Blisko ludziIch mężowie nie pracują zawodowo. To one zarabiają na dom

Ich mężowie nie pracują zawodowo. To one zarabiają na dom

Ich mężowie nie pracują zawodowo. To one zarabiają na dom
Źródło zdjęć: © WP.PL
09.05.2019 15:17, aktualizacja: 11.05.2019 13:41

Paweł dostaje od swojej żony tysiąc złotych kieszonkowego. Marcin zrezygnował z pracy, aby zajmować się dzieckiem. Ich partnerki w pełni akceptują ich decyzję. Same zarabiają na dom. – Nie mamy już takiego sztywnego podziału ról jak kiedyś. Nie czuję się wykorzystywana – mówi jedna z bohaterek.

Kamila poślubiła Marcina 8 lat temu. Mężczyzna prowadził wówczas firmę – handlował sprzętem komputerowym. Na początku szło nieźle – nowi klienci, duże utargi. Marcin był w stanie odłożyć nawet kilka tysięcy złotych miesięcznie. Niestety, jego dobra passa nie trwała długo.

Po jakimś czasie pojawiły się problemy finansowe – sklep świecił pustkami, kończyły się oszczędności i zaczęły się pierwsze długi. Po drugiej interwencji komornika mężczyzna postanowił zawiesić działalność gospodarczą. W tym samym czasie kariera Kamili nabrała tempa – kobieta awansowała i została szefem zespołu w jednej z warszawskich korporacji. Zmiana stanowiska oznaczała sporą podwyżkę.

"Jak ma pracować za grosze, to niech lepiej zajmie się domem”

Marcin nie miał pomysłu na swoją dalszą karierę. Przez 3 miesiące pracował w biurze, potem zatrudnił się w jednym z marketów ze sprzętem RTV i AGD. Praca była ciężka, wypłata kiepska. W końcu para, która wychowuje razem 5-letniego synka, podjęła decyzję, że mężczyzna zostanie na razie w domu.

– Marcin był przybity i nieszczęśliwy. Widziałam, że nie służy mu praca poniżej kwalifikacji. Nigdy nie mieliśmy problemów finansowych, a po mojej podwyżce sytuacja była jeszcze lepsza. Nie oszukujmy się – jego 2 tys. zł dochodu nie robiło większej różnicy. Jak ma pracować za grosze, to niech lepiej zajmie się domem. Nie widzę w tym nic złego. Jesteśmy małżeństwem, musimy sobie pomagać. Wiem, że zrobiłby dla mnie to samo – opowiada Kamila.

Kobieta podkreśla, że na początku koleżanki z pracy śmiały się z niej, że utrzymuje męża. Po jakimś czasie odpuściły i nawet zaczęły jej zazdrościć. – Dom jest posprzątany, obiad ugotowany, dziecko się nie nudzi i spędza czas z ojcem – wymienia Kamila. Sytuacja jest na tyle wygodna, że ostatnio Kamila sama przekonywała męża, aby jeszcze trochę posiedział w domu.

Jak para funkcjonuje na co dzień? Kamila i Marcin mają wspólne konto, do którego bank wydał dwie karty. Dzięki temu Marcin ma stały dostęp do środków i nie musi co chwilę prosić żony o pieniądze. Kamila nie śledzi wydatków męża – ufa mu i daje dużo swobody.

Kieszonkowe od żony

Podobnie funkcjonują Ania i Paweł. Kobieta pracuje jako specjalistka ds. HR w dużej poznańskiej firmie. Jej mąż od roku jest bezrobotny. Decyzja o zwolnieniu się nie była niespodzianką. Mężczyzna właściwie od zawsze miał problemy z pracą i nigdzie nie mógł zagrzać miejsca. Wcześniej pracował jako copywriter i specjalista ds. social media w poznańskich agencjach reklamowych. Kłóciło się to z jego zainteresowaniami – Paweł skończył Akademię Sztuk Pięknych i wiązał swoją przyszłość ze sztuką.

– Paweł jest artystą i zawsze mi to imponowało. W agencjach reklamowych zarabiał niezłe pieniądze. Niestety odbijało się to na jego obrazach. Nic dziwnego. Po 8 czy 10 godzinach pracy ciężko wrócić do domu i namalować coś sensownego. Skończyło się tak, że mąż w ogóle przestał tworzyć – opowiada Ania.

Para w końcu wspólnie zdecydowała, że Paweł zrezygnuje z pracy i skupi się na malowaniu. Ania nie chce mówić, ile zarabia, jednak podkreśla, że pieniądze nie są dla niej żadnym problemem i niczego im nie brakuje. Bezrobocie męża traktuje jako pewnego rodzaju inwestycję. Ma nadzieję, że mąż będzie się rozwijał w domu i w końcu zacznie sprzedawać swoje obrazy za przyzwoite pieniądze.

Kiedy pytam o kwestie organizacyjne, Ania odpowiada, że nie chce mieć z mężem wspólnego konta. Wpadła na inny pomysł.

– Utworzyłam mężowi osobny rachunek, na który co miesiąc przelewam tysiąc złotych na tzw. własne wydatki. Chodzi o to, żeby nie przychodził do mnie za każdym razem, gdy np. wychodzi z kolegami na piwo. Myślę, że nie czułby się z tym zbyt komfortowo – mówi.

Teściowie Pawła nie rozumieją, dlaczego mężczyzna nie chce pracować. 36-latka tłumaczy, że podczas jednej z kłótni jej ojciec wykrzyczał, że mąż ją zwyczajnie wykorzystuje. Trudno jej zaakceptować podejście rodziców, jednak mimo wszystko ich rozumie.

– Rodzice wychowywali się w czasach, gdy to mężczyzna był głową rodziny. Musiał zarobić na cały dom. To się jednak zmieniło. Kobiety rozwijają się, pracują, zarabiają duże pieniądze. Nie mamy już takiego sztywnego podziału ról jak kiedyś. Nie czuję się wykorzystywana, co więcej, obecna sytuacja w pewien sposób poprawiła nawet moją samoocenę – tłumaczy Ania.

Niepracujący mężczyzna to nieudacznik

Z Anią zgadza się Marek, który od 3 lat ma dostęp do konta swojej żony. 42-latek uważa, że w Polsce przyjęło się, że to mężczyzna jest głową rodziny. Ma to jego zdaniem bardzo poważne skutki.

– Kiedy kobieta zajmuje się dziećmi i domem, to nikt nie ma z tym problemu. Zupełnie inaczej jest w przypadku niepracującego mężczyzny. Taki facet zawsze będzie nazywany w Polsce nieudacznikiem. To bardzo krzywdzące. Społeczeństwo ma wobec nas konkretne oczekiwania, jednak nikt się nie zastanawia, czy mamy w ogóle ochotę i predyspozycje do tego, aby być przedsiębiorczymi żywicielami rodziny – tłumaczy Marek.

Mężczyzna podkreśla, że świetnie radzi sobie w domu. Denerwuje go, że wiele osób wciąż myśli, że niepracująca osoba cały dzień leży na kanapie i ogląda telewizję z piwem w ręku. – A przecież dywan sam się nie odkurzy, a obiad sam się nie ugotuje. Szkoda, że nikt nie docenia takiej pracy – tłumaczy mężczyzna.

Związek typu dawca-biorca

Psycholog Adam Lewanowicz podkreśla, że jest wiele typów relacji i nie wszystkie muszą być zbudowane na partnerstwie. Trudno mówić również o równości, w przypadku, gdy zwykle i tak jedna ze stron zarabia więcej od drugiej. Specjalista nie ma jednak wątpliwości – uważa, że związki typu dawca-biorca świetnie się sprawdzają, o ile obie osoby akceptują sytuację. W takim wypadku ani żartujący koledzy, ani niezadowoleni teściowie nie będą żadną przeszkodą.

Należy pamiętać również, że tzw. głowa rodziny to nie zawsze ta osoba, która najwięcej zarabia. Nie możemy również dyskredytować bezrobotnych. Specjalista, podobnie jak zajmujący się domem Marek, podkreśla, że praca w domu to wciąż praca.

Lewanowicz twierdzi, że opisywany model zawsze funkcjonował w naszym społeczeństwie. Jednak aktualnie możemy mówić o zdecydowanie większej tolerancji.

– Kobiety mają dużo większe możliwości zarabiania pieniędzy niż kiedyś. Skoro panie akceptują niepracujących mężczyzn, to nie widzę powodu, aby ich partnerzy nie mieliby zajmować się domem – podsumowuje psycholog.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta