Blisko ludziTrzy Polki połączył fanklub kazachskiego muzyka

Trzy Polki połączył fanklub kazachskiego muzyka

Dimash podczas koncertu
Dimash podczas koncertu
Źródło zdjęć: © Getty Images | Vyacheslav Prokofyev\TASS
11.06.2021 13:55

Monikę (40 l.), Teresę (62 l.) i Mirellę (59 l.) połączył fanklub. Spokojne, ustatkowane życie zamieniły na koncerty na żywo, podróże po świecie i odkrywanie nowych talentów. Założyły nawet własne radio, by promować muzykę Dimasha z Kazachstanu. "Bywa, że ktoś skomentuje, że ciotki jadą na koncert" – mówią w rozmowie z WP Kobieta.

Teresa Kąkol ma 62 lata i pochodzi z Gdańska. Przez całe życie pracowała jako nauczycielka muzyki i dodatkowo prowadziła dziecięcy chór, co zawsze dawało jej mnóstwo satysfakcji. Ogólnie wiodła bardzo spokojne życie, uważając się za typową miłośniczkę opery.

Fanka opery zmieniła swoje życie o 180 stopni

Jednak kilka lat temu wszystko się zmieniło i jej harmonijne, wypełnione operą życie nabrało barw, jakich wcześniej nie znała. Pod wpływem głosu 27-letniego piosenkarza z Kazachstanu, doznała silnych emocji.

- Mój brat przysłał mi link do jednego z utworów Dimasha Kudaibergena. Kiedy zaczęłam go słuchać, poraziły mnie ogromne emocje, których doświadczyłam w życiu po raz pierwszy, a gdy piosenka dobiegła końca, to właściwie zachorowałam. Zaczęły się bezsenne noce, bo potrafiłam słuchać jego piosenek do białego rana – relacjonuje 62-latka.

Teresa podczas spotkania z Dimashem
Teresa podczas spotkania z Dimashem© Archiwum prywatne

- To jest w tej chwili najlepszy głos na świecie i nie mówię tego przez pryzmat emocji, które odczuwam, to są obiektywne oceny najważniejszych autorytetów muzycznych na świecie. Nie jest to artysta znany w Polsce, ale ma rozpiętość głosu, którą mógłby rozdzielić na baryton, tenor, sopran, alt i jeszcze koloraturę. Poza tym śpiewa w rejestrze gwizdka, to są dźwięki, dzięki którym mógłby się porozumiewać z delfinami – nie może wyjść z podziwu Teresa.

Wspomina, że niedługo po tym, jak poznała jego twórczość, zaczęła jeździć na wszystkie koncerty artysty z Kazachstanu. Zyskała odwagę, by robić rzeczy, które wcześniej wydawały jej się nie do pomyślenia.

- Skaczę pod sceną, jeżdżę po świecie. Poleciałam do Soczi jako jedyna z Polski na jego koncert, potem też do Moskwy, do Londynu, Sankt Petersburga, Rygi, Kijowa. Kiedy poznałam Dimasha, szukając informacji na jego temat, trafiłam na Facebooka i nawet się zarejestrowałam, ale w ogóle nie wiedziałam, jak się po nim poruszać. Siedziałam spanikowana, bo nie wiedziałam, jak komuś odpowiedzieć na wiadomość, co wpisać, gdzie kliknąć. To była śmieszna sytuacja. Potem założyłam konto na Instagramie, na którym swego czasu transmitowałam cały koncert w Rydze. Fani z całego świata się o tym dowiedzieli i nagle zaczęło mi przybywać mnóstwo followersów. Przez całe trzy godziny koncertu trzymałam telefon komórkowy w dłoniach, żeby nie zawieść tych ludzi. Byłam w szoku, bo potem pisali do mnie podziękowania z Izraela, Turcji, Meksyku, USA, Peru, Chile i Argentyny. To było niesamowite! Kiedyś pojechałam na koncert Dimasha z wielkim banerem, obok którego fotografowało się pół świata i wtedy poczułam się częścią wyjątkowej społeczności – cieszy się Teresa.

Dla idola złamała swoją zasadę

Mirella Gliwińska ma 59 lat i jest opowiadaczką historii. Już raz zmieniła swoje życie, kiedy zrezygnowała z kariery w administracji, na rzecz niepewnego losu wolnego strzelca, bo miała poczucie, że robi rzeczy, które niekoniecznie lubi. Zawsze w głębi duszy ciągnęło ją w stronę sztuki. Uwielbiała słuchać artystów mówiących o swojej pasji i o tym, jak widzą rzeczywistość. Kochała tańczyć flamenco i opowiadać historie.

- Przyszedł jednak taki moment, kiedy zaczęłam się zastanawiać, co zrobić z resztą mojego życia. Miałam poczucie, że wchodzę w wiek, w którym zaczyna się odcinać kupony od tego, co się zrobiło. Zawsze szukałam nowych ludzi i nowych wyzwań, a w tym czasie nie miałam już nowego pomysłu na to, co dalej. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam Dimasha, jego umiejętności wokalne zrobiły na mnie ogromne wrażenie - wspomina.

Pokazałam go swojej 81-letniej mamie, która jest miłośniczką opery oraz muzyki klasycznej i jej reakcja była niesamowita - zaczęła płakać, w ogóle nie mogła się opanować. Od tego momentu, Dimash stał się jej ulubionym wykonawcą. Ja też chciałam jego muzyką zarazić cały świat, ale że świat okazał się dość chłodny, postanowiłam poszukać ludzi podobnych do mnie. Wcześniej, mimo że zawsze słuchałam dużo muzyki i miałam swoich ulubionych artystów, nigdy nie nazwałabym się czyjąś fanką. Bycie członkiem fanklubu wydawało mi się to strasznie głupie. Dimash Kudaibergen Fanklub Polska jest pierwszym, do jakiego należę. Wcześniej też miałam zasadę, że nie rozmawiam wirtualnie z nikim obcym i nie wdaję się w żadne dyskusje. To też się zmieniło, kiedy zaczęłam należeć do fanklubu założonego przez Monikę – opowiada z rozbawieniem Mirella.

Dimash - Грешная страсть (Sinful passion) A'Studio

Mama dwójki dzieci założyła fanklub

Swoją historię opowiada też Monika Wasylewska, z zawodu fotograf, mama dwojga dzieci. Zafascynowana głosem Dimasha, założyła kanał na Youtube, który tak spodobał się fanom z Kazachstanu, że Monika jako jedyna z Polski dostała szansę pojechać do kraju artysty, a przelot i pobyt dzięki oficjalnemu kazachskiemu fanklubowi opłacili sponsorzy. 40-latka nie zastanawiała się ani przez moment i wsiadła do samolotu, by przeżyć tę przygodę. Po wycieczce i spotkaniu z artystą założyła fanklub, do którego teraz należą również Teresa i Mirella.

Monika jest założycielką fanklubu Dimasha
Monika jest założycielką fanklubu Dimasha© Archiwum prywatne

Teresę poznała na jednym z koncertów i poczuły, że nadają na tych samych falach. Nie chciały wzdychać do zdjęć artysty, ale marzyły o tym, by stworzyć coś więcej. Zarejestrowały więc stowarzyszenie, które promuje kraj ulubionego artysty i historie z nim związane.

- Zawsze byłam pasjonatem muzyki i jeździłam na koncerty. Jednak nigdy wcześniej nie miałam potrzeby należenia do żadnego fanklubu – przyznaje Monika.- Zwykle po pierwszej fazie zachwytu i odsłuchania wszystkiego, co jest dostępne w Internecie, nadchodzi druga faza, czyli chęć dowiedzenia się wszystkiego na temat życia prywatnego Dimasha, kim jest, skąd pochodzi, z kim się spotyka. Nigdy wcześniej mnie takie rzeczy nie interesowały, ale w tym przypadku, co ciekawe, im więcej się dowiadywałam, jak bardzo wartościową osobą jest Dimash, tym jeszcze bardziej chciałam być na bieżąco z tym, co teraz robi, kiedy planuje następny koncert czy płytę – opowiada założycielka fanklubu.

Fanklub zakłada swoje radio

Kiedy okazało się, że polskie media nie grają piosenek ich ulubionego artysty, fanki z Polski wzięły sprawy w swoje ręce. Dzięki pomocy kolegi, Zbigniewa Kurzyńskiego, założyli własne radio – Radio Dimash, w którym nie tylko promują nieznanego w Polsce muzyka, ale też odkrywają własne talenty.

Pani Teresa w trakcie nagrywania audycji
Pani Teresa w trakcie nagrywania audycji© Archiwum prywatne

- W życiu bym wcześniej nie pomyślała, że będę się takimi rzeczami zajmować. Przeprowadzam wywiady, prowadzę audycje na żywo, czasem sama, a czasem z Mirellą – opowiada Teresa.- Dzięki temu nabrałam wiary w to, że jesteśmy w stanie robić rzeczy, których do tej pory nigdy nie robiliśmy. Zaczęłam pisać różne artykuły, tłumaczyć z włoskiego i rosyjskiego, jestem aktywna w mediach społecznościowych. Ta pasja wydobywa ze mnie nowe rzeczy, uczę się obróbki dźwięku, robienia grafik komputerowych – opowiada Teresa z Gdańska.

Podobnie Mirella zyskała wiatr w żagle i odważyła się wybrać w samotną podróż po Kazachstanie.

- Do tej pory nie mogę uwierzyć, że odważyłam się to zrobić – opowiada 59-latka. - Ja nigdy w życiu nie wyjeżdżałam nigdzie sama, a przez 15 ostatnich lat nie ruszałam się z Polski. A za sprawą pasji do muzyki Dimasha kupiłam bilet, pomyślałam, że niczego nie będę planować i pojechałam na 3 tygodnie do Kazachstanu. To była najpiękniejsza wyprawa w moim życiu. Ludzie, których tam poznałam i to, co przeżyłam, zasługuje na osobną opowieść. W czasach, kiedy jest tyle nieufności i napięć na świecie, kiedy wszędzie jest wszechobecny hejt, ja mogłam liczyć na wsparcie i serdeczność. Tak to już jest w tym naszym "dimashowym" świecie, że staramy się pielęgnować jak najlepsze cechy i wartości – zapewnia Mirella.

Monika dodaje, że kobiety z fanklubu Dimasha nie wieszają plakatów artysty na ścianach, ale czują, że łączy je wrażliwość na ten sam rodzaj muzyki.

- Dojrzały fan, to nie jest fan, który ugania się za artystą i piszczy z wrażenia (chociaż oczywiście na koncertach zdarza nam się krzyczeć i śpiewać). To jest fan, który będzie się cieszył muzyką, kupował płyty, a w miarę możliwości też jeździł na koncerty. W naszej międzynarodowej fanowskiej społeczności, metryka, pochodzenie czy religia nie ma żadnego znaczenia, jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Jeśli ktoś powie: "ciotki jadą na koncert", to tylko ten, kto nigdy nie przeżył i nie czuje tego, co my, więc nie do końca wie, o czym mówi – zauważa z uśmiechem Monika.

Członkinie fanklubu artysty każdemu życzą odnalezienia w życiu pasji, która da mu tyle satysfakcji, co im daje bycie fanką Dimasha. 

W fanklubie liczy się wspólny cel

Fanklub to fantastyczna inicjatywa, bez względu na to, ile ma się lat, zauważa Zuzanna Butryn, psychoterapeutka z Centrum Psychoterapii Sense. Według niej, to nie jest forma zrzeszania się zarezerwowana tylko dla młodzieży.

- To świetny sposób na poznawanie nowych osób. Fanklub ma głównie wartość towarzyską i żeby go założyć, nic nas nie ogranicza, a już na pewno nie nasz wiek. Ograniczenia tworzymy sami we własnym umyśle. Każdy ma prawo, kibicować komu chce, być fanem muzyki Dimasha, czy jak panowie fanami drużyny piłkarskiej, czego nikt im nie wytyka i nie powie, że "wujkowie jadą na mecz" – zauważa psycholożka.

Ekspertka tłumaczy też, że muzyka na pewnym etapie życia może wzbudzać w nas bardzo silne emocje i jest to wynik naszych życiowych doświadczeń, które nas uwrażliwiają.

- Z biegiem lat zdobywamy pewne doświadczenia, które wykształcają w nas większą wrażliwość na pewne rzeczy, które zaczynają nas poruszać, odbieramy je za wyjątkowe. Na pewno jest to fajna inicjatywa i warta naśladowania, a zdecydowanie mniejsze ma znaczenie czy nazywa się fanklubem, czy stowarzyszeniem, bo chodzi tu głównie o kontakt z drugim człowiekiem i wspólne przeżywanie. Kiedy robimy coś razem, daje nam to poczucie sensu i celu, którym może być na przykład zorganizowanie zlotu fanów czy wyjazdu na koncert. W każdym razie kibicuję takim inicjatywom! – dodaje Zuzanna Butryn, psycholożka i psychoterapeutka z Centrum Psychoterapii Sense.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl