Choroba, co wyżera duszę
Kiedyś modne było powiedzenie: „Jeśli mam się już od czegoś uzależnić, niech to będzie seks”. – Durne to – pod nosem komentuje Andrzej. – Ale nie życzę mądralom, żeby się przekonali na własnej skórze.
10.09.2007 | aktual.: 26.06.2010 21:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedyś modne było powiedzenie: „Jeśli mam się już od czegoś uzależnić, niech to będzie seks”. – Durne to – pod nosem komentuje Andrzej. – Ale nie życzę mądralom, żeby się przekonali na własnej skórze.
Andrzej jest erotomanem. Biernym erotomanem, należałoby dodać. Jego walka o „trzeźwienie” trwa już ósmy rok. Raz było trudniej, raz łatwiej. Kilka razy zupełnie upadał. Straszliwe uczucie: upodlenie, strach, poczucie, że jest się nikim… I znów walka. Teraz zaczyna wierzyć, że mu się uda. Wsparcie ma w grupie SLAA (Sex and Love Addicts Anonymous, czyli Anonimowi Uzależnieni od Seksu i Miłości) z miasta na północy Polski. Mityngów już nie unika. Wyjeżdża nawet na spotkania rekolekcyjne. Rzeźbi siebie na nowo.
Na zewnątrz – wszystko gra
– To, czy ktoś ma problem z uzależnieniem od seksu i miłości, jest sprawą bardzo delikatną i bardzo osobistą. To tylko sam zainteresowany może stwierdzić, ale to bardzo sprytna i przebiegła choroba. Jeżeli pan X onanizuje się za kierownicą i ma z tego powodu niegroźny wypadek samochodowy, to czy otworzą mu się oczy? – pyta terapeuta uzależnień Adam Krupski. I zaraz sam odpowiada: – Niestety, marna szansa.
Bo wtedy dochodzą demony racjonalizacji i ugłaskiwania problemu. Że wszyscy są przeciwko, że nic się złego nie dzieje. – Leczenie podejmują osoby, których życie legło w gruzach – twierdzi Krupski. – Uzależnienie od seksu to nie epidemia, która nagle zaatakowała ludzkość, to choroba, która wyżera duszę od środka i najczęściej jest ukryta w rodzinie od pokoleń. To straszna choroba, która atakuje osobowość, godność, poczucie wartości, stopniowo wżera się i przenika w głąb.
A na zewnątrz? Na zewnątrz na ogół nic nie widać. Dobry mąż, dobry pracownik… Choroba długo rozwija się w tajemnicy. – W walce z tą chorobą nie rozwiązujemy problemów, ale właśnie odkrywamy tajemnice. To nie jest łatwe, ponieważ tajemnice ukryte są w ludzkich historiach i przeżyciach, a te z kolei przygniecione są lękiem, wstydem i poczuciem winy – opowiada terapeuta.
Tajemnica Romana
Matka Romana piła, biła, piła, a potem znów biła. Roman myśli teraz, że była bardzo nieszczęśliwa, mocno skrzywdzona. Ale wtedy tak nie myślał. Potwornie się bał.
– Jedyne marzenie z dzieciństwa: żeby przestała – wspomina. Nie przestawała jednak, zaczął uciekać z domu. Co robił? Lepiej nie pytać. W każdym razie lęk przed kobietami pozostał i to strach kształtował wszelkie relacje z nimi. Potem się dowiedział, że jest uzależniony od chorej miłości i uległości. – W wieku 28 lat przypomniałem sobie, że podobno istnieje jakiś Bóg. Padłem na kolana i krzyczę: „Jeśli jesteś, to nie pozwól, bym był jak moi rodzice”. Bóg zesłał ludzi, którzy powiedzieli o terapii, pomogli. Ale terapia to droga przez mękę. Im mocniej się angażował, tym więcej bólu odnajdywał w sobie. – Nie potrafiłem kochać moich dzieci, przytulać, być troskliwym ojcem. Uciekałem przed dziećmi lub kupowałem ich akceptację prezentami – wspomina ojciec, który dziś samotnie wychowuje dwóch synów i córkę.
– Pomimo kilku terapii, znajomości teorii i praktyki wychodzenia z nałogu, nie potrafiłem wyznać sobie i innym strasznej prawdy – mówi, a głos 40-letniego mężczyzny łamie się w połowie zdania. Przyszedł czas, że Roman się przełamał. Sobie i innym wyznał prawdę. Matka nie tylko go biła… – Być zgwałconym przez własną matkę... Nie da się opisać słowami… Roman poszedł do spowiedzi. Opowiadał, jak żył i co zrobiła mu matka. – Księża nie wierzyli – opowiada ze smutkiem. – Reagowali, hmm… niewłaściwie. Ale nie mam żalu. W końcu trafiłem na kapłanów, którzy zrozumieli i bardzo pomogli. Dzięki nim zrozumiałem, że Bóg był mi obcy, bo obraz matki przeniosłem na Niego… Nie ufałem Mu, bałem się Go. Stąd wszystkie moje błędy, próby samobójcze. Roman mówi, że nie jest doskonały. Nie on jeden… Ale potrafi tulić swoje dzieci, żyć i cieszyć się życiem.
– Odkryłem swoją tajemnicę i wiem, że każdy może to zrobić. Wtedy wypełni się taki mały cud – Roman się uśmiecha.
Erotoman do spowiedzi?
Historia Romana pokazuje, że nie zawsze osoba uzależniona spotyka się z odpowiednią pomocą ze strony osób duchownych. Jednocześnie widać, jak ważną rolę odgrywają kapłani, którzy umieją wesprzeć, poprowadzić ku „trzeźwieniu”.
– Jesteśmy zapraszani co roku na spotkania trzeźwościowe do Lichenia, korzystamy z gościnności i pomocy ojców kapucynów w Zakroczymiu – opowiada jeden z uczestników mityngu grupy SLAA z Warszawy. – Najważniejsza jest świadomość osób duchownych. Potępianie nałogowców, zasypywanie ich radami czy wręcz jakaś ukryta agresja to najgorsze, co może spotkać szukającego pomocy. Najważniejsze jest wysłuchanie i pokazanie kierunku, a do tego potrzebna jest wiedza. Wyspowiadanie się ze zdrady niewątpliwie pomaga, ale to nie wystarcza. Dobrze by było, żeby chętni kapłani mogli uczestniczyć w warsztatach na temat uzależnień od zachowań.
– Gdy pierwszy raz poszłam do spowiedzi, a niestety miałam sporo na sumieniu, bałam się okropnie – wspomina Anna z Łodzi, uzależniona od pornografii. – Ku mojemu zaskoczeniu, ksiądz okazał mi tyle serca i wsparcia, że ryknęłam płaczem wprost w kratkę konfesjonału. A co najważniejsze, obiecał się za mnie modlić. I wiem, że to robi, bo gdy jest źle, czuję pomoc z Góry…
I portale pomagają
Uzależnienie od różnych zachowań seksualnych dosięga coraz to młodsze osoby. Widać to np. na forum www.onanizm.pl. Jego uczestnicy mają nieraz po 16–17 lat. Zauważyli, że mają problem. Nie chcą, żeby się pogłębił, walczą.
Dwudziestolatek Adi z zachodu Polski stworzył portal internetowy www.zacznijodnowa.republika.pl. To głównie informacje, czym jest choroba, jak można z nią walczyć. Ludzie wchodzą, czytają. Czasem coś napiszą od siebie. – Stworzyłem stronę, bo sam miałem problem. Do tej pory muszę być w stosunku do siebie twardy. Nie jest prosto… – mówi Adi. – Jednak grunt to znać prawdę o sobie, nie udawać. Mam nadzieję, że dzięki mojej stronie komuś też pomogę.
Z pomocą niesformalizowaną trzeba być jednak ostrożnym. Bo pomoc uzależnionym nie jest prosta. Przy nałogach nie można zabierać, eliminować cierpienia. Uzależniona osoba musi sama je poczuć. Wtedy dopiero może zacząć walkę. Dlatego terapeuci uzależnień, chociaż cenią nieformalne formy pomocy, zwykle przestrzegają: najlepszym sposobem na terapię jest terapia grupowa ze specjalistą. Wtedy uniknie się czczego gadania: „masz zrobić tak lub siak”. Współuzależnione, współuzależnieni… Uzależnieni od zachowań seksualnych nie żyją w próżni. Mają żony (ok. 80 proc. uzależnionych od seksu i chorej miłości to mężczyźni), mężów, dzieci… I jak w przypadku nałogów od substancji, od pewnego momentu ich bliscy cierpią. Wielu się współuzależnia. Na stronie internetowej SLAA można zrobić sobie test współuzależnienia. „Czy cierpisz z powodu powtarzających się zdrad w swoich związkach? Czy odczuwasz ból, wstyd lub zażenowanie z powodu zachowań seksualnych partnera? Podejmujesz rozpaczliwe wysiłki w celu odciągnięcia uwagi
partnera od jego chorych zachowań seksualnych, np. poprzez wyrzucanie pism lub filmów pornograficznych, wyrzucanie korespondencji, ubieranie się w sposób sugestywny itp.?”. Pytań jest dużo więcej. Na większość, kilka lat temu, twierdząco odpowiedziała Zuzanna. Dziś 42-letnia pewna siebie kobieta, wtedy – przerażona i sfrustrowana, ogarnięta wstydem i rozpaczą. Bo mąż… Ech, szkoda gadać.
– Trafiłam do grupy wsparcia. Przemogłam wstyd. Pomogli mi odzyskać równowagę. A mąż? Cóż, to jego życie. Ja już nie umieram na samą myśl o tym, co robił w nocy. Czasem głupio mi tylko, jak mijam jego (aktualny) obiekt zainteresowania. Ale już nie uciekam na drugą stronę ulicy – mówi pewnie, choć z nutą żalu.
Mąż Zuzanny do tej pory nie podejmuje leczenia. Zuzanna ma ciągle nadzieję. Ale ma też siebie.
Informacje na temat choroby i grup wsparcia SLAA są dostępne na stronie: www.slaa.pl
Nałóg wypełza z czarnej dziury
Dlaczego łatwo jest wpaść w uzależnienie od seksu i chorej miłości? Z terapeutą z Ośrodka Terapii Uzależnień „Polana”, Jackiem Racięckim, rozmawia Agata Puścikowska.
Agata Puścikowska: „Ten” problem dotyka ok. 5 proc. populacji amerykańskiej. Można przypuszczać, że w Polsce to podobna liczba. Jednak o erotomanii, uzależnieniu od chorej miłości, niewiele się u nas mówi...
Jacek Racięcki: – To prawda. O alkoholizmie wiemy od lat 70., o narkomanii od 80. Był czas, żeby się oswoić, zrozumieć problem, zacząć walczyć. O tym, że można uzależnić się od zachowań, w tym od zachowań seksualnych, dowiedzieliśmy się dopiero w latach 90. Do tego dochodzi opór uzależnionych: nawet gdy znają swój problem, niechętnie przyznają się do niego. Nie chcą być odrzuceni, jeszcze bardziej poniżeni, bo przecież sami czują się „źli”, „wstrętni”...
Społeczeństwo niewiele wie o erotomanii, również dlatego, że jest to nałóg, który trudno wykryć. Pijaństwo widać, narkoman prędzej czy później się zdradzi. Osoba uzależniona od seksu czy chorej miłości sama długo nie zauważa problemu, otoczenie też nic nie podejrzewa. Bo problem widać dopiero wtedy, gdy są konsekwencje... Gdy się straci pracę, lub gdy w wieku 30 lat zaczyna się „inaczej” patrzeć na... własne dziecko. Ale nawet i wtedy działają wszelkie mechanizmy wyparcia, a do tego erotyka jest dostępna wszędzie. Z erotomanią trudniej walczyć niż z alkoholizmem...
Słucham??!!
– Właśnie tak. Kilka powodów podałem. Poza tym brak w Polsce ośrodków leczenia erotomanii. W ofercie publicznej jest niewiele terapii dotyczących seksu i chorej miłości. Jest jeden ośrodek, są gabinety prywatne. Dobrze, że istnieją formy pomocy niesformalizowanej. Chodzi o grupy samopomocowe, mityngi osób uzależnionych, wychodzących z nałogu, oparte na metodzie 12 kroków. Takie grupy, dzieląc się swoim doświadczeniem, niosą skuteczną pomoc. A skąd się ten problem w człowieku bierze?
– Mówiąc najogólniej i najtrafniej: z braku miłości... Ale po kolei. Na uzależnienie od zachowań pracujemy długo. O ile np. przy narkomanii uzależnić się można od jednej dawki, przy erotomanii to pewien proces. Uzależnia się osoba, której emocje są słabiej rozwinięte niż dojrzałość fizyczna. Gdy człowiek jest w jakiś sposób poraniony, boi się życia, na każdą zmianę reaguje stresem i stwierdzeniem: „ja sobie nie poradzę”, jest osobą podatną na uzależnienia. Gdy w dodatku nie zna dobrych metod radzenia sobie ze strachem, a złe otrzymał z dysfunkcyjnego domu, czy telewizji, droga do uzależnienia może być prosta... Jest stres, jest niewłaściwe rozładowanie, jest chwilowa ulga. Potem znów odczuwa się stres... A o „ulgę” związaną z zachowaniami seksualnymi bardzo łatwo. Seks jest przecież wszędzie dostępny, do tego aprobowany. Przy tym dotyka wszystkich ludzkich sensorów. Zwykle uzależniają się od niego osoby, które w dzieciństwie nie czuły się kochane i akceptowane. Szukają uczucia za wszelką cenę. Zachowania
typu onanizm czy sięganie po pornografię to forma szukania miłości: akceptacji siebie samego. Jeśli nie ma prawdziwej miłości, człowiek znajduje substytut.
Czyli że nie zawsze człowiek jest winny swojemu uzależnieniu?
– Tak. Jeśli ktoś w dorosłe życie wchodzi z „czarną dziurą” po prawdziwej miłości, a czasami też po traumie wykorzystania seksualnego, nie umie żyć i kochać inaczej. Jeden uzależniony traktuje ludzi jak przedmiot, drugi ich wykorzystuje, jeszcze ktoś może wykazywać zachowania poddańcze lub zaborcze. Ktoś kupuje miłość, ktoś wpada w nałóg onanizmu... Gdy człowiek nie umie kochać bliźniego swego jak SIEBIE SAMEGO, jak ma prawdziwie kochać, szanować, towarzyszyć? Czarna dziura prędzej czy później go pochwyci. Uzależni się od chorej miłości, bo taki otrzymał wzorzec. Do tego świat wokół nas nie sprzyja zdrowej miłości.
Świat uczy erotomanii?
– Świat przygotowuje ku niej drogę. Kultura erotyzmu otacza nas zewsząd. Coraz więcej ludzi jej ulega. Sex-shopy na każdej ulicy, „teledyski” dla dzieci pełne zachowań seksualnych, przykłady można mnożyć. Wokół jest tyle „rozprężających”, przynoszących pseudozadowolenie materiałów, że tylko brać... Świat przyzwala.
Jak się bronić?
– Trzeba mieć świadomość swojej seksualności. Seksualność jest normalna i trzeba ją tak traktować. Trzeba też wiedzieć, że łatwo ją zepsuć, wynaturzyć. Tu ważny jest przykład rodziny. Przykład, nie nauczanie. Dziecko nie musi znać całej teorii, być seksualnie wyedukowane. Musi natomiast widzieć właściwe relacje w rodzinie. W domu ojciec powinien być mężczyzną, matka kobietą. Dziecko musi widzieć, że ich płciowość jest piękna, właściwa. Dom powinien dawać poczucie bezpieczeństwa i miłość. W takiej atmosferze młody człowiek nie będzie szukać, błądzić, w przyszłości nie wpadnie w nałóg.
Agata Puścikowska