Zmarła po „ceremonii kambo”. Czym jest ten rytuał?
Nie żyje 30-letnia Halina T. – kobieta wzięła udział w warsztatach medycyny naturalnej, które zorganizowano w Grodzisku Mazowieckim. Uczestnicy mieli przejść rytuał oczyszczenia organizmu, polegający na zaaplikowaniu na skórę trującej wydzieliny z żaby amazońskiej. Toksykolog: „to szarlataneria”.
24.11.2016 | aktual.: 08.06.2018 14:43
Halina T. była jedną z kilkunastu osób, które w ostatnią niedzielę zdecydowały się wziąć udział w oczyszczających warsztatach. Chętnym aplikuje się na skórę wydzielinę z żaby amazońskiej, wcześniej do skóry przykłada się rozżarzone kadzidełko, rozdrapuje naskórek i na ranę nakłada się trującą substancję. Ci, którzy reklamują rytuał, mówią o cudownych właściwościach wydzieliny. W praktyce jednak ceremonia kończy się wymiotami, biegunką. Organizm 30-latki zareagował jednak jeszcze gwałtowniej.
- U kobiety pojawiły się wymioty, po których straciła przytomność i została odwieziona karetką do szpitala zachodniego w Grodzisku Mazowieckim. W dniu dzisiejszym kobieta zmarła – mówi w rozmowie z RMF FM Dariusz Ślepokura, szef tamtejszej prokuratury rejonowej. Prowadzone jest już śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci kobiety. - Będziemy ustalać, czy taka substancja jest dopuszczona do obrotu w Polsce i czy w jej składzie znajdują się elementy, które mogą zagrażać życiu i zdrowiu ludzi – dodał Ślepokura.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dr. n. med. Piotra Burdę - Konsultanta Krajowego w dziedzinie toksykologii klinicznej: „mogę to nazwać tylko w jeden sposób, to jest zwyczajna szarlataneria. To tak zwana ogólna detoksykacja, czyli oczyszczanie organizmu dziwnymi, nieprzebadanymi produktami. Skutki takich praktyk mogą mieć bardzo złe zakończenie, a nawet skończyć się śmiercią, tak jak wczoraj. W świecie medycyny takie praktyki nie są dopuszczalne. Jeśli ktoś życzy sobie zdetoksykować organizm, to w bezpieczny sposób, a nie jadem czy wydzieliną z jakiegoś zwierzęcia”.
Po ukazaniu się informacji o śmierci kobiety, większość stron, oferujących takie terapie została zamknięta, a użytkowników chętnych poznać zasady ceremonii kambo wita zdanie „strona w budowie”.
Jak wygląda ceremonia kambo?
W sieci roi się od historii osób, które zaryzykowały i podjęły się rytuałowi.
- 2 tygodnie temu bylem na tym. Na początku trzeba wypić 2-3 litry wody... pierw wypalają dziurki patyczkiem, potem „nakładają” na te dziurki jad żaby z patyka. Po paru minutach kręciło mi się w głowie, na twarzy byłem cały zielony, wymiotowałem także na zielono. Przed tym nic nie jadłem, także dziwna sprawa. Mnie przeszło wszystko po 15-20 minutach, ale inni nawet godzinę mieli fazę. Na wypalone dziurki nałożyli jakieś smarowidło, które miało na celu "zamknąć" otwarte rany. Dziurki wypalone u góry nie zadziałały, wiec musieli wypalić kolejne, tym razem w innym miejscu – pisze jeden z internautów.
To, co dzieje się z organizmem tuż po zaaplikowaniu trucizny, można śmiało zaliczyć do kategorii „medyczna pornografia”. Gwałtowne reakcje organizmu większość ludzi odstraszyłyby już na samym początku. Chętnych na powtórzenie czegoś takiego jednak nie brakuje. Ten mężczyzna do ceremonii podchodził kilka razy. Można się tylko domyślać, czy opis ten nie powstał na zlecenie jednej z osób oferujących takie zabiegi.
- Zaraz po nałożeniu trucizny, miałem palące uczucie na ramieniu, oczy zaczerwieniły mi się, po około 1 min miałem coś w stylu suchości w gardle i spuchnięte usta. Po ok. 2 minutach ręce miałem koloru fioletowego i lekko mi wyszły żyły. Po 5 minutach zaczął mnie boleć brzuch i bardzo źle się czułem. Gdy przychodzi to uczucie, zazwyczaj ludzie bardzo żałują, że na to się zdecydowali i chcą już końca tej ceremonii. Nie wolno walczyć z kambo, po prostu trzeba się poddać. Po ok. 7 minutach zmusiłem się do wymiotów. Najpierw była to woda, czysta woda. Później nie mogłem z siebie nic wydusić. Zrobiło mi się zimno. Nałożyłem bluzę i położyłem się na dużym kamieniu. Leżałem tak ok. 15 minut. Nadal się źle czułem, ale z minuty na minuty było lepiej. Co pamiętam to totalne wyciszenie, nic nie słyszałem poza falami rozbijającymi się o skały. (…) Pierwsze co poczułem, to przeczyszczone zatoki, mogłem oddychać swobodnie. Troszkę więcej energii i spokój – opisuje dalej.
Inne opinie brzmią już jak z katalogu: „dziękuję za możliwość wzięcia udziału w ceremonii. Po ceremonii lepiej się wysypiam, codziennie śnię i ogólnie mam więcej energii i chęci do działania. Czuję także znacząco mniejszy pociąg do używek. Zarówno ja, jak i moi znajomi, zaczęliśmy bardzo zwracać uwagę na to, co jemy, piejmy i robimy, w myśl hasła „Twoje ciało jest Twoją świątynią”. Ogólnie powoli planuję kolejne spotkanie z kambo cura, bo odczuwam potrzebę i chęć dalszego oczyszczenia – Mateusz B., Warszawa”.
Przykład kolejnej: „wczoraj przyjąłem pierwszy raz w życiu kambo. 6 kropek. Sam moment przyjęcia jadu jest bardzo nie przyjemny i tuż przed i w trakcie odczuwałem strach. Na szczęście przezwyciężyłem go i jestem zadowolony z efektów. Największą różnice odczuwam na poziomie duchowych. Jestem po prostu spokojniejszy i opanowany a miałem z tym problemy wcześniej. Zauważyłem jeszcze, że moje zatoki są odetkane i zgaga jest dużo mniejsza niż wcześniej. Mam zamiar powtórzyć to jeszcze przynajmniej dwa razy. Polecam każdemu spróbować TYLKO z osobą która, ma w tym doświadczenie i robi to z pasją – Przemek K”.
Żabka kambo przez lata służyła szamanom z Ameryki Południowej do zdrowotnych rytuałów. Do Polski wytwarzane przez nią toksyny, zaczęto sprowadzać m.in. z Holandii. - Kambo oferuje możliwość przywrócenia ciała do harmonii i odzyskania zdrowia. Dzięki detoksykacji ludzie czują się odmłodzeni i odzyskują posiadane wcześniej potencjały energii – pisze jedna z grup oferujących podawanie trucizny i zapowiada, że pomaga to przy problemach z płodnością, cukrzycą, reumatyzmem, przy chorobach Alzheimera, Parkinsona, AIDS. Słowem – na wszystkie dolegliwości.
W rzeczywistości kambo jest mieszanką 200 różnych substancji – m.in. demorfiny, która ma 40-krotnie silniejsze działanie niż morfina. Substancję tę podaje się koniom wyścigowym, które dzięki niej mogą biegać pomimo poważnych kontuzji.
Żabie jad ma pomóc w obronie przed drapieżnikami. Europejczyków naciągacze kuszą kosztownymi kuracjami dla pozbycia się wszystkich zdrowotnych problemów. A ceremonia tania nie jest. Jak ustalili dziennikarze gazety.pl, kosztuje około 250 złotych. Uczestnicy zbierają się na siłowniach, salach fitness, w odosobnionych budynkach, gdzie wcześniej organizatorzy przygotowują materace i miski na wymiociny.
Jak pokazuje tragiczny przypadek 30-latki, to kolejny przykład szarlatanerii za duże pieniądze, od którego każdy powinien trzymać się z daleka.