W szponach przyzwyczajenia
Przyzwyczajenie to druga natura człowieka. I wszystko jest w porządku, jeśli akceptujemy nasze codzienne rytuały i gdy nad nimi panujemy, a nie one nad nami.
02.08.2006 | aktual.: 28.05.2010 16:55
Większość z nas czytała „ Proces” Franza Kafki. Pamiętamy Józefa K. zaskoczonego rano w łóżku, przed śniadaniem. Pamiętamy też jego niezadowolenie. Józef K. nie był specjalnie rozżalony wizytą agentów. Józef K. nie mógł przeboleć faktu, że agenci swoją niespodziewaną wizytą zakłócili mu porannny rytuał dnia.
Paulina J. - Wstaję ok. 6 każdego dnia. Śniadanie, prysznic i biegnę na autobus. Praca do 17.00, zakupy, obiad... Wiem, co muszę zrobić w ciągu dnia. Jest tego tak dużo, że nie mam czasu się zastanawiać, co najpierw, a co potem. Jest normalnie, jak wszystko idzie zgodnie z planem.
Fundament naszego jestestwa to rytuał. Dzięki niemu panujemy nad chaotyczną rzeczywistością. Wiemy co, kiedy i dlaczego. Jak o 6.30 wstanę, to zdążę do pracy na 8.00 – myślimy. Dlatego budzik dzwoni niezmiennie o 6.30. Nawet w weekendy i święta. Rytuał sprawia, że utrzymujemy nasze samopoczucie na jednakowym poziomie. Nic nie zakłóca nam spokoju, dzień mija bez wewnętrznego niepokoju. Do czasu!
_ Ania C. - Moje przyzwyczajenia? Od lat na śniadanie jem jajko na miękko. Nie znoszę jajecznicy. Jak mój chłopak kiedyś przygotował, nie tknęłam. Po pracy zawsze najpierw biorę prysznic. Nie wyobrażam sobie inaczej zacząć popołudnia. Po pracy wracam zmęczona, muszę się odświeżyć._
W życiu każdego z nas są „złe” dni. Budzik zadzwoni za późno. Do pracy pójdziemy bez śniadania. Jadąc samochodem, złapiemy gumę. A w pracy spotka nas nieprzyjemna rozmowa z szefem. I niby nic dziwnego. Każdy ma prawo to złego dnia. I wszystko jest w porządku. Jest tylko jedno „ale”. Czy to, że budzik zadzwoni za późni wywoła w nas panikę? Czy złapana guma będzie powodem do całkowitej rezygnacji z pójścia do pracy? Być może. Większość z nas jest tak przyzwyczajona do swojego rytuału, że każde zakłócenie jest powodem do rozpaczy. Nawet obecność drugiego człowieka staje się powodem naszego rozdrażnienia.
Kasia K. - Lubię być sama. Wtedy wszystko uzależnione jest ode mnie. Nie chcę się zmuszać, by się dostosowywać. Przy moim byłym chłopaku czułam się ciągle zagrożona. Nie wiedziałam, co zaraz strzeli mu do głowy. A ja lubię być panią samej siebie... Nie lubię niespodzianek.
Bezpieczeństwo. To dla wielu z nas klucz do trumny. W poszukiwaniu stabilności tracimy radość życia, chęć kontaktu z ludźmi. Całą energię tracimy na to, by było tak jak zwykle.
Poruszamy się jak ślepcy, znając tylko kilka odcieni bogatej palety kolorów. Lubię kolor niebieski, to po co mi kolor czerwony. Tak tłumaczymy sobie fakt, że po raz siódmy na wakacje jedziemy do Włoch. Ale co będzie jak nasza ulubiona autostrada będzie w remoncie? A ukochany hotel przeszedł gruntowny remont i już nie jest taki ukochany. Załamani takimi zmianami postanawiamy nigdy więcej nie jechać do Włoch i niczym na pogrzebie - ceremonialnie żegnamy nasz raj utracony. Chcemy być bezpieczni, a zewsząd atakują zagrożenia -zmiany!
Ania W. - Od lat mieszkam z tym samym chłopakiem, w wynajętym mieszkaniu. Mam pracę, której za bardzo nie lubię. Chciałabym zmian, ale nie mam na nie siły. Wszyscy dużo mówią o zmianach. Ale jak przychodzi co do czego, to wszyscy uciekają. Lepiej jest tak jak jest, bo zawsze może być gorzej.
Przyzwyczajenie to druga natura człowieka. I wszystko jest w porządku, jeśli akceptujemy nasze codzienne rytuały i gdy nad nimi panujemy, a nie one nad nami.
Dla pewności zróbmy sobie taki mały test. Zadajmy sobie proste pytanie: czy jest coś, co bardzo lubię jeść i jem to codziennie? Jeśli odpowiecie twierdząco, to nie jedźcie tego przez trzy kolejne dni. Jeśli poczujecie rozdrażnienie, smutek to rada jest jedna: jedzie na wakacje w miejsce, do którego jechać nigdy nie chcieliście i róbcie wszystko na opak. I wierzcie mi, jak bardzo się opłaci uciec na chwilę szponom przyzwyczajenia...