Blisko ludziPiękne Anioły pomagają dzieciom. Spełniają ich marzenia

Piękne Anioły pomagają dzieciom. Spełniają ich marzenia

Kasia z podopiecznymi
Kasia z podopiecznymi
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
09.06.2021 10:59, aktualizacja: 16.03.2022 15:01

O ciężkiej sytuacji życiowej często decyduje przypadek. Założone przez Katarzynę Konewecką-Hołój stowarzyszenie Piękne Anioły powstało, by dostrzegać krzywdę innych i pomagać potrzebującym.

To było kilka lat temu, w bardzo zimny dzień. Temperatura wynosiła wtedy minus 20 stopni Celsjusza. Katarzyna, wracając do domu, na przystanku za miastem zauważyła dwoje małych dzieci. Coś w niej drgnęło i zawróciła. Ta sytuacja spowodowała, że powstały "Piękne Anioły".

– To nie był pomysł, po prostu los tak chciał. Nie miałam wcześniej styczności z pomocą charytatywną ani z podobnymi działaniami. Przez zupełny przypadek, moje drogi skrzyżowały się z dziećmi z bardzo ubogiej rodziny. Od tej historii wywodzi się też nazwa naszego stowarzyszenia. Jakaś magiczna siła pchnęła mnie do przodu – opowiada podekscytowana Katarzyna Konewecka-Hołój, prezes stowarzyszenia Piękne Anioły.

Z początku maluchy nie chciały wsiąść do jej auta, ale udało się je przekonać. Odwożąc je do domu, zobaczyła, w jakim skrajnym ubóstwie mieszkają. - Po tym jak pracownik socjalny opowiedział mi o skali problemu, jakim jest ubóstwo dzieci w Polsce, wspólnie z grupą znajomych postanowiliśmy pomóc dzieciom, które spotkałam. Hasło stowarzyszenia kojarzy jej się z aniołami tych pociech, które pchnęły mnie do dalszego działania - mówi Katarzyna.

Co pokazała pandemia?

– Ubóstwo dzieci odciska piętno na ich rozwoju. Naszemu społeczeństwu powinno zależeć na pomocy tym maluchom. Im wcześniej - jeszcze w zalążku - będziemy starać się im pomóc, tym lepiej. Nie będziemy musieli potem pomagać dorosłemu człowiekowi – twierdzi prezes "Pięknych Aniołów". – Jeśli wyciągniemy rękę na etapie szkoły podstawowej, to dziecko pod kątem edukacji i rozwoju może prawidłowo wzrastać. Im bardziej nasze społeczeństwo jest samodzielne w dorosłym życiu, tym dla nas lepiej – podkreśla.

Podczas pandemii dzieci zostały zamknięte w domu i nie mogły liczyć na niczyją pomoc. – Widzimy zdrowe dziecko, ale załóżmy, że gorzej ubrane. Ktoś, kto nie ma bezpośredniej styczności i nie wejdzie do domu oraz nie zobaczy całego przekroju wychowawczego takiego dziecka, to nie widzi jakiegoś dużego dramatu. Pandemia otworzyła nam oczy. Pracownicy socjalni, asystenci rodzin czy kuratorzy zobaczyli skalę problemu. Zauważyli, jaki namacalny wpływ ma na dziecko zamknięcie w tragicznych warunkach mieszkalnych – podkreśla.

Dzieci często nie chcą włączać kamerki, ponieważ wstydzą się biedy, jaka jest u nich w domu. Czują wstyd, a obcowanie całą dobę w takim środowisku, wpływa na nie naprawdę destrukcyjnie – dodaje Katarzyna.

Obraz
© Archiwum prywatne

Ciężkie chwile 

Część z tych dzieciaków potrzebuje fachowej pomocy psychologicznej. – Wiele z nich jest po próbach samobójczych. Zostały zamknięte w klatce, bez możliwości ucieczki czy udania się do kogoś o pomoc. Wcześniej, nawet jeśli było w tym domu nie tak jak powinno, zarówno na poziomie finansowym, jak i ze względu na trudną sytuację rodzinną, to dziecko miało dokąd się udać. Odreagowywało, wychodząc na pół dnia do szkoły, spędzając potem czas z rówieśnikami na podwórku czy świetlicy środowiskowej. Te dzieci zostały bez żadnej pomocy – mówi ze smutkiem Kasia.

Za każdym razem podopiecznych stowarzyszenia "Piękne Anioły" klasyfikują pracownicy socjalni. Nie mogli odwiedzać dzieci w pandemii. W najgorszym czasie zostały bez jakiegokolwiek wsparcia. – Po obluzowaniu obostrzeń, gdy weszli instytucjonalni pracownicy, tak naprawdę było tyle pracy, że nie wiedzieli, w co włożyć ręce. Zobaczyli pokłosie pandemii, w naszym stowarzyszeniu telefony się urywały. Ciężko jest odmówić komukolwiek pomocy, a potrzebujących w całej Polsce jest naprawdę wielu – zaznacza.

Obraz
© Archiwum prywatne

Remontów do tej pory było ponad 200 na terenie całej Polski. Ostatni remont, który robiliśmy w Warszawie, był dla mnie wyjątkowy. Byli to uchodźcy z Czeczenii, którzy dostali lokal socjalny. W środku, jak się wchodzi do ich domu, to czuje się, jakby było się w Czeczenii, a wychodząc, znowu jest się w Polsce. To niezwykłe doświadczenie. Jest to rodzina bardzo tradycjonalna i zżyta ze sobą. Są mocno przywiązani do swojego kraju i kultury. Przybyli do Polski, ale zachowując całą czeczeńską autonomię. Mama nie kupuje gotowego makaronu, chleba oraz innych produktów, tylko same składniki i wszystko przygotowuje od samych podstaw – mówi z uśmiechem Kasia. 

"Piękne Anioły" mają rozpoczęte także dwa remonty na Śląsku, w województwie opolskim oraz w powiecie krakowskim.

Dwójce dzieci, które natchnęły Katarzynę do działania, też zmienili pokój na przyjazny. – Naszym założeniem jest, aby taki pokój spełniał trzy warunki – do snu, nauki i zabawy. Dopięliśmy swego. I tak zaczęła się cała historia. Po kilku pierwszych remontach, gdy już sformalizowaliśmy stowarzyszenie, z pomocą przyszła nam aktorka Anna Czartoryska, która wsparła nasze działania – mówi Kasia.

Kolejnym dużym krokiem było wejście we współpracę z firmą Lilou. Stworzyli oni dedykowane zawieszki – skrzydełka miłości, ze sprzedaży których dochód zostanie przekazany na "Piękne Anioły". Ponadto Lilou zorganizowało akcję "Kobiety w oczach Lilou". Unikatowe portrety największych polskich gwiazd powstały z myślą o podopiecznych "Pięknych Aniołów", a całkowity dochód z akcji pokrył koszty remontu pokoi w łódzkim domu dziecka.

Dodatkowe ręce do pracy

– Każdą osobę, która jest nam w stanie pomóc podczas remontów, chętnie przyjmiemy do naszego grona. Jest to forma współpracy charytatywnej, ale uśmiech podopiecznych wynagradza nam wszystko. To nie są remonty w normalnych mieszkaniach, gdzie są proste ściany i gdzie wystarczy wziąć wałek i pomalować. To zazwyczaj nasze ściany się walą. Stąd koniecznością jest posiadanie wiedzy z zakresu remontów. Często burmistrzowie miast, z których pochodzą rodziny, zachęcają do pomocy np. strażaków. Moją siłą do pracy jest to, że zawsze taki remont kończy się happy endem – mówi. 

Wchodząc do domu, Katarzyna często jest przygnębiona tym, co usłyszała i zobaczyła. - Ale wiem, że w dniu, w którym będziemy się rozstawać z tą rodziną, tam będą wszyscy uśmiechnięci. Dodatkowym plusem jest to, że poprzez pomoc danej rodzinie, udało się nam zaszczepić w tych ludziach to, że nie tylko oni są rodziną potrzebującą, ale że sami mogą stać się wolontariuszami i pomagać innym. To bardzo ich wzmocniło i podbudowało mówi z uśmiechem na twarzy Katarzyna. 

- Mieliśmy niepełnosprawnego pana, którego dzieciom wyremontowaliśmy pokoje. Odwdzięczył się, pomagając innym podczas remontów pokoików. To było naprawdę niezwykłe doświadczenie. Można zmienić koleje losu czyjejś rodziny, pomóc wyjść z życiowego marazmu. Bez wątpienia dobro uskrzydla – uważa.  

Wstrząsającym faktem jest to, że często dzieci z rodzin dysfunkcyjnych nie mają swoich marzeń. Myślą, że ich życie zaczyna się i kończy, w domu rodzinnym i w takich warunkach. Dopiero gdy wyciągnie się do nich pomocą dłoń są w stanie zauważyć, że tak naprawdę są dopiero na starcie swojej życiowej drogi. Wcześniej maluchy te nie miały świadomości innego życia.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (14)
Zobacz także