"Najgorszego raka dostałem". Ujawniła kulisy śmierci Wójcika

Jacek Wójcik odszedł nagle, pozostawiając po sobie pustkę, której jego przyjaciele wciąż nie potrafią wypełnić. Edyta Nowak-Nawara, jego wieloletnia towarzyszka z planu i życia, w rozmowie z "Faktem" wróciła do ostatnich dni, jakie spędzili razem. Wciąż próbuje poukładać sobie w głowie ten dramatyczny scenariusz, w którym jej przyjaciel tak szybko zgasł.

Kaźmierska reaguje na kolejny komentarz swojej byłej przyjaciółki. "Edzia, nie trać czasu, bo już błyszczeć nie będziesz."

Choć widzowie zapamiętali Jacka Wójcika jako człowieka pełnego energii, humoru i serdeczności, jego ostatnie tygodnie były dramatycznym pożegnaniem z życiem. Zmarł w wieku 57 lat, po zaledwie trzech tygodniach walki z agresywnym nowotworem. Dla jego przyjaciół była to wiadomość, której nikt nie był w stanie przyjąć bez łez. Edyta Nowak-Nawara, znana z programów TTV, w rozmowie z "Faktem" opowiedziała o tym, jak wyglądały ostatnie chwile jej przyjaciela.

Wspominała, że jeszcze niedawno wspólnie nagrywali odcinki programu "Orzeł, czy reszka". Wtedy nic nie wskazywało na to, że ich podróż okaże się ostatnią. "Jacek był bardzo pozytywny. Był taką osobą, która nigdy nie narzekała, nigdy na nic się nie skarżyła. Nawet jeśli coś go bolało. Nawet na tym naszym ostatnim nagraniu telewizyjnym on był naprawdę rześki chłopak. Nikt nie miał tyle siły i energii, co on. Miał zawsze świetne wyniki badań" – wyznała z żalem.

Czytaj też: Małgorzata Rozenek-Majdan ujawniła, czemu tak brzmi. Lekarz postawił diagnozę

Trudno było jej pogodzić się z faktem, że człowiek tak pełen życia odszedł w tak krótkim czasie. Choroba postępowała błyskawicznie, a mimo to Jacek Wójcik do końca zachowywał pogodę ducha i nie chciał, by ktokolwiek widział w nim chorego człowieka.

Dla Edyty Nowak-Nawary śmierć przyjaciela była czymś niepojętym. Jeszcze kilka tygodni wcześniej wspólnie żartowali, planowali kolejne projekty, a on nie dawał po sobie poznać, że zmaga się z czymś tak poważnym. Kiedy przyszła diagnoza, nikt nie przypuszczał, że jego stan tak gwałtownie się pogorszy.

Edyta w rozmowie z "Faktem" nie kryła, że sposób, w jaki Jacek odszedł, był dla niej ogromnym wstrząsem. "On nawet w dniu śmierci w ogóle się nie zmienił. Dlatego mnie to zmyliło. Albo po prostu nie chciałam dopuścić do wiadomości, że on umiera. Ale to mnie naprawdę zaskoczyło, bo ludzie przed śmiercią źle wyglądają. Wiadomo, bóle miał. No ale każdy z nas ma kiedyś jakieś bóle. Ja cały czas jestem w szoku i nie mogę dojść do siebie, po tym co się stało" – wspominała.

W obliczu choroby wielu ludzi się załamuje. On – nie. Gdy usłyszał diagnozę, nie skarżył się, nie szukał współczucia. Zamiast tego z charakterystycznym dla siebie spokojem i poczuciem humoru mówił o swoim losie. "Jeszcze jak dowiedział się o tej ciężkiej chorobie, to mówił: ‘patrz Edzia, ja takiego najgorszego raka dostałam’. Ale on się nie załamał. Tylko mówił mi: ‘No ja chyba umrę, ja już umieram’. On cały czas mówił do mnie, że on umiera. Nie był załamany, tylko przykro mu było, że jeszcze nie zrobił tego, co miał zrobić" – opowiadała przyjaciółka, na koniec rozmowy dodała: — Ja pierwszy raz widzę, żeby ktoś odszedł w taki sposób. Naprawdę. To jest wręcz niewiarygodne. A jednak Bóg go bardzo szybko zabrał. No, ale nie męczył się.

Czytaj też: Mąż Anity ma raka mózgu. Podczas wywiadu padło krępujące pytanie

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.