ModaGdzie się będziemy ubierać po pandemii? Opowiadają znani polscy projektanci i właściciele marek

Gdzie się będziemy ubierać po pandemii? Opowiadają znani polscy projektanci i właściciele marek

Gdzie się będziemy ubierać po pandemii? Opowiadają znani polscy projektanci i właściciele marek
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Dominika Czerniszewska
08.06.2020 16:34, aktualizacja: 08.06.2020 19:33

Polscy projektanci mają nadzieję, że gorszy czas się dla nich skończył. Pandemia zmieniła modę. Nie tylko to, jak się teraz ubieramy, ale też podejście do samego projektowania i do biznesu modowego. Jedni zamykają swoje sklepy, przenoszą się do sieci, inni już czekają, aż klienci wrócą do ich butików pod prestiżowymi adresami.

Jessica Mercedes, promując swoją markę Veclaim, zapewniała, że wszystkie ubrania szyte są w Polsce. W mediach zawrzało, gdy okazało się, że niektóre t-shirty powstają na bazie bluzek firmy Fruit of the Loom. To amerykańska marka, której koszulki można kupić za kilkanaście złotych i stworzyć na nich nadruk. Na blogerkę modową wylała się fala hejtu. Klienci masowo zaczęli zwracać ubrania, a w zeszłą sobotę witryna butiku Veclaim została zdewastowana. Wandale opatrzyli ją napisem "Fake!".

Nie należy jednak powyższej sytuacji przekładać na polską branżę modową. Mamy gamę marek, które od lat stawiają na jakość. One nie muszą walczyć z kryzysem wizerunkowym. One muszą zmierzyć się z oczekiwaniami klienta.

Internetowo, ekologicznie, kameralnie

Pandemia wiele zmieniła, także w modzie. Ten szok, który wywołał COVID-19, pozostanie w nas na długo. Nie ma już m.in. flagowego butiku Kuczyńskiej na Mokotowskiej. Przeniósł się do sieci.

– Zamknięcie flagowego sklepu Ania Kuczyńska było trudną lecz przemyślaną i wyważoną decyzją. Przejście do strefy online podyktowane jest względami ekonomicznymi i społecznymi. Jestem zdania, że w trakcie pandemii bardzo zmieniły się nasze potrzeby i zwyczaje, wyobrażenie o tym, co jest przyjemnością. Dziś luksusem jest moda dostarczona pod drzwi. Mój sklep był miejscem wymian artystycznych, miał swój zapach, atmosferę i charakter – mam nadzieję, że część uda mi się przenieść do przestrzeni wirtualnej – dostarczane ubrania pachną tak samo, muzyka jest dostępna na mojej stronie – wyjaśnia Ania Kuczyńska.

– Zawsze starałam się, aby marka była postrzegana jako progresywna, bardzo szybko reagująca na potrzeby kobiet. Warto mieć w sobie odwagę, czujność i energię. Moja sprzedaż internetowa w ostatnich miesiącach rośnie.Wydaje mi się, że ta tendencja się utrzyma, marki muszą się szybko przystosować do nowej rzeczywistości – dodaje.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet

Jako stuprocentowa feministka Ania Kuczyńska wyznaje zasadę, że kobiety muszą przede wszystkim ubierać się dla własnej przyjemności, nie dla innych. Jej zdaniem chodzenie w dresach i piżamie demobilizuje i jest fajne tylko na krótką metę.

– Robienie rzeczy dla własnej przyjemności jest miłe. Poranna kawa wypita w ładnej filiżance i schludne, estetyczne ubranie zasadniczo wpływa na nasz nastrój, dodaje energii i humoru. Chciałabym, aby polskie kobiety wykorzystały czas izolacji i doszły między innymi do wniosków, że warto ubierać się dla siebie samej, czuć się ze sobą dobrze. Ubranie wpływa na nasze samopoczucie i zachowania – mówi.

A jak będzie wyglądała Polka po pandemii? – Myślę, że część z nas będzie chciała powrotu "normalności". Klapki zmienimy na obcasy, dresy na koszule i spódnice. Mam nadzieję, że nasze wybory staną się bardziej świadome i rozważne, mniej emocjonalne. Mam nadzieję, że Polki wybiorą modę zrównoważoną - ponadczasową i dobrej jakości.

Przed projektantką nowe wyzwanie. Chce, aby klienci nie tylko zdejmowali ubrania z wieszaka wirtualnego, ale aby wiedzieli, że każda z tych rzeczy ma swoją historię. Stworzyła nowe opakowania, które w całości pochodzą z recyklingu. Filozofią marki jest dobra jakość, naturalne tkaniny i produkcja lokalna.

– Moja marka jakiś czas temu odeszła od sezonów. Nowe ubrania pojawiają się regularnie z porami roku. Kolekcje są mniejsze, często proponuję tzw. kapsuły - maksymalnie 5 nowych modeli. Obecny czas to idealny moment na konsumpcyjną pauzę. Mniej znaczy więcej – oznajmia.

Obraz
© Archiwum prywatne

Jesteśmy silniejsze

Justyna Przygońska i Brygida Kubiś od pięciu lat prowadzą jedną z najprężniej działających marek modowych w Polsce z butikami w Paryżu, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu. Sprawdzamy, jak The Odder Side radzi sobie w dobie pandemii.

– Premiera naszej kolekcji wiosenno-letniej przypadła dokładnie na dzień, w którym zapadła decyzja o zamknięciu wszystkich sklepów. To był prawdziwy piątek, trzynastego – wspomina Przygońska.

Wszystkie działania przeniosły więc do online. – To było dla nas ogromne i emocjonujące wyzwanie. Wraz z Brygidą skupiłyśmy się na utrzymaniu wszystkiego, co mamy. Nie wiedziałyśmy, ile potrwa ten stan zawieszenia. Na szczęście nam się udało. Nie zaliczyliśmy żadnych spadków – mówi z ulgą Justyna.

Dziewczyny już pierwszego dnia zaczęły dynamicznie działać. I to jest właśnie klucz, by utrzymać się na rynku. Pierwszą rzecz, którą zaproponowały - była darmowa przesyłka. Wdrożyły także wysyłkę do paczkomatów. Najcenniejszy okazał się Instagram – to tam obserwatorki mogły poznać nie tylko Brygidę i Justynę, ale także cały zespół. Zniesiono im opłatę za czynsz – niestety, tylko w Paryżu… Justyna spełniła też swoje marzenia, ponieważ izolacja społeczna pomogła jej przekonać Brygidę, by stworzyć nową linię w The Odder Side, w której będą dresy i legginsy.

– Jestem z tego dumna, dążyłam do tej linii od 2 lat. Teraz nowa linia została niesamowicie przyjęta i zostanie z nami na zawsze. Okazuje się, że w domu można chodzić w wygodnych ubraniach, ale jednocześnie czuć się cool – mówi Przygońska.

Zdaniem projektantki moda po pandemii może przyczynić się do bardziej świadomych zakupów. – Obecnie klientki często zadają nam pytania – w jakich warunkach produkujemy, jakiego rodzaju dzianin używamy. Utrzymuje się tendencja, którą widzę od kilku lat – Polki stawiają na jakość. Na początku trudno było nam przekonać klientki do t-shirtów za 149 złotych. Teraz jest inaczej. Moda, którą preferujemy jest bardziej świadoma – ocenia.

Obraz
© Instagram

Czas DNA i świadomych zakupów

Kamil Macionczyk, Sale & Showroom w MMC Studio, uważa, że marki, które już wcześniej miały wysoko rozwinięty e-commerce, znakomicie poradziły sobie w czasie izolacji. Jego zdaniem moda nie przejdzie w 100 proc. do online. Showroom, w którym pracuje, nazywa po prostu miejscem spotkań. Ludzie przychodzą tutaj na kawę, poznają projektantów, rozmawiają…

Kamil się nie pomylił. Pierwsi klienci szybko zawitali. Uważa, że po pandemii zakupy będą bardziej przemyślane. Świadczy o tym historia klientki, która ostatnio kupiła bardzo wyjątkową sukienkę.

– Wie, że nie założy jej wszędzie, ale ona w końcu chce być dobrze ubrana i mieć świetne samopoczucie, po prostu dobrze poczuć się ze sobą – przywołuje Kamil. Podkreśla również, że izolacja społeczna sprawiła, że ludzie zaczęli szukać nowych inspiracji i rozwiązań.

– Po prostu szukają siebie. Zaczęli rozmawiać na temat mody, a nie tylko wrzucać zdjęcia. Na Instagramie jest teraz mnóstwo hasztagów – typu #malujsie. Obrazuje to, że kobiety wyskakują z pieleszy i dbają o siebie – oznajmia. Modowy ekspert potwierdza, że branża modowa musi być czujna i od razu reagować na to, co się dzieje tu i teraz.

– Dlatego MMC szybko wprowadziła kilka modeli bluz i spodni, które spotkały się z bardzo dużym zainteresowaniem. Obecnie najwięcej czasu spędzamy w domach, więc nie możemy wyłącznie projektować sukienek z tafty. Musimy od razu odpowiadać, ale w taki sposób, by nie tracić DNA marki – kwituje Kamil.

Obraz
© Instagram