Blisko ludziWstyd w łóżku i zgaszone światło. Dr Agata Loewe: "Wciąż mamy silny stereotyp ladacznicy i świętej"

Wstyd w łóżku i zgaszone światło. Dr Agata Loewe: "Wciąż mamy silny stereotyp ladacznicy i świętej"

Wstyd w łóżku i zgaszone światło. Dr Agata Loewe: "Wciąż mamy silny stereotyp ladacznicy i świętej"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Dominika Czerniszewska
07.06.2020 10:05, aktualizacja: 07.06.2020 13:03

Rzeczywistość i badania nie pozostawiają złudzeń: kobiety wciąż wolą uprawiać seks przy zgaszonym świetle. Dlaczego niezależne Polki w XXI wieku wciąż wybierają mroczne ciemności? Rozmawiamy z dr Agatą Loewe, psychoterapeutką, seksuolożką, twórczynią Instytutu Pozytywnej Seksualności.

Dominika Czerniszewska, WP Kobieta: Polki na co dzień walczą o równouprawnienie i otwartość, a jednak wciąż wolimy kochać się po ciemku. Dlaczego w sferze łóżkowej nic się nie zmienia?

Dr Agata Loewe, seksuolożka: Seks w ciemności jest jedną z form ukrycia się, wyparcia. Wciąż mamy silny stereotyp ladacznicy i świętej - rozszczepiania seksualności na tę, która jest poprawna i tę, której nie pokazuje się innym. Wiele współczesnych kobiet, nawet wyemancypowanych, żyjących w dużych miastach, deklaruje, że są otwarte w łóżku. Jednak czasami wpisane skrypty kulturowe uruchamiają się w sypialni. Nagle dojrzała kobieta zaczyna czuć się infantylnie w łóżku. Wchodzi w rolę małej dziewczynki – chichocze, zawstydza się, zaczyna zakrywać usta, krzyczeć: "no co ty, nie rób tak", "co ty mi robisz". Wówczas wkracza pewien rodzaj pruderii. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że z partnerem, z którym jesteśmy dłużej, możemy sobie na więcej pozwolić, ale w praktyce to rzadkość. Tutaj znowu powracamy do normy kulturowej.

Można myśleć, że wynika to z naszego zakompleksienia, a okazuje się jednak, że problem zakorzeniony jest w naszej kulturze…
Tak. Sięga to znacznie głębiej. Kompleks jest tylko powierzchowny. I nie chodzi tu wyłącznie o ciało. Bardziej o nasze zachowanie. Obawiamy się, czy jesteśmy dobrzy w tym, co robimy. Z jednej strony mamy tutaj element sprawności seksualnej, a z drugiej natury moralnej. Pojawiają się myśli w głowie - nie wiem, czy to, co robię, nie jest grzeszne; czy tak wypada, czy tak można; czy to jest w ogóle czyste…

Jak zatem wyprzeć te myśli z głów Polek?
Uważam, że podstawą jest edukacja seksualna. Nie tylko dla młodzieży, lecz i dla dorosłych. Kobiety muszą wyzbyć się myślenia, że seks służy tylko do celów prokreacyjnych. To zaczęło się już trochę zmieniać, odkąd antykoncepcja jest dostępna. Przede wszystkim nie należy myśleć o seksie w kategoriach niebezpieczeństwa czy kompromitacji, bo to nas często paraliżuje.

Czasami jest też tak, że jak kochankowie się poznają, to gorąco flirtują przy stoliku, a potem trafiają do sypialni i przypomina to raczej… randkę z liceum. Ręka mężczyzny trafia na pierś, potem na brzuch, a następnie na łechtaczkę i nagle słyszy głos kobiety: nie, to za szybko. Albo całują się na kanapie i nagle zapala się lampka: stop, bo sąsiedzi mogą zobaczyć, więc przejdźmy jednak do sypialni. W obu tych przypadkach staramy się ten seks sprowadzać do najbardziej podstawowej formy, która nie wychodzi poza schematy. Seks wciąż jest tematem tabu, w związku z tym ludzie naprawdę bywają pogubieni w tym, co wypada. Mają zahamowania, nie mówią o tym, że chcą eksperymentować, rozwijać się w sferze seksu w obawie, że zostaną uznani za odstających od jakiejś normy. A jeśli coś zrobią, to wkrada się poczucie winy, kac moralny.

Dlaczego tak się dzieje?
Wystarczy spojrzeć na badania, które nie zmieniają się od 50 lat – czyli czasów Kinseya (amerykański biolog, autor nazwanego jego nazwiskiem Raportu, dzieła przełomowego w historii seksuologii – red.). W anonimowym badaniu deklarujemy, że potrafiłybyśmy zdradzić męża albo że mamy fantazje homoseksualne. Z jednej strony wciąż jesteśmy grzecznymi damami, a z drugiej rzeczywiście mamy pragnienia, potrzeby. Jak przychodzą partnerzy na terapię, to bardzo często mężczyźni mówią, że pragną, aby partnerka czerpała więcej przyjemności z seksu. To oni chcą, aby mówiła, co jej się podoba w łóżku. Jest to kwestia konserwatywnego wychowania. Ona się jednak boi. Nie wie, czy to, co robi w łóżku, będzie wykonywać dobrze. Kobiety same przez lata nakładały na siebie presję. Taki rodzaj gorsetu. Zwłaszcza w tradycji patriarchalnej. To one przestrzegały obyczajowości – matki ten sam wzorzec przekazywały swoim córkom.

Myślisz, że po tylu latach matki nauczyły się rozmawiać o seksie ze swoimi córkami?
Często te rozmowy są po prostu bardzo poprawne. Zazwyczaj matki przekazują komunikaty typu: "szanuj się", "uważaj". Informacje, które szczególnie w młodym wieku otrzymujemy od dorosłych, np. nauczycieli czy rodziców, mogą podkopywać naszą pewność siebie. Często nasi najbliżsi nie mają podstawowej wiedzy merytorycznej. Dlatego uważam, że nawet w ramach nauk obywatelskich powinna być obowiązkowa edukacja seksualna dla dorosłych ludzi.

Musimy mówić głośno, że wolno uprawiać seks. Patrząc na generację Z (pokolenie ludzi urodzonych w drugiej połowie lat 90. – przyp. red.) już widać, że orientacja seksualna nie jest dla nich aż tak dużym tematem tabu. Inaczej podchodzą również do masturbacji. Jednak do ról płciowych często podchodzą tradycyjnie, bo tak zostali wychowani. Spójrzmy np. na Stany Zjednoczone – tam społeczeństwo podchodzi luźniej do tematu seksu. A u nas często jest tak, że w barze, nawet jak nam się ktoś podoba – nie podejdziemy i nie zagadamy. Ba! Nawet nie spojrzymy w kierunku tej osoby, bo się wstydzimy. To trochę przypomina sytuację z liceum – każda ze stron obawia się zagadać i czeka, aż ta druga zrobi pierwszy krok.

Źródło artykułu:WP Kobieta