Ciało mój wróg - dlaczego siebie nie akceptujemy?
„Nienawidzę swoich piersi. Są wielkie, obwisłe, z rozstępami. Mam też tłuste nogi, wielki zad i pękate policzki. Koszmar”. Internautka Misia_19 nie jest dla siebie łaskawa: nie lubi swojego ciała i daje temu upust w internecie.
„Nienawidzę swoich piersi. Są wielkie, obwisłe, z rozstępami. Mam też tłuste nogi, wielki zad i pękate policzki. Koszmar”. Internautka Misia_19 nie jest dla siebie łaskawa: nie lubi swojego ciała i daje temu upust w internecie. Szybko znajduje i pocieszycieli, i solidarnych w biedzie, bo co czwarty Polak nie lubi swojego ciała.
Magazyn psychologiczny „Charaktery" w ramach projektu Sondażownia zapytał użytkowników portalu, co sądzą o swoim ciele. Większość ankietowanych (88 %) stanowiły młode kobiety w wieku od 18 do 34 lat, z których, jak się okazuje, tylko 19% zadowolonych jest ze swojego ciała i nie chce w nim nic zmieniać. Gros ankietowanych (43%) procent chciałoby schudnąć 4-9 kilogramów. Czy ubytek wagi sprawi, że polubią własne ciało bez zastrzeżeń?
„Nie chodzi mi nawet o tę cholerną wagę, ale o magiczny rozmiar 38, który jest poza moim zasięgiem” pisze na jednym z kobiecych for internautka Walijka. „Rozmiar 38 to dziewczęcość, gibkość, seksapil i szczęście”. Walijka nie zdradza, ile waży, ale w innym poście przyznaje się, że oszukuje podczas badania on-line wskaźnika BMI, który obliczamy dzieląc masę ciała podaną w kilogramach przez wzrost podniesiony do kwadratu (podany w metrach). Czasem dodanie sobie dwóch centymetrów lub odjęcie dwóch kilogramów sprawia, że nie jesteśmy otyli, lecz tylko mamy nadwagę. Tak robi Walijka i inne panie, które nie akceptują swojego ciała. Pytane, jakie ciało zaakceptowałyby bez zastrzeżeń, wymieniają np. nazwiska topowych modelek z zastępów Victoria’s Secret o idealnych proporcjach.
Psycholog i redaktor naukowy miesięcznika „Charaktery", dr Dorota Krzemionka, zastanawiając się, dlaczego nie lubimy własnego ciała, podkreśla fakt ciągłego mierzenia się ze sztucznym ideałem piękna propagowanym przez zdjęcia podrasowanych komputerowo aktorek i modelek. „Wiele osób zdaje się też wierzyć w zasadę: tyle znaczę, ile ważę. A im mniej ważę, tym więcej znaczę. Szczupła sylwetka dla wielu kobiet staje się podstawą ich samooceny. Zagrożonej, bo nigdy nie czują się dość szczupłe” komentuje wyniki badań psycholog.
Część dziewcząt przyznaje, że nie tylko próżność sprawia, że nie przepadają za swoją cielesną powłoką. Znaczenie ma też pogarszający się stan zdrowia. Kasia ma 32 lata i pięć lat temu zdiagnozowano u niej niedoczynność tarczycy: wcześniej nie wiedziała, dlaczego ze smukłej, zgrabnej, młodej kobiety zmieniła się w, jak sama to opisuje, ociężałego hipopotama o wiecznie spuchniętych nogach, paluszkach jak paróweczki i tłustej buzi. – Nie znoszę jak się mi mówi: „Dobrze wyglądasz, ale mogłabyś zrzucić kilka kilo”. Nikt nie wie, że to nie jest dla mnie łatwe. To nie ja jestem panią mego ciała, tylko hormony, które decydują, ile będę ważyć. – mówi.
POLECAMY:
Kasia przy wzroście 173 waży 78 kilo. Sama przyznaje, że ratuje ją wąska talia, cienkie przeguby dłoni i delikatne kostki u nóg – Trzeba się czymś pocieszać – wzdycha i przypomina wywiad z piosenkarką Kayah, która barwnie opowiadała, jak ciężko jest walczyć z chorobą, która decyduje za ciebie, ile masz ważyć. Ciężko jest zaakceptować fakt, że ciało zmienia się nie w taki sposób, jaki byśmy chcieli.
Dla większości ankietowanych w badaniu Sondażowni „Charakterów” (ponad 70 procent) szczupła sylwetka jest warunkiem zdrowia. Respondenci łączą ją też z poczuciem zadowolenia z siebie oraz atrakcyjnością seksualną. Szczupły człowiek jest zdrowy i wysportowany, więc na pewno ma fantastyczne życie erotyczne. To przekonanie związane jest z psychologicznym efektem aureoli.
„Nie wierzę facetom, którzy mówią, że kochają tzw. prawdziwe kobiety z dużymi piersiami, pełną pupą i sporymi biodrami. Wątpię, żeby o nich fantazjowali. Mężczyznom podobają się osiemnastolatki z nogami jak u gazeli, małymi tyłeczkami i jędrnymi piersiami” pisze Lolalou z forum dla pań XXL. Twierdzi, że woli brutalną prawdę niż lukrowanie i pudrowanie rzeczywistości.
Naszą naczelną cechą narodową jest narzekanie. Przejawia się to też w kwestii akceptacji własnej powierzchowności. Polka zwykle neguje komplement: „Myślisz, że schudłam? No, co ty! Jestem gruba”. W naszej kulturze pełna akceptacja własnego ciała jest czymś podejrzanym, ociera się o narcyzm, więc większość pań stawia swemu ciału warunki: „Będę piękna/seksowna/zgrabna, jeśli schudnę”. Ciągłe dążenie do ideału, ciągłe stawianie sobie poprzeczki wyżej staje się chlebem powszednim. Bo, jak widać, Polki tak samo jak mieszkanki Los Angeles, nigdy nie mogą być za bogate i za szczupłe.
Na blogach i forach internetowych poświęconych modzie i urodzie popularne jest ustawianie tzw. indywidualnego tickera, czyli suwaczka pokazującego, ile dana internautka schudła i ile jeszcze kilogramów zrzucić zamierza. Na kresie suwaczka jednak rzadko widnieje motto „będę piękna”, gdyż wyścig o idealne ciało, a przynajmniej o takie, które można polubić, nigdy się nie kończy.
(alp/sr)