"Na jej pogrzebie nie płakałam". Zaczęła żyć dopiero po śmierci matki
Przez lata spełniały jej oczekiwania. Były grzeczne, obowiązkowe, lojalne. Twierdzą, że dopiero po śmierci matki zrozumiały, że żyły jej życiem – nie swoim. – To była służba – wyznaje Magda, jedna z naszych bohaterek. A inna, Lena, mówi wprost: – Na jej pogrzebie nie płakałam.
– Przez całe dorosłe życie żyłam jej życiem. Właściwie to nie miałam swojego – twierdzi 46-letnia Magda, jedynaczka. – Matka dzwoniła do mnie codziennie: rano, w południe, zazwyczaj też wieczorem. Pytała, co robię, co robią dzieci, co jadłam, jak pies, jak kanarek. Zawsze miała dla mnie jakieś zadanie: coś kupić, załatwić, gdzieś ją zawieźć. Wiedziała, że pracuję w domu, więc uważała, że mogę "zrobić sobie przerwę".
Magda nie buntowała się. Na wszystko się zgadzała, bo chciała być "dobrą córką", ewentualnie "dla świętego spokoju". – Tylko że to nie było życie, a służba. Wcześniej tego nie widziałam, nawet wtedy, gdy mąż zaczął podburzać mnie przeciwko niej po tym, jak urodziły się nasze dzieci i na nic nie było czasu. Uważałam jednak, że to on ma problem – opowiada Magda.
– Kiedy zmarła, z jednej strony poczułam pustkę, a z drugiej strony ulgę. Nikt już nie obarczał mnie swoimi sprawami. Dopiero z czasem dotarło do mnie, że byłam córką do wynajęcia. W tej relacji nie umiałam być asertywna – dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewa Chodakowska nie chce mieć dzieci. O innych kobietach mówi: "Każdej mamie czyszczę buty"
Matka jako centrum wszechświata
Według teorii przywiązania relacja w dzieciństwie z głównym opiekunem – najczęściej właśnie matką – ma kluczowy wpływ na to, jak później tworzymy więzi i jak postrzegamy siebie. Liczne badania naukowe wykazały, że dziewczynki bardziej niż chłopcy są socjalizowane do zaspokajania emocjonalnych potrzeb innych oraz podporządkowywania się relacjom, co może skutkować "utraceniem siebie".
Zgłębiała to Izabela O’Sullivan podczas pracy nad książką "Matka. O pierwszej, najważniejszej i nie zawsze łatwej relacji". – Córki ulegają złudzeniu, że jeśli będą postępować w określony, preferowany przez matkę sposób – spełniać jej prośby i zachcianki, odpowiadać na zmiany nastrojów, słuchać jej zdania – będą bardziej kochane i stworzą w tej relacji większą bliskość – wyjaśnia autorka.
Takie relacje nie są jednak równe: to związki oparte na zależności, w których córka uczy się być rozszerzeniem matki. "Dodatkową parą rąk i uszu", emocjonalnym wsparciem, cichym wykonawcą. Dopiero śmierć matki często okazuje się punktem zwrotnym w naszym życiu.
– W wymiarze doczesnym kończy się relacja, która była tą pierwszą, najważniejszą, od której zależą w dużym stopniu wszystkie kolejne, jakie budujemy. Bez względu na to, czy była dobra, czy trudna, po śmierci matki musimy stworzyć nowy porządek. Często to, jak on wygląda, mocno różni się od naszych wyobrażeń – tłumaczy Izabela O’Sullivan i dodaje:
– Jedna z bohaterek mojej książki, Zosia, myślała, że po śmierci matki odetchnie i zacznie żyć na własnych zasadach, a kiedy została sama, okazało się, że nie umie podejmować najprostszych decyzji, bo wcześniej robiła to za nią właśnie matka. Dla Macieja odchodzenie chorującej na raka matki było ukoronowaniem ich pięknej relacji, chwilą największej bliskości. Teraz każdego dnia docenia zasoby, które od niej dostał.
Plany i oczekiwania
Ulgę po śmierci matki poczuła 43-letnia Lena. Ich relacja od początku była bardzo trudna. – Matka nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, za to zawsze miała wobec mnie plany i oczekiwania. Studiowałam nie to, co chciałam, tylko to, co chciała ona. Urodziłam dziecko, bo "już najwyższy czas". Gdy miałam 38 lat i zapisałam się na kurs fotografii, powiedziała, że się wygłupiam. Tata generalnie się nie wcinał, w domu to matka o wszystkim decydowała. Najlepsze było to, że dla otoczenia uchodziła za "złotą kobietę": klub osiedlowy, klub seniora, rada rodziców w szkole. Wszyscy jej "czapkowali".
Badacze Elisabeth Kübler-Ross i George Bonanno wskazują, że śmierć rodzica – szczególnie po trudnej relacji – może być impulsem do radykalnych zmian, redefinicji siebie i odzyskania sprawczości. Matka Leny zmarła nagle kilka lat temu. – Na jej pogrzebie nie płakałam – wyznaje 43-latka. Niedługo po tym wydarzeniu do Leny dotarło, że musi wiele poukładać sobie w głowie. – Zaczęłam się zastanawiać, kim jestem, skoro już nie jej córką, i czego chcę od życia.
Zadanie ją przerosło. Za namową przyjaciółki zdecydowała się na terapię. Lena: – Najgorsze jest to, że czasem słyszę w głowie jej głos. Czuję się oceniana, tak jak robiła to ona. Terapia mi pomogła, jednak ciągle uczę się sobie z tym radzić. Przynajmniej nie boję się już, gdy dzwoni telefon.
Odzyskać tożsamość
Izabela O’Sullivan wyjaśnia, że moment przebudzenia może przyjść na trzy sposoby: gdy jakieś zdarzenie sprawia, że zaczynamy przyglądać się swojemu życiu, gdy ktoś zwraca naszą uwagę na pewne kwestie albo gdy naturalnie nadchodzi moment, w którym stajemy się bardziej refleksyjni i zaczynamy poddawać w wątpliwość istniejący porządek.
– Jedna z moich bohaterek, Monika, była dla matki księgową (płaciła za nią rachunki, rozliczała PIT-y), szoferem (podwoziła wszędzie, o każdej porze) i spowiedniczką (matka zwierzała jej się z problemów małżeńskich). Dotarło do niej, że żyje nie swoim życiem, kiedy zaczęła cierpieć na bezsenność i mieć trudności z koncentracją, a najmniejszy problem przygniatał ją niczym głaz. Wtedy postanowiła sięgnąć po pomoc. Często to właśnie nasze ciało daje sygnały, że coś jest nie tak – zwraca uwagę autorka książki "Matka".
Bywa też, że pewne zdarzenia się nawarstwiają, więc zaczynamy przyglądać się im pod innym kątem i dostrzegać to, co wcześniej ignorowaliśmy. – Często przełom następuje w okolicach czterdziestki – dodaje Izabela O’Sullivan.
W tak skomplikowanych relacjach, jak u Magdy i Leny, śmierć matki zwykle przynosi ulgę. Jedna z bohaterek książki O’Sullivan sądziła, że kiedy jej matka umrze, pęknie jej serce, tymczasem śmierć rodzicielki okazała się momentem, w którym po raz pierwszy w pełni poczuła, że ma prawo być na tym świecie. – Wcześniej wiele razy słyszała, że była niechcianym dzieckiem – zdradza O’Sullivan.
Od czego zacząć proces odzyskiwania własnej tożsamości po latach życia w cieniu rodzica? Zdaniem autorki książki "Matka" warto najpierw przekierować uwagę na siebie i zadać sobie pytanie: "Czego potrzebuję?" – a następnie sprawdzić to w różnych sytuacjach.
– Większość z nas od czasu do czasu słyszy w głowie głosy, które determinują to, jak postępujemy, jakie podejmujemy decyzje itp. Należą do ludzi bliskich nam w dzieciństwie. Kiedy następnym razem taki głos będzie coś szeptał z tyłu głowy, dobrze uświadomić sobie, że nie jest nasz i przypisać go do odpowiedniej osoby. Kto powiedziałby nam takie zdanie? Wtedy będzie łatwiej przeformułować te cudze słowa na własne i nadać im taką postać, jaką chcemy – zapewnia Izabela O’Sullivan.
* Imiona bohaterek zostały zmienione
Dla Wirtualnej Polski Ewa Podsiadły-Natorska
Znasz kobiety, które robią coś bezinteresownie dla innych? Zgłoś ją w plebiscycie #Wszechmocne