Uroda"Skoro chcą tyle płacić, to tyle kasuję". Jak stylistki rzęs po kursie na YouTubie zarabiają duże pieniądze

"Skoro chcą tyle płacić, to tyle kasuję". Jak stylistki rzęs po kursie na YouTubie zarabiają duże pieniądze

"Skoro chcą tyle płacić, to tyle kasuję". Jak stylistki rzęs po kursie na YouTubie zarabiają duże pieniądze
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
19.02.2018 13:58, aktualizacja: 19.02.2018 20:52

Cena za pudełko sztucznych rzęs, nieważne że chińskich, to ok. 10 – 15 zł. Na klej i całą resztę użytych materiałów, wiele specjalistek nawet nie zwraca uwagi. W końcu i tak kasują po kilka stów za kwadrans pracy. Lepiej niż niejeden lekarz.

- O dziewczynie, która jest genialnym samoukiem "od rzęs" dowiedziałam się pocztą pantoflową. To jest taka branża, że umiejętności ocenia się po efektach. Dlatego tam poszłam, zdjęcia jej klientek w sieci zwalają z nóg – opowiada mi Monika.

Specjalistka, do której się wybrała, ma swój salon od niedawna. Choć słowo "salon" to jednak nadużycie. Klientki przyjmuje w domu, reklamuje się na Facebooku. – Twierdzi, że nie ma potrzeby tworzenia wielkiej przestrzeni na swój biznes. Jej zdaniem to dodatkowe koszty – mówi Monika. Póki co, historia tajemniczej stylistyki rzęs brzmi dość romantycznie – geniusz bez dyplomów, zero rozdętego ego, które domagałoby się szyldu z nazwiskiem.

Leżąc na fotelu i czekając na efekt końcowy Monika sporo dowiedziała się o kulisach biznesu "rzęsowego". – Kupuje chińskie rzęsy po 3 zł, na opakowanie przykleja logo swojej jednoosobowej firmy i sprzedaje po 30 zł. Co więcej, mimo że wykształcenie w dziedzinie stylizacji rzęs zdobyła na YouTubie, postanowiła szkolić dziewczyny. 5 godzin nauki doklejania rzęs metodą jeden na jeden za 900 zł. Nawet dyplomy rozdaje! – opowiada Monika.

Szkolenie u genialnej samouczki to jednak nie wszystkie koszty. Świeżo upieczone stylistyki rzęs zachęcane są również do zakupienia wyprawki, czyli najpotrzebniejszego sprzętu do wykonywania pierwszych zabiegów. 1300 zł zainwestowane, dyplom jest, można biznes rozkręcać.

Plastikowe rzęsy i chińskie kleje

Monika za swoje rzęsy zapłaciła 300 zł. Efekt, jej zdaniem, jest zadowalający. Jednak jak się okazuje, w salonie stylizacji rzęs bez prawdziwych dyplomów, można się nabawić nawet kłopotów ze zdrowiem.

- Najbardziej ryzykowne jest kupowanie tanich klejów. To one najczęściej wywołują reakcje alergiczne i podrażnienia. Tanie kleje, nieznanych marek to zawsze większe ryzyko niż gdy używamy produktów sprawdzonych – mówią ekspertki salonu Lush Up. Z jakością rzęs sprawa nie jest tak oczywista. – Dobre rzęsy od tych najtańszych i chińskich różnią się materiałem, z jakiego są wykonane. Te pierwsze mają w sobie dużo jedwabiu i mniej substancji syntetycznych. Dzięki temu są cieńsze i bardziej miękkie. Wyglądają naturalnie. Niektóre marki mają nawet rzęsy w różnych odcieniach, np. dla rudych dziewczyn.

- Po założeniu rzęs klientka ma czuć się komfortowo. Nie ma odczuwać, że coś ją kłuje, uwiera w oko, że coś ciągnie czy ogólnie przeszkadza. Rzęsy zostały stworzone, żeby ułatwić życie kobiety, a nie je utrudnić – komentuje Alona z Her Eyes Studio, oficjalna Mistrzyni Polski w Przedłużaniu Rzęs. - Chińskie rzęsy mogą być bardzo sztywne, w dotyku przypominające prawdziwy plastik, mogą też być na końcach potargane, pokręcone, co tworzy nieestetyczny, nieschludny efekt. Jakościowo dobre rzęsy powinny być delikatne, przyjemne w dotyku, miękkie i cieszyć ich posiadaczkę. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, bez wahania mogę powiedzieć, iż rzęsy nie mogą być tanie.

Jakość dobrych rzęs przekłada się również na ich wytrzymałość. – Oczywiście, jeśli ktoś nie potrafi ich prawidłowo przykleić to efektu i tak nie będzie, jednak delikatniejsze rzęsy po dokładnym przyklejeniu lepiej się trzymają niż grube i plastikowe – wyjaśnia ekspertka z salonu Lush Up.

Bo tanie rzęsy tanio wyglądają. Stylizacje oczywiście są różne, jednak rzadko się zdarza, by ktoś chciał zapłacić kilkaset złotych za efekt błyszczących, sztywnych, plastikowych wachlarzy, który może uzyskać doklejając sobie rzęsy nabyte za kilkanaście złotych w drogerii.

Kosztowne kursy kontra szkolenie na YouTubie

Jednak cena "robienia rzęs" to nie tylko materiały. To przede wszystkim umiejętności. – Kursy są bardzo kosztowne, a jeden zazwyczaj nie wystarczy, by dowiedzieć się wszystkiego i poznać różne techniki – mówi ekspertka z salonu Lush Up.

- Zakładanie rzęs – to nie przyklejanie po kolei sztucznych rzęs do rzęs naturalnych, tylko to cały proces: konsultacja z klientką, dobór odpowiednich materiałów, które będą pasować do urody klientki: dobrane rzęs w taki sposób, by nie obciążały rzęs naturalnych i nie przeszkadzały w życiu codziennym oraz maksymalnie podkreślały wszystkie atuty kobiety – wyjaśnia Alona z Her Eyes Studio. I dodaje: - Żeby móc tworzyć takie aplikacje, jak teraz, przeszłam długą drogę i zajęło mi to prawie 10 lat. Zwycięstwo na Mistrzostwach Polski w Przedłużaniu Rzęs, napisanie książki, prowadzenie szkoleń – na wszystko potrzebny był czas i wszystko to wymagało poświęcenia.

Ponadto, nie ma szans, by zrobić rzęsy szybko i dokładnie. – Liczy się również czas i to za niego w dużej mierze płacą klientki – mówi ekspertka z salonu Lush Up. Proszę nie wierzyć, że da się wykonać dobrze rzęsy w czasie krótszym niż 2 godziny. Bez względu na to, jaką metodę wybierzemy. Oklejanie rzęs na całej długości jedna po drugiej po prostu musi trochę potrwać. Szybkie doklejanie rzęs kończy się ich mniejszą trwałością oraz kiepskim wyglądem, gdy rzęsy zaczynają odpadać. Często się wówczas okazuje, że były ze sobą posklejane i odpadają kępkami.

Dlatego genialne samouki specjalizują się przede wszystkim w metodach objętościowych. Przyklejając więcej naraz idzie szybciej, to robi na klientkach wrażenie. Ale i kosztują swoje. Metody objętościowe wywołują efekt WOW i mają nieco więcej wspólnego ze stylizacją aniżeli żmudne doklejanie rzęs jedna po drugiej. Według "ekspertki", do której trafiła Monika, nie ma sensu stać nad kimś dwie czy trzy godziny za 170 zł, skoro większe pieniądze można zarobić w kwadrans. No cóż. Tyle to nawet mało który lekarz w prywatnym gabinecie zarabia. No, chyba że dentysta.

Na odważne pytanie Moniki, czy uważa, że to w porządku, odpowiada śmiało: "Oczywiście, że nie. Ale skoro dziewczyny chcą tyle płacić, ja się nie sprzeciwiam." A skoro tyle, coś jest wart, ile chcemy za to zapłacić, nie dajmy się robić w balona – za tą samą kwotę zafundujemy sobie luksusowe rzęsy w ekskluzywnym salonie.