Dlaczego boimy się rozstawać?
Nie mamy wspólnych zainteresowań, nie lubimy jego znajomych, na wakacje chcemy jechać w różne miejsca. Irytuje nas hobby partnera, czujemy się zmuszani do seksu, kłócimy się o każdy szczegół. Mimo tego wciąż jesteśmy razem i wcale nie planujemy się rozstać.
Nie mamy wspólnych zainteresowań, nie lubimy jego znajomych, na wakacje chcemy jechać w różne miejsca. Irytuje nas hobby partnera, czujemy się zmuszani do seksu, kłócimy się o każdy szczegół. Mimo tego wciąż jesteśmy razem i wcale nie planujemy się rozstać. Dlaczego tkwimy w relacjach, które zamiast nas uszczęśliwiać sprawiają, że jesteśmy sfrustrowani?
W pary dobieramy się po to, by było łatwiej. Chodzi nie tylko o kwestie finansowe, ale przede wszystkim o samopoczucie – bez względu na to, jak bardzo jesteśmy niezależni, prędzej czy później każde z nas potrzebuje w pobliżu osoby, której można zaufać. Życie we dwoje powinno być lepszym rozwiązaniem niż w pojedynkę, tymczasem wokół jest wiele związków, które nie pozwalają wierzyć w tę teorię. Czujemy, że to nie jest to, ale nie rozstajemy się. Dlaczego? Czyżbyśmy tak bardzo bali się samotności, że wolimy byle jaką relację?
Nie lubimy zmian
- Są ludzie, którzy rzeczywiście boją się zostać sami, ale nie upatrywałbym tutaj głównej przyczyny – mówi seksuolog Arkadiusz Bilejczyk. – My ogólnie nie lubimy pozbywać się czegoś, kończyć pewnego etapu i to nie dotyczy jedynie związków, ale wszystkich dziedzin życia. Często jest nam szkoda wyrzucić stare, ulubione trampki czy torbę. Mimo tego, że dostajemy lepszą ofertę, czasem jest nam ciężko odejść z dawnego miejsca pracy, odczuwamy smutek, gdy się przeprowadzamy. Wszystko dlatego, że przywiązujemy się do ludzi, miejsc, przedmiotów, a poza tym jest to coś, co już znamy.
- W sytuacji, gdy pojawiają się zmiany, mamy do czynienia z niewiadomą, czymś nowym, do czego trzeba będzie się przyzwyczaić – dodaje seksuolog. – Zmiany są podniecające, zapewniają nam sporo emocji, ale zawsze trzeba coś zakończyć, zostawić, a to wiąże się ze smutkiem. Jesteśmy skonstruowani w taki sposób, że unikamy sytuacji, które są nieprzyjemne. Czasem decydujemy się więc na to, by tkwić w bezsensownym związku tylko dlatego, że boimy się: bolesnej rozmowy, smutku po rozstaniu, uczucia pustki, a następnie nowych relacji, które wcale nie muszą być lepsze – wyjaśnia.
29-letnia Magda z Krakowa przyznaje, że przez długi czas, właśnie z powodu lęku przed nieznanym, nie chciała się rozstać z chłopakiem.
- Od roku było między nami źle. Nie zgadzaliśmy się w wielu ważnych kwestiach, wszystko robiliśmy oddzielnie, czułam, że tak naprawdę nic już nas nie łączy. Ciągle jednak wmawiałam sobie, że to chwilowy kryzys i zaraz wszystko wróci do normy – opowiada. Jednak nie wracało.
– Kiedy po raz pierwszy na serio zaczęłam się zastanawiać nad rozstaniem, sparaliżował mnie strach. Myślałam o tym, że będę musiała znaleźć sobie mieszkanie, zorganizować przeprowadzkę, podzielić rzeczy, które wspólnie kupiliśmy, wytłumaczyć to jakoś rodzicom. Początkowo mnie to przerosło. Potem jednak przeanalizowałam sytuację jeszcze raz i pomyślałam, że wiele osób jest w znacznie trudniejszej sytuacji: mają wspólne domy, samochody, wychowują dzieci, są po ślubie, a mimo wszystko podejmują decyzję o rozstaniu i jakoś sobie z tym wszystkim radzą – mówi Magda.
W końcu i ona postanowiła wziąć się w garść i wyprowadziła się. – Zrobiliśmy to na spokojnie, miałam czas na to, by znaleźć mieszkanie. Nie było łatwo, bolało, bo bolałoby nawet wtedy, gdybym wyprowadzała się od przyjaciółki, a tutaj dodatkowo dochodziła intymność, która kiedyś między nami była. Ale jakoś się udało i dzisiaj i ja, i on jesteśmy bardziej szczęśliwi bez siebie.
Lęk przed nieznanym
Oprócz tego, że chcemy uniknąć nieprzyjemnych uczuć związanych z rozstaniem, często zdarza nam się funkcjonować w nieudanych związkach dlatego, że boimy się gorszego scenariusza. W końcu nigdy nie wiesz, na kogo trafisz następnym razem. A może już w ogóle nie uda się nikogo poznać?
- Pamiętam, jak zwierzyłam się przyjaciółce, że rozstaję się z Michałem – wspomina 31-letnia Bożena. Mieszkali razem przez 4 lata. Wspólnie wyjechali za granicę, byli bardzo zżyci. – Do dziś słyszę jej reakcję: „Podziwiam cię za odwagę. Przystojny, inteligentny, dobrze ustawiony. Ciężko będzie ci znaleźć kogoś, kto mu dorówna. To odważna decyzja w tym wieku” – opowiada Bożena, która nigdy wcześniej nie patrzyła na to w taki sposób. – Przecież to, że ktoś dobrze wygląda czy zarabia, to nie wszystko. Ja najzwyczajniej w świecie nie czułam się szczęśliwa i wychodziłam za założenia, że wolę być sama niż z nim, ale zauważyłam, że nie każdy patrzy na świat w ten sposób – mówi.
- Są osoby niezależne i takie, które nie wyobrażają sobie, by funkcjonować w pojedynkę. Im bardziej jesteśmy zdolni do tego, by żyć własnym życiem: mamy swoich znajomych, pasje, zainteresowania, tym łatwiej będzie nam podjąć decyzję o rozstaniu w sytuacji, gdy nie jesteśmy szczęśliwi – mówi seksuolog. – Nie twierdzę, że przyjdzie nam to łatwo i bezboleśnie, ale nie będziemy wtedy bać się tego, że możemy zostać sami.
Co ludzie powiedzą
Okazuje się, że jest jeszcze jeden czynnik, który odgrywa tutaj znaczącą rolę: opinia innych ludzi. Wpływ osób trzecich może się przejawiać na wiele sposobów. Wszyscy znajomi dawno już pozakładali rodziny, babcia pyta, czemu nie mamy narzeczonego, mama apeluje, że już chciałaby mieć wnuki, a my dajemy się wciągnąć w tę grę.
- Znam kilka osób, od których usłyszałam, żebym się nie wygłupiała. Mama twierdzi, że jestem zbyt wybredna i czekam na księcia z bajki, a sąsiadka mówi, że jestem niestała w uczuciach – śmieje się 27-letnia Karolina. – Czy to źle, że chciałabym być szczęśliwa? To nie tak, że zmieniam facetów jak rękawiczki. Dwa razy długo walczyłam o związek, bo czułam, że warto. Odchodzę dopiero wtedy, kiedy dociera do mnie fakt, że chcemy różnych rzeczy, patrzymy w przeciwnych kierunkach. Uważam, że nie ma sensu próbować za wszelką cenę, bo jeśli po dwóch latach jest źle, to jak będzie po dwudziestu pięciu? – wyjaśnia Karolina.
Mówi się o tym, że dziś zbyt łatwo przychodzi nam wymienianie partnera na lepszy model. Dawniej nie można było tak po prostu „próbować”. Z drugiej jednak strony, często tak bardzo obawiamy się zmian, że wolimy scenariusz, z którego wcale nie jesteśmy zadowoleni, ale przynajmniej go znamy i mniej więcej wiemy, czego możemy się spodziewać. Który z wariantów jest lepszy? Ten, gdzie wybierzemy szczęście swoje i innych. Niby brzmi banalnie, ale jak znaleźć na to odpowiedź? Czasem po prostu warto się zatrzymać i wszystko przemyśleć bez udziału emocji, bo stare buty też jest na czasem ciężko wyrzucić, mimo tego, że są dziurawe i przemakają…
(asz/sr)