Wojewódzki: My privacy to castle
Wstaję, golę się, zażywam narkotyki. Potem już nie pamiętam. Ale nagrywam program w piątek i to wszystko... - opowiada o sobie dziennikarz i showman Kuba Wojewódzki.
23.07.2008 | aktual.: 23.07.2008 11:56
Nie zostałem zdegradowany, lecz po prostu przesunięty. Czuję się telewizyjnym powstańcem. Barykada może stać w poniedziałek, wtorek, albo środę... – opowiada dziennikarz i showman Kuba Wojewódzki w ekskluzywnym wywiadzie dla agencji MW MEDIA.
Jak wygląda Twój zwykły dzień?
Wstaję, golę się, zażywam narkotyki. Potem już nie pamiętam. Ale nagrywam program w piątek i to wszystko.
Nie każdy wie, że wykładasz na uczelni...
Tak, uczę dziennikarstwa. Ale to są rzeczy prywatne, o których nie opowiadam. Nie ma nic bardziej żenującego i żałosnego niż oferowanie swojej prywatności.
Wykładanie w szkole to prywatność?
To są rzeczy, które wynikają z mojej pasji. Nazywam się Kuba Wojewódzki, prowadzę program Kuba Wojewódzki, potem wysiadam na stacji „obciach” i jestem osobą prywatną.
I to mówi mistrz ciętej riposty?
Mogę się zgodzić z tym, że lubię błyskotliwe puenty. Ale słowo „mistrz” wolę pozostawić paru mądrzejszym od siebie.
Zgadzasz się z tym, że w każdej plotce jest trochę prawdy?
Oczywiście. Plotka rodzi się zainspirowana. Ale to moje życie i nie dementuję różnych plotek. Żyję trzema żywotami. W pierwszym życiu jestem narkomanem, w drugim jestem gejem, a w trzecim oszustem matrymonialnym... Dobrze mi z tym. Największą zbrodnią jaką można wyrządzić osobie z show-biznesu to nie pisać o niej, odsunąć w zapomnienie.
Skoro w każdej plotce jest trochę prawdy, to chyba nadal jesteś z Anią?
Z którą?
No z Anią Muchą! Pół Polski zastanawia się co z wami. Jesteście na drugim miejscu zaraz po Dodzie i Majdanie...
I to jest nagorzej upokarzające porównanie. Poza tym wiesz, ja swoich wnętrzności nie sprzedaję. My privacy to castle – to znaczy – odp**rdolcie się od mojego życia prywatnego. Nie handluję tym. Mam propozycje, żeby zrobić sobie zdjęcie w samochodzie albo zdjęcie w mieszkaniu, zdjęcie z narzeczoną... Najbardziej mnie wkurza, gdy ktoś sobie robi zdjęcie z dopiero narodzonym dzieckiem i występuje na okładce gazety. Na kredyt tego dziecka lansuje swojego ryja, to jest dla mnie konformizm tak bolesny, jak wrzód na d...
Oboje z Muchą jesteście przecież osobami publicznymi...
Ale to jest mój zawód. Bokser gdy schodzi z ringu nie leje po ryju. Ja wychodzę ze studia albo z radia i jestem osobą prywatną. Moja prywatność nikogo nie dotyczy i kamer do domu nigdy nie wprowadzę. To zostawiam chłopcom i dziewczynkom z Big Brothera.
Jak sądzisz, dlaczego niektórzy wprowadzają kamery do domów?
To jest substytut aktywności zawodowej. Jeżeli w twoim życiu się nic nie dzieje to handlujesz swoją prywatnością – orgazmy twojej żony, rozwód twojego dziecka... Upokarzające. Ale z tego żyje cały show-biznes.
Ale mógłbyś chociaż zdradzić, co robisz w wolnym czasie?
Narkotyki, narkotyki i jeszcze raz narkotyki! Szybkie pożyczone samochody, cudze mieszkania, wydawanie cudzych pieniędzy.
A mówiąc poważnie?
Mam bardzo dużo pasji, ale to są moje pasje prywatne.
Domyślam się, że lubisz połykać książki...
Oczywiście, że tak. Żeby dawać trzeba mieć. Trzeba zainwestować, żeby potem móc wydawać.
Jak przygotowujesz się do swojego show?
Program może mieć swój scenariusz i reżyserię, ale jak mam takie torpedy jak ostatnio (aktorki z filmu Lejdis – red.) to głównym scenarzystą i reżyserem i facetem który obsadza główne role jestem ja. U nas nie ma stopu. Żywioł i żywiec jest scenarzystą tego programu. Lubię akcję. Talk show jest tak dobry, jak jego bohaterowie.
Z dziewczynami z Lejdis czułeś się jak w niebie...
To są bardzo zindywidualizowane dziewczyny. Jedna to klasyczna piękność, druga ma świetne nogi... Edyta Olszówka to chodząca adrenalina. A Magda Różczka gdyby nie miała męża, wysłałbym jej SMS z oświadczynami... Boże! Miałbym dziewczynę z taką osobowością... Jeśli można byłoby cofnąć ciążę w naturalny sposób, to ja bym bardzo prosił.
Dlaczego TVN zmienił dzień emisji Twojego programu?
Zmiany to dla mnie królestwo magii tajemnej, jakimi są demografie, przypływy widzów, wiek widza, preferencje widza... Zakomunikowano mi i ja to trochę czułem, że publiczność „Tańca z gwiazdami” się starzeje.
Dlaczego tak sądzisz?
Robi się konserwatywna, taka nie z mojej bajki. Bo wiesz, tańcząca Kasia Cichopek, elegancki Piotr Gąsowski, Kasia Skrzynecka, tiule, cekiny... A potem ja rozmawiam w dość kontrowersyjnym stylu i kontrowersyjnym językiem. Myślę, że to były dwa światy, takie zderzenie satelity z ziemią. To też zdecydowało.
Uważasz, że zmiany wyjdą na dobre?
Edward Miszczak (dyrektor programowy TVN –red.) przesuwał programy i zawsze one na tym zyskiwały, na przykład „Teraz My”, czy „Szymon Majewski show”. Mój program był w niedzielę przez sześć lat. To była królewska pora. Ale ja nie zostałem zdegradowany, lecz po prostu przesunięty. Czuję się telewizyjnym powstańcem. Barykada może stać w poniedziałek, wtorek, albo środę... Jeżeli ktoś jest moim fanem to za tym programem podąży. Mnie interesuje pewien przekaz energii...
Jakiej energii?
Interesuje mnie frywolny przekaz, dlatego że żyjemy w kraju dosyć stęchłym, ciasnym mentalno, katolicko-zaściankowym. Mój program jest pewnego rodzaju kontrrewolucją. Czy wyjdzie ona z niedzielnego pasma, czy wtorkowego, to wszystko jedno.
Patrzysz na słupki oglądalności?
Jestem ostatnim człowiekiem, który buduje swoje samopoczucie na wynikach oglądalności. Przeraża mnie to, że moi koledzy podchodzą do tego bardzo rywalizacyjnie. Patrzą kto miał więcej, kto miał mniej, stawiane są szampany...
Pamiętasz swoje początki w programie?
Mój program miał być niszowym talk show. Od pierwszego sezonu wszyscy mówili, że się kończy, zanim się jeszcze zaczął. Jestem w kontrze do dziennikarzy, do pism branżowych i portali internetowych zajmujących się mediami. Dlatego, że mnie ich komentarze, punkt odniesienia, definicje w ogóle nie interesują.
Nie boisz się o swoją przyszłość?
Na razie program jest dobrze sprzedawany. Jeżeli telewizja przestanie wierzyć, że to jest dobry produkt to mam jeszcze milion pomysłów na życie. Nie narodziłem się jako dziennikarz. Program zacząłem robić gdy miałem 38 lat.
Wcześniej prowadziłeś teleturniej...
Teleturniej „Pół żartem pół serial” w Dwójce, który był o polskich serialach. Prowadziłem też program „Halo-Gramy” w Polsacie. Już na trzecim roku studiów miałem swój program telewizyjny „Rock’and roll er”. Zrobiłem dla telewizji sporo różnych rzeczy. Wiem, że na pewno nie chcę być chłopcem z teleturnieju. Nie chcę być chłopcem od pogody, ani prezenterem telewizyjnym, bo się nim nie czuję. Czuję się gościem, który anarchizuje.
Co sądzisz o plebiscytach w Polsce?
Nie lubię Wiktorów, ani Telekamer bo to nie jest mój świat. Zespół Sex-pistols nie dostawał orderów Virtuti Militari. Ludzie po prostu ich pamiętają jako zadymiarzy. Ja nie muszę być szanowany. Miałem być rozpoznawany i doceniany dlatego, że jestem podżegaczem telewizyjnym.
Rozdajesz karty w show-biznesie. Poprzez swój program promujesz ludzi. Zapraszasz osoby, które osobiście lubisz?
Gdybym zapraszał tylko osoby które lubię, to po trzech miesiącach sam musiałbym się zdjąć z ramówki. Mój program zawsze był zderzeniem sacrum i profanum. Trzeba trochę dymić, trochę iskrzyć, ma być mądrze i głupio, kiczowato i artystycznie.
Kiedy jest mądrze i artystycznie?
Gdy do mnie przychodzi Jan Peszek, Jak Nowicki, Andrzej Grabowski czy Marek Kondrat. Ale gdy przychodzi Mandaryna albo Doda to zupełnie inna historia.
To dlaczego zapraszasz Dodę albo Mandarynę?
Nie możemy się obrażać na show-biznes. Gwiazdą nie jest osoba, której media opiniotwórcze nadadzą tę rangę. Gwiazdą są ludźmi, którzy budzą dobre albo złe emocje. Dlatego gwiazdą jest Doda albo Michał Wiśniewski.
Co chciałbyś najbardziej zrealizować w swoim programie?
Marzę o spotkaniu, na którym będzie profesor Bartoszewski i Piotr „Gulczas” Gulczyński. To co mega wartościowe spotka się z tym co ulotne. Bo nie ma już karier typu Zbigniew Zapasiewicz, czy Krystyna Janda. Teraz są kariery typu Frytka, Mandaryna. To świat, który nie ma żelaznych kryteriów.
Po czym to zauważasz?
Ludzie bez zęba zostają prezenterami, ludzie bez słuchu zostają wokalistami, a ludzie bez urody zostają modelami... To świat, który staje na głowie. Dlatego dobrze się z tym czuję, bo lubię gdy rzeczywistość staje na głowie.
Największym folklorem w Twoim programie było zaproszenie Andrzeja Leppera...
Ja go bardzo polubiłem, bo zrozumiałem na czym polega jego fenomen. On potrafi być świetnym kumplem. Oprócz tego że jest graczem i bujaczem, jest świetnym kumplem. On zrozumiał po co się idzie do talk show. Zbił wiele punktów na tym programie, słyszałem opinie, że mu zrobiłem dobrze – bez podtekstów seksualnych. Pokazał się z ciepłej strony, flirtował. Przyznał się, że zdradzał żonę... Mało kto to zauważył. On jest cwanym demagogiem. Jak kameleon potrafi się dostosować.
Jak sądzisz, powróci w łaski wyborców?
To bardzo medialna postać, choć w tej chwili Lepper jest jak cień. Taki obcy dziesiąty pasażer, jest już trochę na emeryturze... Myślę, ze powróci teraz do palenia opon.
Jaka – twoim zdaniem – czeka przyszłość Platformę Obywatelską?
Mają niesamowicie fajne, rosnące notowania, które nie wynikają z tego jak wynika rzeczywiste rządzenie, ale z wiary że ich intencje są okay oraz z jasnego sposobu uprawiania polityki, a nie polityki zaciśniętych szczęk. To jedyna rzecz która nas łączy z profesorem Bartoszewskim.
Dlaczego jedyna?
On jest mędrcem życiowym i intelektualnym. W porównani z nim jestem durakiem. Nie lubię ludzi bez poczucia humoru. Rzeczywistość jest zbyt trudna do zaakceptowania, taka jaka jest. Najlepszą rzeczą wymyśloną przez instynkt samozachowawczy i najlepszą samoobroną jest poczucie humoru, autoironia.
Twoim zdaniem premier ma poczucie humoru?
Znam Tuska i jego dzieciaki. To facet który wie, że humorem i żartem można wiele zyskać w przestrzeni publicznej. On to robi. Uważam, że oni są dobrzy marketingowo. Nie wymyślają światów i wymyślają je tworzyć. Ufam, że im się uda. Ten kraj ma pogodniejszego ryja.
Nie boisz się kompromitacji, opowiadając się tak jednoznacznie za Platformą Obywatelską? Wiesz po co się idzie do polityki...
Gracze i bujacze. Nawet na pustyni obiecają ci wybudowanie mostu nad rzeką. Ale ja nie jestem związany bezkrytycznie, już trochę się ślizgałem po Donaldzie. Ja w ogóle jestem przeciwnikiem organizacji, w których ludzie muszą myśleć tak samo. Jakakolwiek forma dyscypliny intelektualnej lub poglądowej mi w ogóle nie odpowiada. Dlatego nie jestem członkiem partii. Miałem propozycję występowania w spotach gdy Tusk startował na prezydenta i się nie zgodziłem. Kiedyś Tomek Lis powiedział mi bardzo mądrze – uważaj żebyś nie był chórzystą, ty jesteś indywidualistą. Ja się tego trzymam.
A gdy PO cię zawiedzie?
Jak trzeba będzie to mój jednoosobowy chór skieruję przeciwko Platformie. Trochę już szczypałem Piterę bo z tą sesją do Newsweeka spędziła cały dzień, zamiast skupić się na rządzeniu. Robiła z siebie kobietę dzikiego zachodu i faktycznie to był lekki western...
Mówisz, że jesteś dziennikarzem, który szuka guza. Zdarzyło ci się go dostać?
Moje chamstwo jest przereklamowane. Jest taki stereotyp, że jestem nieprzystępnym chłopcem, do którego trudno się zbliżyć. Jednak ilość pogodnych, ciepłych relacji i komentarzy jest naprawdę spora. Chodzę normalnie po ulicach, jestem normalnym człowiekiem. Nie jeżdżę kawalkadą tak jak kaczory. Ludzie mnie rozumieją. Mądry widz widzi pewnego rodzaju cudzysłów, widzi ironię. Mój program jest jednym wielkim pomnikiem autoironii. Obok Szymona i grupy kabareciarzy jesteśmy mega wyjątkami. Potrafię się śmiać z siebie, to najlepszy dowód, że mam poczucie humoru.
Zauważyłem, że masz też wysokie poczucie wartości...
Media, serwisy internetowe są wobec mnie zupełnie bezbronne. Nie wiedzą jak mnie dotknąć. Dlatego, że moje dobre samopoczucie i pogoda ducha powodują, że są po prostu bezsilni. Próbują, wymyślają różne rzeczy...
... a Ty ich reklamujesz...
Jestem solistą i nie interesuje mnie to, czy komuś robię reklamę. Przede wszystkim na nikogo nie łapę żyły. Mnie nie interesuje ani walka ani schlebianie jakimś tandetnym gazetom, czy serwisom. Nie procesuję się z faktem i nie mam zamiaru zagryźć Pudelka. Oni mnie w ogóle nie interesują.
I nie ma rzeczy, za którą mógłbyś założyć sprawę sądową?
Nie jestem chłopcem rodem z „Zemsty” Fredry. Po co się procesować? Sąd? Ja już wolę dać w ryja! Prostsze, praktyczniejsze i nie można apelować po tym...