"Moje dzieci bały się, gdy patrzyły na moją twarz". Kosmetyczki mają narzędzia, by zrobić krzywdę na lata
Jak w kilka minut zmarnować sobie zdrowie, urodę i stracić mnóstwo pieniędzy najlepiej wie pewna 34-latka, która zmaga się z poważnym poparzeniem twarzy. Przyczyną bezpośrednią był kwas TCA. Pośrednią: chęć zysku, niekompetencja i... zaufanie do nieodpowiedniej kosmetyczki.
26.01.2018 | aktual.: 08.11.2018 16:37
Historia pani Alicji (imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione) zaczęła się niewinnie. Kobieta przyszła do kosmetyczki z chęcią wykonania laserowej depilacji nóg. – Usłyszałam, że na depilację laserową muszę poczekać, ale za to, przy okazji, można byłoby coś zrobić z moją cerą… Czułam się trochę jak na tureckim targu, gdzie jak tylko wyjmiesz portfel, zaczynasz być namawiana do kupienia czegoś, co koniecznie musisz mieć. Peeling kwasami miał spowodować, że skóra będzie wyglądała młodziej i piękniej – komentuje kobieta. Dała się namówić i, jak sama twierdzi, to był początek jej koszmaru.
Twarz piekła już podczas nakładania preparatu. Ból się nasilał. Bezpośrednio po skóra była też mocno zaczerwieniona. Z czasem było coraz gorzej. Wystąpiła również opuchlizna i sączące się pęcherze. Kobieta wystraszyła się i skontaktowała z kosmetyczką. Ta poleciła jej maść na poparzenia, mimo że jej zdaniem reakcja na zabieg mieściła się w normie. Kolejnego dnia było jeszcze gorzej. Alicja pojechała na izbę przyjęć. Lekarz, który ją przyjął, stwierdził, że została poparzona kwasem kosmetycznym i zalecił wizytę u dermatologa.
- Rynek kosmetyczny wciąż nie może uwierzyć, że nigdy nie osiągnie tych samych efektów, co medycyna estetyczna. Kosmetyczki chcą osiągnąć więcej, jakby zapominając, że po prostu się nie da, jeśli nie jest się lekarzem – komentuje dla WP Kobieta dr Ewa Chlebus, dermatolog, autorytet w środowisku naukowym.
Kwas TCA to jeden z tych preparatów, którymi łatwo jest zrobić krzywdę. Według Joanny Jeziorskiej, właścicielki Macadamia City Spa w Warszawie, zdarza się to nawet wykwalifikowanym lekarzom. – Co nie zmienia faktu, że ani kosmetyczka, ani lekarz, którzy używają tego typu preparatów, nie ponoszą odpowiedzialności za efekty – dodaje.
Spryt ma krótkie nogi
Peeling, który wywołał poparzenia u pani Alicji, został wykonany preparatem Enerpeel TCA 25 proc., którego nie ma w rejestrze leków. Aby go nabyć dystrybutorzy wymagają potwierdzenia, że jest się lekarzem, ponieważ jest to produkt, który stwarza ryzyko powikłań. Jest to luka w polskim prawie, która daje możliwość kosmetyczkom korzystania z produktów, które choć nie są wyrobami medycznymi, wymagają bardzo wysokich kompetencji.
Dla kosmetyczki nabył go znajomy lekarz, który w dodatku nie jest dermatologiem, a… okulistą. Podczas rozpraw sądowych zostało ustalone, że zgodnie z zaleceniami producenta zabieg preparatem tym można wykonywać pod nadzorem lekarza (którego w gabinecie nie było, choć formalnie się do tego zobowiązał) i po konsultacji dermatologicznej, która pozwoliłaby ustalić stan skóry i poziom jej wrażliwości. Twarz powinna być również przygotowana do zabiegu. W przypadku pani Alicji, nic takiego nie miało miejsca.
- Zdarza się, że trafiają do mnie pacjentki z powikłaniami po peelingu kwasem TCA. Trudno jest mi to skomentować… Bo co tu komentować, jeśli ktoś wykonuje zabiegi medyczne w gabinecie kosmetycznym? I co powiedzieć poparzonej pacjentce, która się na to zdecydowała…? Wszystko na co się decydujemy robimy na swoją odpowiedzialność – mówi dr Ewa Chlebus. Jej zdaniem peelingi to zabiegi, które wywołują stosunkowo najmniej szkód. - Na rynku kosmetycznym prawdziwym problemem są wstrzyknięcia, np. kwasu hialuronowego, oraz lasery – dodaje.
Jak donosi "Rzeczpospolita”, "guzy zniekształcające twarz, porażenia nerwów, opadające powieki to tylko niektóre z powikłań po zabiegach medycyny estetycznej przeprowadzonych przez kosmetologów czy kosmetyczki". Prof. Andrzej Kaszuba, były konsultant krajowy w dziedzinie dermatologii mówi w rozmowie z dziennikiem, że po "tanim botoksie" można spodziewać się nawet zakażenia wirusem HIV czy HPV. Ponadto dodaje, że tylko w ubiegłym tygodniu pojawiły się u niego trzy pacjentki z poparzeniami po depilacji laserowej wykonanej przez kosmetyczki. Zdaniem Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego "prawo do naruszenia ciągłości tkanek mają tylko lekarze" – pisze "Rzeczpospolita".
Dr Ewa Chlebus uważa, że takie przypadki, jak historia pani Alicji, wynikają z naszej mentalności i braku świadomości prawnej, że ktoś, kto kupił narzędzia i preparaty do tego typu zabiegów, nie mając uprawnień, nie jest sprytny, tylko nieodpowiedzialny. - Ludzie, którzy się decydują na takie zabiegi, często nawet nie dopytują o uprawnienia. Po prostu ufają, że jeśli ktoś deklaruje, że potrafi, to znaczy, że potrafi. Koniec kropka. Poza tym klientki zwodzi cena znacznie niższa niż w profesjonalnych gabinetach. Obietnica super efektu za małe pieniądze jest dla nich tak atrakcyjna, że nie chcą myśleć o jej minusach i nawet nie biorą pod uwagę ewentualnego niebezpieczeństwa. Wydaje mi się, że takim pacjentkom jest wstyd. Nie chcą zdradzić u kogo były, nie pomyślały, by sprawdzić tę osobę czy iść do lekarza. Po czasie orientują się, że tak naprawdę "dały się nabrać" – dodaje dermatolog.
Z tego powodu bardzo rzadko zdarza się, by pokrzywdzone kierowały sprawę do sądu. Wiele z nich, nawet z ciężkimi powikłaniami, nie zgłasza się do lekarza, lecz… do kolejnej kosmetyczki.
Na podstawie zgromadzonej dokumentacji, biegli sądowi oficjalnie uznali, że zabieg u pani Alicji został wykonany nieprawidłowo. Sprawa trafiła do prokuratury, a następnie do Wydziału Karnego. Wyroku nie ma do dziś. Trwa za to nieustanny konflikt, którego skutki do dziś dźwiga pani Alicja.
Niespodziewane skutki uboczne
Proces dla pani Alicji jest ogromnym wyzwaniem emocjonalnym przede wszystkim dlatego, że kosmetyczka, która przyczyniła się do poparzenia ma odmienną opinię o całej sprawie. - Klientka przyszła do mnie z przebarwieniami. Poinformowałam ją, co mogę jej zrobić. Wymieniłam m.in. laser i kwasy TCA. Uprzedziłam przy tym, że po zabiegu kwasem TCA będzie wyglądała źle przez około tydzień, a nawet dwa. Uznała, że może sobie na to pozwolić, bo i tak jest na zwolnieniu. Ona w sądzie utrzymuje, że przyszła do mnie na depilację laserową nóg. Czyli co? Przyszła na nogi, a ja ją kwasem oblałam? Sama pani słyszy, że to się nie trzyma kupy, prawda? – komentuje w rozmowie z WP Kobieta.
Kosmetyczka zaprzecza wszystkiemu, co mówi pani Alicja, twierdzi, że jest niewinna, a panią Alicję oskarża o manipulację. Mimo to po zajściu sama zaproponowała kobiecie pieniądze, które miały pokryć pierwsze koszty leczenia. - Dałam jej pieniądze, a ona zniknęła. Naprawdę, myśmy się o nią martwili. Dzwoniłam, pisałam i nic. Wie pani dlaczego? Bo tego leczenia w ogóle nie było. To jest wszystko pic na wodę. A 100 tysięcy, które ode mnie chciała (tej wysokości odszkodowania zażądała pani Alicja) nie były za uszkodzenie ciała, ale za krzywdy doznane. Ona później przez pół roku chodziła do psychiatry, bo ja jej zrobiłam krzywdę, jak się okazuje, nie na twarzy, ale w głowie. Rozumie pani? Tak ciężko ją uszkodziłam psychicznie, że ona przez pół roku nie była w stanie iść do pracy, zajmować się dziećmi i domem – komentuje kosmetyczka.
– Nie wiadomo czy cokolwiek dostanę. Sprawa toczy się już dwa lata i jestem mocno zmęczona tym, co się wokół niej dzieje. Poza tym i tak żadne pieniądze nie wynagrodzą mi tego, co przeżyłam – mówi kobieta. I dodaje ściszonym głosem: - Wie pani, to jest twarz… jej nie można zakryć. Moje dzieci płakały, kiedy widziały mnie niedługo po zabiegu. Bały się, że już zawsze będę tak wyglądała…
Sprawą szybko zainteresowały się media z całej Polski, jednak pani Alicja nie chciała rozgłosu. Wahała się czy publikować swoje zdjęcia wykonane niedługo po zabiegu. Wyraźnie widać na nich rozległe ciemnoczerwone i brązowe plamy oraz opuchliznę. Dziś nie chce upubliczniać zdjęć, by nie dolewać oliwy do ognia. Jak twierdzi, kosmetyczka i jej prawnik wykorzystują każdy jej ruch przeciwko niej. – oję się, że proces będzie się przedłużał. Po każdej medialnej publikacji, czy jakimkolwiek moim ruchu w mediach społecznościowych, kosmetyczka i jej prawnik doszukiwali się działania przeciwko nim. Nie chcę robić wokół siebie zamieszania, bo nie chcę sprawiać wrażenia, że robię z siebie ofiarę i działam na litość. Chcę tylko dochodzić swoich praw – mówi z przekonaniem Alicja.
W tej chwili Alicja czeka na ekspertyzę, po której powinien nastąpić wyrok. Kobieta nie może się doczekać, kiedy będzie mogła z ulgą zamknąć ten rozdział w swoim życiu. – Zniszczona twarz dla kobiety to naprawdę wielkie, przykre przeżycie, które zostawia ślad dużo głębiej niż na skórze. Marzę o dniu, kiedy nie będę już musiała o tym myśleć. Ani patrząc w lustro, ani w ogóle – komentuje ze smutkiem kobieta.
Nauczka
Pani Alicja przed wizytą u kosmetyczki nie miała doświadczenia w korzystaniu z tego typu usług. Nie znała się również na rodzajach peelingów kwasami.
W wywiadzie dla informacyjnego portalu lokalnego, przeprowadzonym w lipcu ubiegłego roku Alicja mówiła: – Chciałabym ostrzec wszystkie osoby, które decydują się na zabiegi w gabinecie kosmetycznym, aby dobrze poznały zasady wykonywanego zabiegu oraz kompetencje samego wykonującego, aby nie musiały przeżywać takich koszmarów jak ja i moi najbliżsi.
Czy historia pani Alicji zdoła powstrzymać kosmetyczki przed sięganiem po techniki i preparaty potencjalnie niebezpieczne? Przykro to stwierdzać, ale raczej nie. Jak pisze "Rzeczpospolita", rocznie rynek medycyny estetycznej wart jest 150 mln zł. Dlatego odpowiedzialność ciąży na klientkach. Wniosek? Nie warto oszczędzać, nie warto decydować się na zabiegi, o których nie mamy pojęcia. Przy wyborze dobrej kosmetyczki obowiązuje zasada bardzo ograniczonego zaufania.