"Wyrzucali tabletki do sedesu". Justyna: patriarchat ma się dobrze
- Odzywały się do nas dziewczyny, których partnerzy wyrzucali przesyłki, wyrzucali tabletki do sedesu, a nawet sami je połykali - mówi Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu. - 45 tys. rocznie, tyle osób szuka pomocy w dostępie do tabletek poronnych - dodaje Natalia Broniarczyk.
Najnowsza produkcja "Nie jesteś sama", dostępna na Viaplay w reżyserii Karoliny Lucyny Domagalskiej przybliża działalność czterech aktywistek - Natalii, Karoliny, Justyny i Kingi - które od lat angażują się w walkę o dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji w Polsce.
Film dokumentuje ich codzienność, wyzwania, z którymi się mierzą, a także kulisy głośnej sprawy sądowej przeciwko jednej z bohaterek. 14 marca 2023 roku Justyna Wydrzyńska została skazana na 8 miesięcy ograniczenia wolności w formie prac społecznych za przekazanie tabletek poronnych kobiecie w ciąży.
- Zależało nam na tym, żeby pokazać prawdziwą scenę aborcji - mówi. - Bardzo się cieszę, że Karolinie się to udało i że znalazła się kobieta, która odważyła się pokazać twarz i podzielić swoją historią. To wymaga ogromnej odwagi - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Justyna Wydrzyńska.
45 tysięcy aborcji rocznie
Statystyki Aborcji bez Granic pokazują skalę problemu - w 2024 roku aż 45 tysięcy osób zwróciło się po pomoc w dostępie do tabletek poronnych lub po informacje na temat aborcji.
- Średnio każdego dnia 125 kobiet z naszą pomocą przyjmuje tabletki aborcyjne - mówi Natalia. - Dodatkowo kilka osób dziennie wyjeżdża z nami za granicę, najczęściej do Holandii, gdzie zabiegi są legalne. Współfinansujemy je i wspieramy kobiety w trakcie całego procesu.
Choć niektórym kobietom wciąż przysługuje aborcja w Polsce w ramach NFZ, rzeczywistość wygląda inaczej. - Spotykają się z odmową lekarzy, brakiem informacji, społecznym ostracyzmem - dodaje.
- Polska to kraj, w którym patriarchat ma się bardzo dobrze. Odzywały się do nas dziewczyny, których partnerzy wyrzucali przesyłki, wyrzucali tabletki do sedesu, a nawet sami je połykali. Naprawdę takich historii było sporo - stwierdza Justyna Wydrzyńska.
AboTak pod ostrzałem
8 marca 2025 roku, symbolicznie w Dzień Kobiet, swoją działalność zainaugurowała przychodnia AboTak - pierwsze w Polsce miejsce, w którym osoby w ciąży mogą bezpiecznie przeprowadzić aborcję farmakologiczną w warunkach ambulatoryjnych. Do tej pory z tej opcji skorzystały dwie osoby.
Od pierwszego dnia działalności pod przychodnią odbywają się regularne protesty antyaborcyjne. Skalę i intensywność tych demonstracji zaczynają odczuwać już okoliczni mieszkańcy.
- Regularnie pojawia się tam grupa związana z Kają Godek czy Robertem Bąkiewiczem. Przynoszą ze sobą wuwuzele, głośniki, z których równolegle puszczają płacz dzieci, antyaborcyjne hasła, wyzwiska wobec kobiet. Hałas trwa godzinami, przekraczając wszelkie normy - opowiada Natalia Broniarczyk.
Dodaje, że jedna z dziennikarek została oblana czerwoną farbą, a drzwi do lokalu - kwasem masłowym. - To substancja toksyczna, której nie da się legalnie zdobyć.
Wyjaśnia, że policja nie reaguje, bo protesty są legalnie zgłoszone. - Wraz z sąsiadami próbujemy coś z tym zrobić, apelujemy do władz miasta. Choć grupa jest nieliczna, potrafi zatruć życie całej okolicy. Zdarza się, że zmieniamy godziny otwarcia, żeby ich zmylić, ale pytanie brzmi: dlaczego to my mamy się dopasowywać?
Klinika znajduje się przy ulicy Wiejskiej, czyli tam, gdzie nie tylko jest Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP. Pojawiają się zarzuty, że "Abotak" to polityczny happening.
- I tak, i nie - odpowiada Natalia. - Nigdy nie ukrywałyśmy, że to działanie ma wymiar polityczny. To forma upomnienia się o prawa kobiet, zajęcie przestrzeni publicznej, przypomnienie, że aborcja to realny temat dla tysięcy Polek.
Dodaje, że lokalizacja nie jest przypadkowa.
- Chcemy pokazać politykom, że jeśli nie realizują swoich obietnic, problem nie znika - mówi Natalia. - Znajdujemy się w samym centrum Warszawy, pod czujnym okiem kamer, policji, żołnierzy patrolujących ulicę Wiejską. A mimo to wciąż dochodzi tu do przemocy wobec kobiet, które chcą przerwać ciążę, albo po prostu uzyskać informację.
Justyna - pierwsza skazana za pomoc w aborcji
14 marca 2023 roku Justyna Wydrzyńska została pierwszą aktywistką w Polsce skazaną za pomoc w aborcji. Proces wkrótce rozpocznie się od nowa, ponieważ Sąd Apelacyjny uznał, że wcześniejszy wyrok zapadł przy nieprawidłowym składzie sędziowskim.
Partner kobiety, której Justyna pomogła, zadzwonił na policję. Nie zgadzał się na aborcję. - To był początek pandemii, granice zaczęły się zamykać. Pojawiły się problemy z dostarczaniem tabletek. Wtedy dowiedziałam się o Ani. Była w przemocowej relacji, jej komputer i telefon były pod kontrolą partnera. Nie mogła działać sama - tłumaczy Justyna.
Zdecydowała się pomóc kobiecie od razu. - Sama byłam w przemocowym związku, więc wiedziałam, że muszę działać szybko. Niestety, gdy przesyłka dotarła do domu, czekała już tam policja. Okazało się, że partner przejął informację o paczce z jej skrzynki mailowej.
Choć sprawa wraca na wokandę, działaczka pozbawiona jest złudnych nadziei na to, że tym razem wyrok będzie inny. Zamiast tego czuje złość i frustrację.
- Wracają emocje, stres - przyznaje. - Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa, kiedy odbędzie się rozprawa. Wiem tylko, że sędzia będzie już prawidłowo powołany. Ale to wcale nie znaczy, że wyrok będzie łagodniejszy - mówi Justyna. - Patrząc na dotychczasowe orzeczenia, obawiam się, że będę musiała czekać latami.
- Mam poczucie, że stałam się narzędziem politycznej rozgrywki - stwierdza. - Rozumiem, że sąd chce przestrzegać praworządności, ale to wszystko odbywa się kosztem mnie. Ja żyję w tym zawieszeniu.
Po pierwszym wyroku została obciążona kosztami sądowymi. - Jeśli nowy wyrok będzie taki sam, zapłacę podwójnie, choć sprawa wróciła na wokandę nie z mojej winy.
Chcą aborcji bez kompromisów
Aborcyjny Dream Team oskarżany jest przez niektóre środowiska o radykalizm, niechęć do dialogu czy forsowanie kontrowersyjnych postulatów. Natalia Broniarczyk wyjaśnia, że Aborcyjny Dream Team nie powstał po to, żeby szukać kompromisów, tylko po to, by je odrzucać.
- Nie ma kompromisów w sytuacji, gdy kobieta jest w niechcianej ciąży. Każda z nas miała aborcję i wie, że życie pisze scenariusze, które weryfikują nawet najbardziej konserwatywne przekonania.
- Codziennie zgłaszają się do nas osoby, które mówią: "byłam przeciwniczką aborcji" albo "nigdy nie myślałam, że to zrobię". Nie dlatego, że zmieniły światopogląd z dnia na dzień, ale dlatego, że znalazły się w sytuacji, która wymagała podjęcia decyzji - często trudnej, zawsze głęboko osobistej.
Nie mniejsze kontrowersje budzi hasło "Aborcja jest OK", z którym Aborcyjny Dream Team występuje w przestrzeni publicznej. Jak tłumaczą same aktywistki - prowokuje ona tylko dlatego, że "przez ostatnie trzy dekady dominowała w Polsce narracja wstydu, winy i grzechu".
- "OK" znaczy "w porządku" - wyjaśnia Broniarczyk. - Kobieta, która przerwała ciążę, nie powinna nosić worka pokutnego. Może żyć dalej, godnie i bez wstydu.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski