"Rodzice są w szoku, krzyczą". Dowiadują się zwykle na końcu

– Zwykła podstawówka. Zwykła klasa. Zwyczajne dzieci. A wśród nich jedno, które nie ma siły rano wstać z łóżka. Śmieją się z niego codziennie, systemowo, brutalnie i nikt nic nie widzi. A nawet jeśli, to udaje, że o niczym nie wie – mówi Paweł Boguszewski, detektyw, mediator, prezes Fundacji Całym Sercem - Nadzieja. Od miesięcy dokumentuje historie przemocy rówieśniczej, która zatruwa polskie szkoły.

"Szkoła to pole minowe""Szkoła to dziś pole minowe" - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © East News | Wojciech Olkusnik

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Na Facebooku opisuje pan historie, z którymi styka się w pracy. Są szeroko komentowane – jak "Cicho, bo jeszcze się zorientują, że cierpię" o przemocy rówieśniczej i hejcie. To częste sprawy?

Paweł Boguszewski, detektyw: Codziennie kontaktują się ze mną rodzice, wychowawcy, pedagodzy, czasem dzieci. Dorośli rzadko pytają już, jak znaleźć kogoś, kto zniknął, nie interesuje ich śledzenie niewiernego męża. Teraz dostaję wiadomości typu: "Panie Pawle, chyba coś jest nie tak. Moje dziecko się zmieniło. Zamknęło się w sobie" albo: "Czy mogę coś panu pokazać? Nie wiem, co robić, ale chyba coś jest nie tak". Coraz częściej to nie są detektywistyczne sprawy z filmów, tylko codzienne sytuacje, na pierwszy rzut oka niewidoczne. A dramatyczne.

Pisze pan wprost, że dzieci z brutalną precyzją tworzą system upokarzania.

Tak. "System upokarzania" to bardzo trafne określenie, choć brzmi okrutnie. Dziś nie chodzi już tylko o przezwisko czy jedną obelgę. Młodzi ludzie tworzą system, który jest zaplanowany, regularny, często grupowy. Celem staje się w nim inne dziecko. Powód zawsze się znajdzie, nie trzeba być "dziwnym", czasem wystarczy być wrażliwym albo mieć pasję.

Uczeń może być gnębiony za to, że jego rodzic wykonuje "niewłaściwy" zawód – w jednej ze spraw dziewczynkę nazwano "zmywarką", bo jej mama sprzątała w szkole. Zdjęcie uczennicy wrzucono na grupę "Szkolna Bekarnia" z podpisem: "Sztuka czyszczenia twarzy mopem". Czasem gnębi się kogoś, bo nosi okulary albo… zadaje pytania. Pamiętam chłopaka z szóstej klasy, miłośnika astronomii, który za swoją pasję został zrównany z błotem. Stworzono quiz: "Zgadnij, z której planety pochodzi ten świr". Każdy uczestnik mógł "zgadywać", a cała klasa świetnie się bawiła.

Trudno to nazwać "żartami".

Trzeba nazwać rzeczy po imieniu: to przemoc psychiczna, tylko ubrana w cyfrową formę, która działa równie skutecznie jak kopniak. W niektórych przypadkach nawet bardziej. Dzieci tworzą zamknięte grupy, kontrimprezy, wykluczają "słabszych" z wydarzeń klasowych, nagrywają filmiki i zdjęcia z ukrycia, tworzą obraźliwe memy.

Jedna dziewczynka zorganizowała urodziny – przyszły dwie osoby. Reszta zrobiła "kontrimprezę" i wrzucała do sieci relacje z podpisem: "Ten, kto tam poszedł, nie wraca do ludzi". Co może czuć dziecko po czymś takim? Długofalowa przemoc zabija. I nie mówię o "trudnych dzieciach" czy z rodzin patologicznych. Zdarza się, że koleżankę gnębi uczennica, która od góry do dołu ma same piątki. Hejt w polskiej szkole stał się powszechny.

Rodzice o tym nie wiedzą?

W większości przypadków nie. Bo dziecko nie mówi. Nie mówi, bo się wstydzi. Boi się, że się wyda i będzie jeszcze gorzej. Wie, że jeśli powie prawdę, może stracić resztki poczucia bezpieczeństwa, które mu jeszcze zostały. Słyszy przecież zewsząd: "Skoro nie umiesz się bronić, to nie twoje miejsce", "Kto się skarży, ten przegrywa". Albo: "Mamy XXI wiek, nie jesteś z waty cukrowej!". Takie dziecko uczy się, że nie może być słabe, więc milczy. Udaje, że nic się nie dzieje.

Wtedy, jak pan pisze, zaczyna szukać ucieczki. "W grze – bo tam nikt nie pyta o wygląd. W internecie – bo tam można być kimś innym. W rozmowie z nieznajomym – który słucha i mówi to, co chce się usłyszeć. Właśnie tak zaczynają się najgorsze historie".

Pustka, której doświadcza dziecko, nie znika, młoda osoba zaczyna więc szukać sposobu, aby czymś ją wypełnić. Nierzadko wchodzi w relacje z obcym, który jest uważny, otwarty, który słucha. Dziś kontakt z nieznajomym jest dziecinnie prosty. Bywa, że ktoś przedstawia się jako 13-latek, a tak naprawdę jest dorosłym mężczyzną, który dobrze wie, jak manipulować. Hejtowane, samotne dzieci zaczynają z kimś takim rozmawiać, zwierzać się. Wysyłają swoje zdjęcia. Planują spotkanie. Rodzic zwykle dowiaduje się o tym na końcu – jeśli w ogóle.

Jakie są wtedy reakcje opiekunów?

Najczęściej jest niedowierzanie. Rodzice są w szoku, krzyczą: "Jak to się mogło stać? Przecież ona nic nie mówiła!", a ja odpowiadam: "Może próbowała, ale nie została wysłuchana lub ją zlekceważono". Dlatego apeluję: nie pytajmy dziecka, jak było w szkole. To pytanie nic nie daje. Pytajmy: "Czy dziś ktoś był wobec ciebie nie w porządku?", "Czy coś cię zmartwiło?", "Z kim czułeś się najgorzej, a z kim najlepiej?". Pytajmy o emocje, nie o stopnie. I co najważniejsze: uwierzmy dziecku, zanim uwierzymy sobie, że "to pewnie nic wielkiego".

Co jeszcze mogą zrobić rodzice?

Przede wszystkim być. Nie tylko fizycznie, ale również emocjonalnie. Znać rytm dnia dziecka. Zauważyć zmianę w jego nastroju czy zachowaniu: izolację, nerwowość, unikanie kontaktu. A jeśli coś rodziców zaniepokoi, nie powinni tego lekceważyć, tylko zapytać, porozmawiać i nie zadowalać się odpowiedzią, że "wszystko jest OK".

A szkoła? Jak zazwyczaj reaguje, kiedy zgłaszany jest problem hejtu?

Szkoła, choć powinna chronić uczniów, niestety często zawodzi. Z różnych powód: nie widzi albo nie chce uwierzyć, że to poważny problem. Czasami są to bardzo delikatne sygnały, które można łatwo przeoczyć albo niewłaściwie zinterpretować. Są oczywiście placówki, które robią wszystko, co mogą, żeby zapewnić swoim uczniom bezpieczeństwo i znaleźć sprawców gnębienia. Inne jednak zamiatają sprawę pod dywan, tłumacząc, że to tylko konflikt rówieśniczy, którego nie należy rozdmuchiwać. A przecież to nie jest konflikt, tylko przemoc. Gdy dziecko przez miesiące słyszy, że jest nikim, że "śmierdzi biedą", że "ma twarz jak mop", to nie jest wymiana zdań – to powolne niszczenie psychiki. Dlatego tak ważne jest, aby szkoła reagowała. Od razu.

Detektyw Paweł Boguszewski
Detektyw Paweł Boguszewski © Archiwum prywatne

Co dzieje się potem, po zgłoszeniu się do pana?

Pomagam. Konsultuję przypadki z rodzicami, nauczycielami, psychologami. Doradzam. Prowadzę warsztaty, profilaktykę, edukację. Robię to jako detektyw, mediator, prezes Fundacji Całym Sercem - Nadzieja. Często bezpłatnie, po godzinach, choć mam świadomość, że to wciąż za mało, bo skala hejtu w polskich szkołach jest ogromna. Dlatego chcę rozszerzyć pomoc na całą Polskę. Dotrzeć tam, gdzie nikt jeszcze nie zapukał. Gdzie dzieci milczą, bo boją się, że nikt ich nie usłyszy.

Co powiedziałby pan rodzicom, którzy czytają teraz naszą rozmowę?

Że warto być czujnym, nawet jeśli wydaje się, że wszystko gra. Żadne dziecko nie powie "ratuj mnie", ale być może powie: "nie chcę jutro iść do szkoły". To sygnał alarmowy. Poza tym nie wolno bagatelizować intuicji. Powtarzam rodzicom, że nawet jeśli czują się bezradni, to dobry początek, bo z bezradności często bierze się działanie.

Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
"Singapurski pocałunek" zna niewiele osób. Na czym polega?
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Jak często powinniśmy się kąpać? Lekarka stawia sprawę jasno
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Zajadasz się ziemniakami? Tak podane mogą ci zaszkodzić
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Pokazała córki. Tak wyglądają nastolatki
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Trendy prosto z Mediolanu. Oto co będziemy nosić już wiosną
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Leśnik zdążył to nagrać. "Tylko dla ludzi o mocnych nerwach"
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Tak wystroiła się do TVN-u. Mikroszorty to dopiero początek
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Jej dziadkowie mieszkali w Polsce. Tak brzmi jej prawdziwe nazwisko
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Rozwiodła się po 14 latach. "Najpierw się leży na podłodze"
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
Jesienią zaleją ulice. "Krowia" kurtka w stylu Bołądź robi furorę
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
"Puszczę go w skarpetach". O relacji z byłym mężem mówi jednoznacznie
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni
Masturdating robi furorę. Nie tylko single są zachwyceni