzialne są za uczucia przywiązania oraz zaangażowanie i stabilizację w związku.
Czasami jednak do łóżka wkrada się rutyna i nuda. Jest wiele sposobów na podgrzanie atmosfery w łóżku. Jednym z nich może się okazać czasowy celibat - po to, żeby zatęsknić za intymnymi chwilami z ukochanym, a kolejny seks był niesamowity. Możemy też przekonać się, co tak naprawdę lubimy w zbliżeniach z partnerem i spojrzeć na niego innymi oczami. Bo kiedy mieliśmy go na co dzień, zapomnieliśmy, jak bardzo lubimy jego czułość albo spontaniczność. W końcu mamy to na co dzień.
- Kiedy w związku jest kryzys, czasami zaleca się parze, żeby zrobiła sobie przerwę nie tyle od samego seksu, co od siebie. To może pomóc określić się, czy jeszcze chcemy być z partnerem, czy może wolimy żyć sami. Każde z osobna ma szansę popracować nas sobą, zmienić coś w życiu – mówi Radosław Jerzy Utnik, seksuolog.
Byle nie za długo
O ile kilkudniowe wstrzymywanie się od seksu może podnieść temperaturę uczuć, to warto znaleźć właściwą granicę. W dużej mierze jest ona indywidualna i zależy od seksualnych temperamentów partnerów. Zbyt długie tłumienie swoich erotycznych potrzeb nie zawsze wyjdzie na zdrowie. Seks to jedna z głównych potrzeb człowieka. Jeśli nie zaspokajamy popędu płciowego, stajemy się jak tykająca bomba zegarowa: nerwowi, rozdrażnieni, agresywni. Można wypierać swoje potrzeby, zaspokojenia szukając w pracy czy używkach, ale zwykle kończy się to uzależnieniem i kolejnymi problemami. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że faktycznym powodem jest niespełnienie.
Poza tym, kiedy przerwa w seksie jest zbyt długa, spragniony partner może szukać zaspokojenia poza związkiem. A zdrada z pewnością nie przysłuży się odświeżeniu relacji.
Dłuższa abstynencja zamiast wyostrzyć apetyt na seks, może wyhamować potrzeby, a wręcz prowadzić do ich zaniku. Jeśli długo nie uprawiamy miłości, w organizmie zmniejsza się poziom substancji chemicznych, które odpowiadają za nasz popęd. Narządy płciowe i strefy erogenne są mniej unerwione. Stajemy się też niezdolni do orgazmu. Dzieje się tak u ludzi, którzy długo są samotni albo u par, kiedy jeden z partnerów np. pracuje za granicą.
Seksuolodzy nazywają ten syndrom "zespołem wdowy lub wdowca". Ludzie, którzy cierpią na tę przypadłość, nie czują podniecenia seksualnego, nie mają fantazji i snów erotycznych, nie reagują na bodźce erotyczne. Stają się aseksualni. Wtedy trzeba czasu i pomocy seksuologa, żeby wróciła chęć do seksu. Dlatego eksperyment z abstynencją może okazać się odświeżający dla związku, ale pod warunkiem, że nie będzie zbyt długi.
(mos/pho)