Blisko ludziTerror urodzin

Terror urodzin

11.05.2012 15:24

Galerianką nie mogłabym być. I nie chodzi tu o mój zaawansowany już wiek, ani o brak płomiennych uczuć do pieniędzy. Dżinsy za loda? Cóż, pamiętam jak w podstawówce zazdrościłam koledze, który mial dżinsową kurtkę Levisa, którą ojciec przywiózł mu z Hamburga, bo był marynarzem. Myślałam, że skonam z zazdrości.

Galerianką nie mogłabym być. I nie chodzi tu o mój zaawansowany już wiek, ani o brak płomiennych uczuć do pieniędzy. Dżinsy za loda? Cóż, pamiętam jak w podstawówce zazdrościłam koledze, który mial dżinsową kurtkę Levisa, którą ojciec przywiózł mu z Hamburga, bo był marynarzem. Myślałam, że skonam z zazdrości.

Pieniądze szczęścia nie dają, ale szczęściu specjalnie nie przeszkadzają. Nie cierpię centrów handlowych, wolę zakupy w małych sklepikach, głównie dlatego, że szkoda mi czasu i dlatego, że nie lubię wpadać w pułapki marketingu, które zastawiane są w takich „galeriach“ na każdym metrze. Czasami jednak do centrum handlowego muszę się udać.

Jestem sterroryzowana przez modę panującą wśród rodziców małych dzieci. Urodziny Waldzia w Fikolandzie, urodziny Helci w Kulkowie, Jasio zaprasza do Hula Kula. Dorośli powinni zapraszać do centrum Bunga Bunga. Dlaczego rodzice (głównie mamusie, bo to one częściej dbają o to, by ich dzieci miały bal urodzinowy) wolą wydać niebotyczną sumę pieniędzy na wynajem wielkiej sali ze zjeżdżalnią, koszem plastikowych ohydnych piłek, po których codziennie pełzają setki zakatarzonych dzieci, z kupnym tortem, który podaje się przy plastikowym stoliku, a do tego w menu żelki, cukierki i chipsy, czyli koszmar stomatologa? Menu pt.: „Sztuczne szczęki atakują“.

Odpowiedź jest prosta. Dzisiejsi rodzice stali się leniwi. Zarobione ciężką pracą pieniądze zainwestowali w piękne mieszkania, w meble włoskie na kredyt. Boją się, że trzylatkowie podczas kinderbalu zamoczą je oranżadą bądź obślinią. Nie chce się rodzicom wymyślać zabaw dla gości córeczki, brać odpowiedzialności za grupę znajomych bobasów, a najgorsze byłoby goszczenie innych rodziców… Gość w dom, problem w dom.

Terror polega też na tym, że modnie jest zaprosić na urodzinki całą grupę z przedszkola czy szkoły, a nie tylko pięciu najmilszych sercu kumpli. Tylu gości! O zgrozo trzeba im coś podać, a potem zmyć po nich kieliszek albo szklankę. Trzeba z nimi zamienić kilka słów albo nawet jakąś pizzę czy bigos, czy sałatkę zrobić. Jak mamy wielkie mieszkanie, to nie chcemy się chwalić, a jak mamy malutkie, to w czasach terroru kapitalistycznego wstyd przyznać się, że nie jesteśmy rekinami finansjery.

Efekt jest taki, że nasze dzieci uczą się spędzać ważne chwile w życiu - bo urodziny do takich należą - z obcą obsługą centrów handlowych. Uczą się, że najlepszych przyjaciół, bo takich zapraszamy na urodziny, nie podejmuje się w domu.

Gościnność to jedna z piękniejszych polskich cech. Ale gościnność skończyła się dziesięć lat temu, kiedy z domu przenieśliśmy się do Fikolandu.