Gwiazdy„Jak ci się nie podoba, to idź do mamusi”

„Jak ci się nie podoba, to idź do mamusi”

„Jak ci się nie podoba, to idź do mamusi”
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
25.07.2011 11:07

- Kiedy Magda jest zła, lubi rzucić coś w rodzaju: Jak ci się nie podoba, to idź sobie do mamusi. Ona na pewno zrobi lepszą zupę.

- Z Magdą jesteśmy już razem od czterech lat. To pierwszy mój związek, kiedy po takim czasie wciąż czuję, że chce mi się wracać po pracy do domu – opowiada Michał, który oświadczył się ukochanej kilka miesięcy temu. - Przez pierwszy rok nie pokłóciliśmy się ani razu. Aż byłem zdziwiony, bo obydwoje mamy silne charaktery, ale chyba tak bardzo nam było dobrze ze sobą, że zawsze dochodziliśmy do jakiegoś kompromisu – dodaje. Do dziś Magda i Michał są ze sobą bardzo szczęśliwi. Kłócą się rzadko, wciąż starają się nawzajem zaskakiwać, wychodzą na randki. Jest jednak pewna rzecz, która bardzo złości Michała: - Kiedy Magda jest zła, lubi rzucić coś w rodzaju: Jak ci się nie podoba, to idź sobie do mamusi. Ona na pewno zrobi lepszą zupę.

Wynik frustracji

- Nie lubię tego, bo zaczynamy wchodzić na jakiś zupełnie inny grunt. Kocham moja narzeczoną, jest najważniejszą kobietą w moim życiu. Wiadomo jednak, że moją matkę również darzę ogromną miłością i każde złe słowo wypowiadane na jej temat od razu wzbudza moją agresję. Dlatego nie mogę zrozumieć czemu Magda czasem tak mówi – mówi Michał.

Magda na co dzień jest dość spokojną dziewczyną, która jednak wie, czego chce i zawsze uparcie dąży do celu. Przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji zwykle kieruje się rozsądkiem, a nie chwilowym przypływem emocji. Jednak są sytuacje, kiedy hasło: „Idź do mamusi, ona na pewno zrobi to lepiej niż ja” aż samo ciśnie się na usta i trudno jest nad sobą zapanować.

- Sytuacja jest prosta: chodzi tutaj o rywalizację. Niezależnie od ról społecznych, kobiety rywalizują ze sobą: czasem w mniejszym, innym razem w większym stopniu. Często zależy to od relacji pomiędzy nimi – wyjaśnia Małgorzata Zaryczna, psychoterapeutka, psycholog z poradni MAGO. I nie ma tutaj znaczenia czy chodzi o babkę, siostrę czy ciocię, choć matka najczęściej jest tą, która przed nami była najważniejszą kobietą w życiu mężczyzny i dlatego to o niej mówimy najchętniej.

Jeszcze większy zgrzyt pojawia się wtedy, kiedy owa matka nie umie poradzić sobie z nową sytuacją: teraz mój syn ma swoją kobietę, zaczyna się angażować, to czas, by założył swoją rodzinę, a ja powinnam ustąpić jej miejsce. Jeśli tego nie robi, pojawia się większy konflikt. - Narzeczona czuje się niepewnie, zaczyna się obawiać, więc przy jakiejkolwiek sytuacji mówi: Idź do mamy. - mówi psycholog. - Co tak naprawdę chce przez to wyrazić? Idź, bo chcesz iść do kogoś lepszego, niż ja. Kogoś, kto lepiej zrozumie twoje potrzeby i będzie umiał je zaspokoić. Jest to oczywiście czysta prowokacja, bo przecież nie chcemy, by nasz facet faktycznie wziął kurtkę i pojechał do mamy. Chcemy usłyszeć: No coś ty! Przecież tylko ty mnie rozumiesz i to z tobą chcę teraz być. Jesteś teraz dla mnie najważniejsza – dodaje Zaryczna.

Uzasadnienie dla tego typu zachowania znajdziemy nawet grzebiąc w typowych dla naszego gatunku zachowaniach biologicznych. Kobieta, która decyduje się na to, żeby wejść w związek z mężczyzną, chce mieć pewność, że to ona jest teraz najważniejsza. Musi wiedzieć, że kiedy pojawią się dzieci, to wokół nich będzie kręcił się świat. Zauważmy jeszcze jedną rzecz: starcie przebiega dwutorowo. Po pierwsze, rywalizujemy z innymi przedstawicielami tej samej płci, po drugie z matką.

POLECAMY:

- Mężczyzna też zazwyczaj powie: Idź do mamusi, tylko w skrajnych przypadkach odeśle żonę do ojca (tam, gdzie ta więź jest wyjątkowo silna i widoczna), bo dziecko biologicznie jest dużo bardziej przywiązane do matki – wyjaśnia psycholog. - Dlatego dla kobiety ten konflikt jest trudniejszy: nie dość, że musi rywalizować z inną kobietą, to także z matką, a wszystko to w jednej osobie – dodaje Zaryczna.

„Jak chcesz mieć artystkę, to wróć do Patrycji”

Rywalizacja z matką to jedno. Ale bądźmy ze sobą szczere: przynajmniej raz w życiu każdej z nas chciało się odesłać faceta do swojej eks albo jakiejś koleżanki, o którą choć trochę jesteśmy zazdrosne.

- Tutaj działa ten sam mechanizm: rywalizacja. Różnica polega na tym, że tym razem czujemy się zagrożone w roli kochanki, w grę wchodzą sprawy seksualne. Taka sytuacja jest zdrowsza, bo rywalizujemy o rolę, która została dla nas przygotowana – mówi Zaryczna. - Kulturowo zawsze było poniekąd tak, że kobieta zastępowała mężczyźnie matkę: zajmowała się domem, dbała o ciepło rodzinne. Tak się je wychowywało, ale tutaj pojawia się pewien konflikt: nie możemy wejść w role matki naszego mężczyzny, ponieważ ona jest już zajęta. Dla nas zostaje rola żony, kochanki – dodaje.

Wszystko się zgadza, ale mężczyźni wciąż nie mogą zrozumieć, czemu odsyłamy ich do innych kobiet, skoro tak naprawdę tego nie chcemy? Dlaczego nie usiądziemy na spokojnie, nie porozmawiamy, nie powiemy o swoich uczuciach?

- Tak jest dużo trudniej. Zwykle chodzi o rzeczy, które nas bolą. Łatwiej jest zareagować złością, bo ona dodaje nam siły. Kiedy się złościmy, jesteśmy silniejsze. Uczucie złości od zawsze było kluczowe przy każdego rodzaju walce – wyjaśnia psycholog. - To jest pierwsza reakcja, która przychodzi naturalnie. Nie chcemy się otworzyć, z obawy przed tym, że ktoś pozna nasze prawdziwe obawy i lęki, słabe punkty.

Wiadomo, łatwiej powiedzieć: Jak chcesz się rozerwać to idź do Baśki, może upchnie cię gdzieś na długiej liście swoich kochanków niż porozmawiać o tym, co nas naprawdę boli. Ale czy to coś da? Może jednak warto zaryzykować, zaufać naszemu partnerowi i otworzyć się? W końcu nic nie tracimy. Jeśli wykorzysta to w zły sposób, znaczy, że gra nie była warta świeczki.

(asz/sr)

POLECAMY: