"Ceny mamy ustawione pod rynek niemiecki". W Kołobrzegu tanio już było
- W Niemczech wcale nie jest tanio, ale tu ceny potrafią być wyższe niż w Berlinie. I to jest dla mnie szok. Niemcy wcale się nie dziwią. Płacą, uśmiechają się i idą dalej. A Polacy przy stoliku obok wzdychają, wszystko przeliczają - mówi Renata, która co roku przyjeżdża na wakacje do Kołobrzegu.
Sierpień w Kołobrzegu. Na promenadzie zapach smażonego dorsza z frytkami miesza się z aromatem gofrów i świeżo zmielonej kawy, na plaży tłumy opalających się turystów z dziećmi. W tle, oprócz muzyki, "unoszące się" języki - w głównej mierze język niemiecki. W tym miejscu właściwie trudno go nie usłyszeć. Na molo, w restauracjach, przy budkach z lodami - "Guten Tag", "Zwei Kugeln, bitte", "Rechnung, danke".
Według danych GUS, w szczycie sezonu 2024 roku Kołobrzeg odwiedziło ponad 183 tys. turystów, z czego ponad połowa to Niemcy. W I kwartale 2025 roku w całej Polsce najliczniejszą grupą zagranicznych gości byli właśnie oni - 312,6 tys. osób. Nic więc dziwnego, że miasto zaczyna funkcjonować w rytmie wyznaczanym przez przybyszów zza Odry.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
150 złotych za dzień w najczęściej odwiedzanym kurorcie w Polsce
"Ceny mamy ustawione pod rynek niemiecki"
Ania Bielińska, kelnerka w jednej z restauracji przy kołobrzeskim molo, nie jest już zdziwiona kolejnymi komentarzami Polaków, narzekających na ceny nad morzem.
- "70 zł za dwie kawy i dwa gofry?" - mówi zaskoczony mężczyzna, siedzący z żoną przy stoliku obok mojego.
Ania tylko wzrusza ramionami: - Dla Niemców to normalna cena, a nawet tanio. Dla Polaków - szok. Słyszę to codziennie. Jedni płacą i się uśmiechają, drudzy płacą i narzekają. I tak codziennie od rana do wieczora.
Przyznaje, że pracuje tu dla napiwków - a te od niemieckich gości bywają wyższe niż od polskich.
- Niemcy są spokojniejsi. Nie targują się, nie komentują każdej pozycji w rachunku. Polacy często mówią: "To już przesada, przecież jesteśmy w Polsce". A jeden z moich szefów mówił jasno: ceny mamy ustawione pod rynek niemiecki, bo to oni tu zostawiają najwięcej pieniędzy - zdradza Ania.
"Mam wrażenie, że Kołobrzeg jest bardziej ich niż nasz"
Helena prowadzi piętnastopokojowy pensjonat na obrzeżach Kołobrzegu. - Pierwsze rezerwacje na wakacje mam pod koniec roku. Większość od Niemców. Oni planują wcześniej, przyjeżdżają na dwa tygodnie, płacą z góry i punktualnie meldują się w recepcji. Z Polakami bywa różnie - czasem odwołują w ostatniej chwili, czasem przyjeżdżają tylko na weekend - zauważa.
Widzi, że miasto się zmienia.
- Coraz więcej szyldów jest po niemiecku. W restauracjach menu po polsku i niemiecku, po angielsku to rzadkość. Dla Niemców to komfort. Ale czasem mam przez to wrażenie, że Kołobrzeg jest bardziej ich niż nasz - dodaje.
Mówi też wprost: ceny mieszkań i usług rosną. - Wszystko przez i pod turystów. Dla nas, mieszkańców, jest po prostu drożej - w sklepie, w kawiarni, nawet u fryzjera - zaznacza.
"Po polsku nic nie powiedzą"
Weronika* pracuje w ośrodku rehabilitacyjnym niedaleko plaży. Latem jej grafik jest wypełniony po brzegi. - Niemcy przychodzą z uśmiechem. Mówią, że w ich kraju za taki masaż zapłaciliby dwa razy tyle. Polacy? Zdarza się, że rezygnują, jak słyszą cenę. Za 150 zł to wolą pójść na kolację.
Rehabilitantka zauważa, że język jest kluczowy:
- Młodzi pracownicy znają angielski, ale to nie pomaga, bo większość Niemców i tak chce mówić po niemiecku. A jak ktoś nie potrafi, to jest problem - albo trzeba szukać tłumacza, albo gestami tłumaczyć, co i jak. Bo po polsku też nic nie powiedzą. Niektórzy Niemcy nie kryją się nawet z tym, że wymagają od Polaków znajomości swojego języka ojczystego.
Ceny wyższe niż w Berlinie?
Renata Kochanowska mieszka w Berlinie. Do Kołobrzegu przyjeżdża co roku z rodziną. - Dzieci kochają to miejsce. Plaża jest czysta, molo piękne, a ścieżki rowerowe super. Ale powiem szczerze - jest naprawdę coraz drożej. Obiad dla czterech osób kosztował nas 350 zł. Jeszcze dwa lata temu w tej samej restauracji płaciliśmy 220 zł - podkreśla.
Porównuje wrażenia z innymi miejscami.
- W Niemczech wcale nie jest tanio, ale tu ceny potrafią być wyższe niż w Berlinie. I to jest dla mnie szok. Niemcy wcale się nie dziwią. Płacą, uśmiechają się i idą dalej. A Polacy przy stoliku obok wzdychają, wszystko przeliczają, mówią: "No bez przesady". Czasem się nawet awanturują, że tyle to oni nie zapłacą - oznajmia.
Spacerując promenadą, łatwo dostrzec kontrast. Przy stolikach, gdzie siedzą niemieccy turyści, atmosfera jest zazwyczaj spokojna - zamawiają bez pośpiechu, jedzą, dziękują. Przy sąsiednich stolikach, gdzie siedzą Polacy, częściej słychać rozmowy o cenach:
- "16 zł za dwie gałki?"
- "No, bo dla Niemców to nic…"
Tym nawet Niemcy są zaskoczeni
"Odpoczywać u was? Za maksymalną ustawową stawkę tzw. opłaty klimatycznej (6,50 zł za dobę za osobę), gdzie niemal wszędzie są słono płatne parkingi miejskie, a każdy hotel/ośrodek ma płatne parkingi kilkadziesiąt zł za dobę?! I do tego jeszcze płatne molo (także dla zameldowanych gości w Kołobrzegu). Dziękuję bardzo, wybieram inne miasta/regiony" - brzmi komentarz jednego z turystów na Facebooku.
Mężczyzna nie jest jednak jedyną osobą, która zwróciła uwagę na dwie kwestie. Pierwsza to wysoka opłata klimatyczna. Druga - płatne molo. Jak podaje serwis Świnoujście w sieci, nawet Niemcy są zszokowani tak dużą opłatą za wejście.
"Dlaczego musimy płacić za spacer?" - pytają turyści z Niemiec, cytowani przez portal, gdy dowiadują się, że wejście na molo w Kołobrzegu kosztuje 9 zł (ok. 2,10 euro). Władze miasta nie przejmują się krytyką i zachęcają turystów do odwiedzenia molo.
"Serdecznie zapraszamy do odwiedzenia naszej wyjątkowej atrakcji i cieszenia się niezapomnianymi widokami. Zachęcamy do korzystania ze sprzedaży online, co umożliwi płynne planowanie wizyty i uniknięcie kolejek"- możemy przeczytać na stronie internetowej miasta Kołobrzeg.
Okazuje się więc, że w północno-zachodniej części Polski opłaca się dostosowywać do niemieckiego rynku. Miasta, takie jak Kołobrzeg, na tym zyskują - odnowione ulice, bogatsza oferta gastronomiczna, imprezy kulturalne. Ale mieszkańcy i polscy turyści zaczynają się zastanawiać. Czy uwielbiany Kołobrzeg wciąż jest "ich" miejscem?
*Imię zmienione na prośbę rozmówczyni.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.