Blisko ludziShailene Woodley o relacjach współczesnych 30-latków. "Idea tradycyjnego związku odchodzi do lamusa"

Shailene Woodley o relacjach współczesnych 30‑latków. "Idea tradycyjnego związku odchodzi do lamusa"

Shailene Woodley nazywana jest nadzieją Hollywood
Shailene Woodley nazywana jest nadzieją Hollywood
Źródło zdjęć: © Getty Images
Karolina Błaszkiewicz
28.06.2020 11:24

Shailene Woodley wystąpiła w filmie "Coś się kończy, coś zaczyna" o trójkącie miłosnym. Jej bohaterka nie potrafi wybrać między dwoma mężczyznami. Jednocześnie nie ma pojęcia, kim jest. W rozmowie z WP Kobieta opowiada o pracy nad obrazem, ocenia dzisiejsze związki i mówi o kobiecej sile.

Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Zbliżasz się do 30-stki. Twoja bohaterka Daphne też, kończy wieloletni związek, czuje się zagubiona w życiu. Jedyne, co daje jej pewność to partner. Mówi, że nie potrafi być sama. Czy twoim zdaniem to cecha naszego pokolenia?

Shailene Woodley, aktorka i aktywistka: Myślę, że to zdecydowanie możliwe. Żyjemy w świecie social mediów, gdzie realną rozmowę zastępuje pisanie na Messengerze. To szkodzi relacjom międzyludzkim i myślę, że trudniej jest nam dzisiaj zauważyć różnicę między byciem samemu a samotnością.

 Daphne żyje w trójkącie miłosnym. Wiele osób nie może zdecydować, czego naprawdę chcą od związku. Wciąż istnieją pewne zasady społeczne, zgodnie z którymi chcemy żyć i dlatego często cierpimy. Gubimy się w relacjach. Zastanawiam się, co ty o tym sądzisz?

Uważam, że najważniejsza w związku jest komunikacja. Tak jak mówiłam wcześniej, z powodu social mediów zaczynamy tracić tę umiejętność. Wysyłanie sobie wiadomości za pomocą internetowego komunikatora tak naprawdę nas jej oducza. Ale też idea tradycyjnego związku odchodzi do lamusa. Wydaje mi się, że nasze pokolenie szuka nowych sposobów na to, co rozumiemy przez to pojęcie i konstruowanie go na innych, niż przyjętych wcześniej zasadach.

Obraz
© Materiały prasowe

Samotność to słowo klucz "Coś się kończy, coś zaczyna". Daphne długo przed nią ucieka. Teraz wszyscy zostaliśmy zmuszeni w jakiś sposób do bycia z samymi sobą. Powiedziałaś, że w czasie lockdownu mieszkałaś sama. Jak się z tym czułaś?

Jeśli mam być szczera, czerpałam dużą radość z tego stanu. Naprawdę cieszyłam się mogąc być sama ze sobą, z dala od innych. Prawda jest też taka, że jestem introwertyczką, chociaż na pewno mogę sobie wyobrazić, jak w tym czasie czuli się ekstrawertycy i jak trudne było to dla nich doświadczenie.

Miłość do siebie to też istotna kwestia poruszona w filmie. Co ty przez to rozumiesz?

Kochanie samej siebie oznacza dla mnie znalezienie czasu na to, by zrozumieć i zweryfikować to, kim naprawdę jestem. To również oddzielenie się od świata zewnętrznego i cudzych wyobrażeń, by dostrzec swoją wartość.

"COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ ZACZYNA" (w kinach od 3 lipca)

Ile jest z ciebie w twojej bohaterce? Słyszałam, że reżyser kazał wam improwizować na planie.

Bardzo dużo. Fakt, że improwizowaliśmy, zmuszał nas do poddania się naszym wewnętrznym słabościom i wrażliwości. Mimo że grałam, byłam w postaci, to jednocześnie musiałam zderzać się z prawdziwą mną i być ze sobą do bólu szczera.

Zagrałaś w kultowym już serialu "Wielkie Kłamstewka", który jest kwintesencją girl power. Czego nauczyłaś się od swoich koleżanek z planu?

Nauczyłam się wiele… Słuchaj, na koniec dnia, my kobiety, rzadko korzystamy z okazji, żeby być dla siebie siostrami, łatwiej sobie nawzajem dopiec. W przypadku "Wielkich kłamstewek" piękne jest to, że my naprawdę się kochamy i bardzo staramy się nawzajem wspierać. Nawet jeśli nie zawsze jedna rozumie drugą, to wiem, że cokolwiek by się nie działo, stoimy za sobą murem. I sądzę, że to jest najpiękniejszy dar, jaki możesz dać innej kobiecie.

Jaką kobietą byłaś 10 lat temu, a jaką jesteś teraz?

Myślę, że byłam i jestem osobą stale otwartą na zmianę, na ewolucję i rozwój. Otwartą na stawanie się lepszą wersją samej siebie od tej, którą byłam wczoraj.

Zgodzisz się z tym, że kobietom jest dziś zarazem łatwiej i trudniej funkcjonować w społeczeństwie?

 Powiedziałabym, że kobiety dostają dzisiaj więcej wsparcia w wypowiadaniu swojej prawdy. Czują, że mogą dzielić się opiniami bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Obraz
© Materiały prasowe

 A co byś poradziła kobietom, które próbują znaleźć własny głos, ale mają poczucie, że te poszukiwania idą na marne?

 No cóż, powiedziałabym, że tak naprawdę nie ma potrzeby, by szukały tego głosu, bo mają go od chwili narodzin. Obecnie wywiera się w tej kwestii ogromną presję. A w ogóle nie powinno tak być. Czas, żebyśmy wszyscy zaczęli doceniać to, co mamy. Prawda jest taka, że głos każdego z nas jest równie ważny – zauważmy to.

 W USA prężnie działają ruchy #MeToo i Time's Up. Wspierasz je i jesteś za wolnym wyborem kobiet.

Każdej kobiecie, która czuje, że odbiera się jej podstawowe prawa, radziłabym zwrócić się o pomoc w stronę innych kobiet. Kobiety są naprawdę dobre we wzajemnym wspieraniu się.

 Dlaczego ktokolwiek w XXI wieku próbuje narzucać swoje zdanie drugiej osobie?

Ludzie przyzwyczaili się do życia określony sposób, a zmiana tego stanu wymaga czasu. Myślę jednak, że ona zachodzi, choć bardzo powoli. Z drugiej strony, pierwszy raz w historii mamy sytuację, gdy nie można już ignorować potrzeby jej zaistnienia.

Zastanawiam się, czy twoim zdaniem aktorzy powinni zabierać głos w sprawach społeczno-politycznych?

Jestem przekonana, że każda osoba na tej planecie ma prawo do używania swojego głosu. Więc moja odpowiedź brzmi "tak". Podobnie powinno być w twoim przypadku, jako kobiety i dziennikarki.

 Postacie, w jakie się wcielałaś, też na pewno nie były milczące. Od czasów serii "Niezgodna", kojarzysz się z rolami kobiet, które mimo strachu, mówiły, co myślą i robiły swoje. Czy takimi kobietami otaczasz się w swoim życiu?

 Otaczam się bardzo silnymi, wspaniałymi, pełnymi pasji i dumnymi kobietami. Uważam się za szczęściarę, mając je obok.

 Jakie kobiety cię wychowały?

Dorastałam u boku wspaniałej mamy. To najhojniejsza kobieta, jaką znam. Wychowywała mnie w poczucie bezpieczeństwa, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.

Shailene Woodley z filmowymi partnerami, Sebastianem Stanem i Jamiem Dornanem
Shailene Woodley z filmowymi partnerami, Sebastianem Stanem i Jamiem Dornanem© Getty Images

 Czy kiedykolwiek w swoim życia miałaś obawy, co przyniesie przyszłość?

Nigdy nie bałam się przyszłości. Przyszłość niesie zmianę i możliwości. Zawsze patrzyłam więc w jej kierunku z ufnością, ekscytacją i nadzieją.

 W podobny sposób wyczekujesz trzydziestki?

Zdecydowanie! Nie mogę się jej doczekać. Zawsze szukam możliwości rozwoju i jestem gotowa by po 30-tce pozbyć się tych wszystkich bzdur związanych z byciem 20-latką.

 Gdzie widzisz siebie i kobiety za dekadę?

 Chciałabym być szczęśliwa, prywatnie i zawodowo. Nawet bardzo szczęśliwa. A gdzie widzę kobiety? Chciałabym, żeby były traktowane równo, o co wszystkie dziś zabiegamy. Zależy mi, żebyśmy za 10 lat nie musiały już o to walczyć.

Film "Coś się kończy, coś zaczyna" z udziałem Shailene Woodley, Jamiego Dornana i Sebastiana Stana wejdzie na ekrany polskich kin 3 lipca.

Źródło artykułu:WP Kobieta