Nie tylko margines. W "przykładnych domach" też ma miejsce przemoc
– W "przykładnych" domach często są skrywane brutalne dramaty. Sytuowani sprawcy przemocy mają dużo do stracenia (...). Trzeba pamiętać, że procedury Niebieskiej Karty wszczynane są także w rodzinach policjantów. Przemoc nie dotyczy wyłącznie osób z marginesu społecznego – mówi WP Karolina Wasilewska, autorka książki "Socjalna. W spirali przemocy, biedy i zaburzeń psychicznych".
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Już pierwsza historia ze wstępu książki u niejednego czytelnika może wywołać silne emocje. Niedowaga i omamy Iwety. Jej synowie bawiący się "śniegiem", który okazał się rozsypanym narkotykiem. Konieczność wezwania pogotowia ratunkowego. Od razu pomyślałam, że nie każdy może być pracownikiem socjalnym. Sama empatia nie wystarczy.
Karolina Wasilewska, autorka książki "Socjalna. W spirali przemocy, biedy i zaburzeń psychicznych": Pracownik socjalny musi posiadać zdrową empatię. Osoby wysokowrażliwe mogłyby mieć trudności w tym zawodzie, ponieważ w takiej pracy człowiek każdego dnia styka się z różnymi dramatami. Niektórzy mają trudności z udźwignięciem ciężkiego balastu cudzych doświadczeń, emocji. Zdrowa empatia to poszanowanie siebie w tym wszystkim. Nie możemy zapominać o swoim zdrowiu psychicznym.
Kolejna sprawa to organizacja czasu pracy, bo tych wizyt środowiskowych jest całkiem sporo. Pracownik socjalny musi też wykazywać się kreatywnością w tworzeniu planu współpracy z rodziną. Praca z podopiecznymi wymaga gotowości na różne scenariusze. Często trzeba podejmować ważne decyzje pod presją czasu.
#11pytań do pracownika socjalnego cz.3
Każda historia, która została przedstawiona w książce, zawiera ładunek emocjonalny. Czy zdarzyła się sytuacja, z powodu której myślała pani o przerwie lub porzuceniu zawodu?
Rzeczywiście, jedna historia mocno mnie dotknęła personalnie. Dotyczyła bohaterki, która w książce występuje pod imieniem Walentyna. Nazwałam ją wprost stalkerką. Uporczywie nękała mnie przez wiele miesięcy. Osobom z zewnątrz mogło się wydawać, że nie jest to poważna sytuacja. Tylko to ja byłam ofiarą i to ja musiałam odpierać słowne napaści. Czułam bezradność. Ta kobieta najprawdopodobniej cierpiała na jakieś zaburzenie psychiczne, co mogło ją w pewien sposób usprawiedliwiać. Ale ja zaczęłam gasnąć.
Miałam też poczucie niesprawiedliwości – że ktoś może tak bezkarnie traktować drugą osobę. Ze strony tej pani pojawiały się różne wyzwiska, regularne wizyty w ośrodku pomocy społecznej, ciągłe upokarzanie mnie w obecności innych osób. Zdarzyła się też sytuacja, że Walentyna usiłowała zabrać ważne dokumenty z mojego biura, ale została powstrzymana przez ochroniarza. Bywały też jednak inne trudności - kiedy uświadamiałam sobie, że pomyliłam się w ocenie sytuacji.
Jak w historii Sylwii, która doświadczyła przemocy domowej ze strony męża-psychopaty. Mężczyzna stwarzał pozory spokojnego, kochającego partnera, który wrócił do rodziny zza granicy i martwi się zachowaniem żony, podejrzewając ją o zdradę. Tymczasem to on był oprawcą.
Błędnie oceniłam jej sytuację. Jestem tylko człowiekiem, a więc pomyłki są wpisane w moją naturę. Poza tym zdarza się, że sprawca przemocy jest tak przekonujący, że można łatwo się pogubić. To uczy pokory zawodowej. Nie można od razu wyrokować. Trzeba poczekać i poobserwować rodzinę. Każda historia czegoś uczy, a te emocje wciąż do mnie wracają.
Niektórzy myśląc o pracy pomocy socjalnej, widzą przed oczami panią w MOPS-ie, która siedzi sobie za biurkiem i zajmuje się jedynie dokumentami. A to również praca w terenie. Wówczas nigdy nie wiadomo, co się zastanie na miejscu. Jak w przypadku Laury, mieszkanki domu przy ul. Kasztankowej. Scena z tajemniczym przejściem do ukrytego pokoju jest historią niczym z thrillera…
W tej pracy często miałam do czynienia z nieprzewidywalnymi sytuacjami. Z biegiem lat przywykłam jednak do zawodowej niepewności. Zwiększył się też mój margines tolerancji na ludzkie ułomności. Po pewnym czasie wejście do brudnego mieszkania, gdzie widać zaniedbania, czy to na ścianach, czy podłodze, już nie szokowało tak jak na początku ścieżki zawodowej. Nauczyłam się, że nie warto oceniać drugiego człowieka na podstawie stanu technicznego jego lokum. Zdarza się, że zaniedbany dom należy do osoby, która kiedyś piastowała bardzo wysokie stanowisko, potem po drodze pojawiła się samotność, która zmienia człowieka. Samotność wyzwala w ludziach dziwaczne zachowania.
Na swojej drodze spotkała pani różnych ludzi. Czasem sytuacje patologiczne pojawiają się w rodzinach, o których ludzie z zewnątrz nigdy by nie powiedzieli, że może dochodzić do przemocy.
Powiedziałabym nawet, że w takich "przykładnych domach", z dobrą sytuacją materialną, często są skrywane brutalne dramaty. Sytuowani sprawcy przemocy mają dużo do stracenia, gdy ich brudy wyjdą na światło dzienne: aprobatę społeczną, wysokie stanowisko w pracy. Trzeba pamiętać, że procedury Niebieskiej Karty wszczynane są także w rodzinach policjantów. Przemoc nie dotyczy wyłącznie osób z marginesu społecznego. W tak zwanych "dobrych rodzinach" bardzo często dochodzi do ukrywania wielu rzeczy. Ludzie z marginesu są z natury przyzwyczajeni do społecznego ostracyzmu, czują, że nie mają zbyt wiele do stracenia. Pod przykrywką statusu łatwo zakamuflować różne dysfunkcje.
W "Socjalnej" zostały też przedstawione osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne. Szczególnie poruszyła mnie opowieść o 35-letnim Szymonie, który znęcał się nad swoimi dziadkami. Kiedy poznamy jego całą historię, wiemy, że zadziałał mechanizm "przemoc rodzi przemoc".
Historia Szymona jest tragiczna. On kontynuował międzypokoleniowy problem. W rodzinach, w których występuje przemoc, zazwyczaj jest tak, że dziecko wychowuje się z przekonaniem: "nigdy nie będę jak tata czy mama". A później w dorosłym życiu odtwarza dokładnie ten sam schemat. Tak jest z przemocą, uzależnieniami, ubóstwem. Szymon, który znęcał się nad dziadkami, sam doświadczył dokładnie tego samego. Często pracownicy socjalni badają przeszłość rodziny, aby lepiej zrozumieć, dlaczego ktoś stosuje przemoc.
Pojawiają się też przypadki, które negują własne problemy, w tym te dotyczące chorób psychicznych.
Wtedy mają miejsce bardzo dramatyczne decyzje o konieczności kierowania pism do sądu rodzinnego o umieszczenie takiej osoby bez jej zgody czy to w domu pomocy społecznej, czy w szpitalu psychiatrycznym. Tak dzieje się, kiedy życie takiej osoby jest zagrożone.
Nawiążę jeszcze do powielania rodzinnych schematów. Czytelnik reportażu pozna też historię młodego chłopaka, który dzięki temu, że znalazł się pod pani opieką, wyrwał się ze spirali życia w biedzie, znalazł pracę i wyszedł na prostą. To wzruszające i budujące.
Od razu chciałabym przestrzec, że pracownik socjalny na pozytywne efekty swojej pracy czeka zazwyczaj bardzo długo. I, niestety, pozytywne zakończenia nie zdarzają się w tym zawodzie często. Sukces jest poprzedzony wieloma upadkami podopiecznego. Ale tak, cuda się zdarzają. W ramach pracy poznałam osoby, które wyszły z uzależnienia. Trzeba jednak pamiętać, że człowiek zmienia się w wyniku własnych motywacji. Pracownik socjalny może być mentorem, towarzyszem, ale zmiany z przymusu są krótkotrwałe. Człowiek zmienia się, kiedy odczuwa wewnętrzną potrzebę zmiany.
Rola pracownika socjalnego jest bardzo ciężka. Co powinno zmienić się w systemie? Jak wspierać osoby podejmujące się trudu tego zawodu?
Jedna myśl ciśnie mi się na usta. Sama początkowo nie chciałam zostać pracownikiem socjalnym. Bardzo zniechęcało mnie to, jak ten zawód był ukazywany w mediach. W zasadzie wszędzie - w fatalnym świetle. Przykro się to oglądało. W świadomości społecznej pracownik socjalny kojarzy się negatywnie. Na szczęście odważyłam się, weszłam w struktury pomocy społecznej i poznałam tajniki tego zawodu.
Pracownikom socjalnym przypisuje się rolę cudotwórców, którzy wszystko mogą, jeśli tylko zechcą. W rzeczywistości istnieje wiele barier instytucjonalnych, które wiążą im ręce. Jest natłok przeróżnych dokumentów. Często problem stanowi też zbyt wolny przepływ informacji między instytucjami, które pracują na rzecz dobra rodziny. Przydałby się szybszy, bardziej płynny model współpracy – przecież wszyscy gramy do tej samej bramki.
Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski