"Wystarczy jedna rewolucja". Grzech matek, które posyłają dziecko do żłobka

"Wystarczy jedna rewolucja". Grzech matek, które posyłają dziecko do żłobka

"Wystarczy jedna rewolucja". Grzech matek, które posyłają dziecko do żłobka
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik
28.08.2018 14:40, aktualizacja: 28.08.2018 18:39

"Wyobraźcie sobie, że idziecie do nowej pracy i przy okazji zamierzacie schudnąć 15 kg, albo w miesiąc nauczyć się nowego języka. To się nie uda" – pisze Dominika Wojsz. O tym, jak przygotować dziecko do pierwszej wielkiej zmiany opowiadają nam mamy i psycholog dziecięcy.

Podczas gdy rodzice dzieci w wieku szkolnym szaleją z wyprawkami i wypełnianiem wniosków o 300 plus, mamy młodszych pociech nie pozostają w tyle i również szaleją – tyle że ze stresu. Newralgicznym punktem rodzicielstwa jest bowiem posłanie malucha do żłobka, co często oznacza pierwszą tak długą i systematyczną rozłąkę.

Mamom pękają serca, starają się jednak jak najlepiej przygotować dziecko do pierwszej ogromnej zmiany. Jak pisze na Facebooku "Mama lekarz rodzinny", czyli Dominika Wojsz, lekarz rodzinny i couch, często obierają jednak najgorszą z możliwych strategii. Jak mówią – dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.

"Dzisiaj mój gabinet odwiedziło kilka równie zestresowanych mam, chcących w tym momencie wprowadzać zmiany w życie rodzinne w związku z przełomową chwilą. Jedna chciała zacząć odpieluchowanie, inna samodzielne spanie, a ostatnia odzwyczajania od smoka. Wiem, że są też placówki, które "zalecają" odstawienie od piersi. Tymczasem to fatalny moment na takie rewolucje! Wyobraźcie sobie, że idziecie do nowej pracy i przy okazji zamierzacie schudnąć 15 kg, albo w miesiąc nauczyć się nowego języka. To się nie uda! Czasem adaptacja do nowej sytuacji trwa pół roku, a nawet dłużej. Dlatego warto malcowi zapewnić jak najbardziej komfortowe warunki" – pisze między innymi Wojsz.

Jej opinię potwierdza psycholog dziecięcy Aleksandra Piotrowska. – Im mniej rewolucji w tym trudnym dla całej rodziny okresie, tym lepiej – twierdzi. Zgodnie z tym zaleceniem postępuje Malina, mama trzyletniej Zoi i 13-miesięcznego Florka. – Synek w trakcie adaptacji rzeczywiście wymaga więcej uwagi. Dlatego poza wyzwaniem, jakim jest żłobek, odrzucam wszystkie inne, takie jak odstawienie jedzenia w nocy i porzucenie smoczka – tłumaczy.

"Od urodzenia trzeba budować zaufanie do naszych słów"

Tymczasem wielu rodziców zastanawia się nad tym, czy na pewno ich dziecko jest już w tym wieku, w którym posłanie go do żłobka będzie odpowiedzialne i do przeżycia przez obie strony – wszak "dopiero co się urodziło". Teoretycznie do żłobka przyjmuje się dzieci między 20. tygodniem, a 3. rokiem życia. Po tym okresie odpowiednim miejscem dla malucha jest już przedszkole.

Malina jest obecnie w okresie adaptacji żłobkowej 13-miesięcznego Florka, bo wkrótce wraca do pracy. Zostawia syna na trzy godziny i stopniowo będzie wydłużać ten czas do sześciu. Jej zdaniem stres spowodowany nową sytuacją niwelują dwie kwestie – zaufanie względem placówki i zaufanie dziecka do słów rodzica.

Jej pierwsze dziecko, trzyletnia dziś Zoja, była "podlewana jej obawami względem kompetencji pań". Dziś Malina już wie, że wychowawczynie są fantastyczne i uważa, że jej syn na pewno to czuje. – Poza tym od urodzenia trzeba budować zaufanie dziecka do naszych słów. Trzeba zawsze mu tłumaczyć, co się będzie z nim robiło, co go czeka. "Teraz zmienię ci pieluszkę" czy "wytrę ci nosek". Dzięki temu maluch wie, że jest związek przyczynowo-skutkowy między słowami a czynami. Dlatego jak potem mówię synowi w drzwiach żłobka, że wrócę po niego po obiedzie, to jemu łatwiej jest przyjąć to za pewnik – tłumaczy Malina.

Czy niewiele ponad roczne dziecko zrozumie związek przyczynowo-skutkowy? – Tak, jeśli miało szansę wcześniej poznać jego działanie. Dlatego warto nie traktować dzieci jak rzeczy – twierdzi Malina.

"Jak wyjdę, to porozpacza, a potem zapomni"

Sytuacja syna Ewy była nieco mniej komfortowa, choć tak naprawdę nie musiała posyłać 1,5-rocznego Witka do żłobka – zrobiła to, bo malucha "nosiło", ciągnęło do innych dzieci. - Pierwszego dnia byłam tam z nim przez dwie godziny, nawet nie zszedł mi z kolan. Wiedział, co jest grane i bał się, że go tam zostawię. Drugiego dnia było to samo, z tą różnicą, że zaczął się bawić. Ale musiałam być obok, nie spuszczał mnie z oka, mimo że wcześniej nie raz zostawał na noc u mojej mamy, a jak byliśmy gdzieś u znajomych, czy na wakacjach, to nie miał problemu, żeby sobie samemu wojować – opowiada 30-latka.

Witek był zestresowany, ale próbował sobie jakoś z tym poradzić. Znalazł zabawkowy wózek sklepowy i jeździł nim po sali – był to dla niego rodzaj zasłony przed innymi. Kiedy podeszło do niego inne dziecko, chcąc zabrać mu wózek, Witek wpadł w totalną rozpacz i histerię. Pierwszy raz w życiu aż do tego stopnia. - Zabrałam go wtedy, ale też rozmawiałam z opiekunką, która powiedziała mi, że to prawdopodobnie moja obecność go tak rozstraja, bo on się czuje zagrożony tym, że wyjdę. A jak już wyjdę to porozpacza, ale potem zapomni – tłumaczy Ewa.

Zaczęła więc go zostawiać i każdego dnia było coraz lepiej, choć płakał zawsze przy rozstaniu. Zapłakany wchodził do sali z misiem w rączce, ale nie trzeba go było odrywać od mamy siłą. Po kilku dniach uspokoił się. Zaufał, że mama na pewno wróci.

O to, kiedy najbezpieczniej posłać dziecko do żłobka i kiedy nie wywoła to u niego bezdennej rozpaczy, zapytałam psycholog dziecięcą. - Są różne szkoły w tej kwestii. Niektórzy lekarze i psychologowie zalecają, żeby do żłobka posłać dziecko w 6. czy 7. miesiącu życia, bo wtedy ono jeszcze nie będzie tak silnie odczuwać rozłąki. Dopiero w 8. miesiącu dziecko rozwija się społecznie na tyle, żeby podzielić ludzi na znanych i obcych. Z drugiej strony taki półroczny maluch wciąż uczony jest przez rodziców m.in. rozpoznawania wyrazów mimicznych i nie wiem, czy dobrym pomysłem jest przerywanie tego. To temat na bardzo długą dyskusję – tłumaczy dr Aleksandra Piotrowska.

"Maluch plus"

Niestety w Polsce wciąż wielu rodziców chciałoby mieć takie problemy. Bo choć od 2018 roku rząd, w ramach programu "Maluch plus", przeznacza 450 mln złotych rocznie na miejsca opieki dla najmłodszych dzieci, to w żłobkach jest miejsce dla 106 tys. dzieci. Mówi się, że to już "raczkowanie" w stronę Zachodu, ale tym, którzy tak twierdzą, warto przypomnieć, że w 1989 roku miejsce w żłobku było dla… 106 tys. (!) dzieci. W ciągu 29 lat niewiele się w tej kwestii zmieniło. Zwłaszcza, że – jak podaje "Forbes" – tylko 10 proc. maluchów ma szansę na miejsce w żłobku, a w 70 proc. gmin miejsc opieki nad maluchami nie ma w ogóle.

Źródło artykułu:WP Kobieta