Trudni sąsiedzi - co robić?
W każdej społeczności łatwiej byłoby radzić sobie z konfliktami, gdyby w momencie wybuchu sporu tak jak dzielnicowy policjant dostępny był mediator! Wtedy zamiast walczyć ze sobą, ludzie mogliby uczyć się współpracy, poszukując razem rozwiązania konfliktu.
16.05.2012 | aktual.: 17.05.2012 12:54
W każdej społeczności łatwiej byłoby radzić sobie z konfliktami, gdyby w momencie wybuchu sporu tak jak dzielnicowy policjant dostępny był mediator! Wtedy zamiast walczyć ze sobą, ludzie mogliby uczyć się współpracy, poszukując razem rozwiązania konfliktu.
Pani Elwira i pan Roman mieszkają na Starym Mokotowie od urodzenia, tutaj wychowali swoje dzieci. Niedawno obchodzili 50-lecie wspólnego życia. Dzięki nim wiele sąsiedzkich waśni znalazło swój dobry finał. Dziwią się, że ludzie nie potrafią teraz żyć ze sobą w zgodzie, kłócą się i spierają o byle drobiazgi. Dzisiaj to ludzie od razu biegną do sądu. Sądem straszyli nawet naszą 85-letnią sąsiadkę, gdyż przeszkadzało im, że dokarmiała okoliczne bezdomne koty.– opowiada pani Elwira.
Na szczęście udało się jakoś poszukać wspólnie rozwiązań. Nasz znajomy weterynarz zbadał wszystkie koty, zaszczepił i podarował jeszcze dla nich suchą karmę. Pan Roman wspomina, że gdy jego rodzice byli młodzi, to wszyscy się tu znali, odwiedzali, mieli wspólne tematy.
Sąsiedzi siadali razem na podwórku, całe letnie, ciepłe wieczory spędzali na pogawędkach. Wspólnie szukali pomysłów na rozwiązania sporów, jeśli się pojawiały. _ Po prostu wszyscy dbali o te relacje mieszkańców– mówi pan Roman. A dziś… Nasi sąsiedzi wciąż gdzieś pędzą, nawet „dzień dobry” nie powiedzą. Czasem mam wrażenie, że lepiej nic nie mówić, gdyż na próby nawiązania kontaktu reagują obojętnością, albo stają się agresywni. Wszystkim wszystko przeszkadza – a to pies szczekający u sąsiada, a to młodzież rozmawiająca głośniej przed bramą, a to „obcy” samochód zaparkowany za blisko posesji. Każdy patrzy tylko na siebie, nie dostrzega potrzeb innych. Sąsiedzkie znajomości, przyjaźnie, czy choćby rozmowy podczas spacerów z psem - tego już nie ma_- podsumowuje ze smutkiem.
Niedawno, gdy sąsiedzi zbierali podpisy, aby uniemożliwić uruchomienie przedszkola przez małżeństwo pedagogów, pan Roman nie wyraził na to zgody. Zaproponował sąsiadom rozwiązanie sporu w drodze mediacji. Dał im listę ośrodków mediacyjnych, aby skorzystali z pomocy neutralnego i bezstronnego specjalisty. Nie mogłem znieść tego, że nękają ludzi, którzy chcą działać na rzecz naszej dzielnicy. Bo przecież to przedszkole otwierali nie dla dzieci z innego miasta, tylko dla naszej społeczności. Napastliwość sąsiadów, wysyłanie pism protestacyjnych, argumenty, że dzieci będą hałasować, więc trzeba postawić dźwiękochłonne ekrany, że zabraknie miejsc parkingowych, bo rodzice będą przywozić te dzieci samochodami, że to przedszkole będzie wszystkim sąsiadom, nawet tym z innych ulic, przeszkadzać - były według mnie wręcz absurdalne– mówi pan Roman.
W dodatku poprzez takie działania opóźniał się remont, wstrzymane były prace, a sympatyczne małżeństwo pedagogów zaczęło poważnie obawiać się, czy zdołają uruchomić przedszkole po wakacjach. Rok opóźnienia to dla nich byłaby katastrofa. Niestety nikt nie chciał wtedy słuchać logicznych argumentów. Największym dla nas absurdem było to, że nie było o co się spierać - ci pedagodzy spełnili wszystkie wymogi, mieli wszystkie stosowne decyzje aby inwestycja mogła zostać zrealizowana- podkreślają pani Elwira i pan Roman.
Sąsiad, samotny 65-letni pan Waldemar, który był inicjatorem tych wszystkich protestów, został upoważniony przez grupę niezadowolonych sąsiadów do reprezentowania ich. Udało mi się wtedy przekonać pana Waldemara, że zgoda buduje i warto najpierw spróbować znaleźć porozumienie. W efekcie zgodził się na mediację– wspomina pan Roman. Pani Elwira i pan Roman opowiadają, jak słuszna to była decyzja i jaki dobry przykład dla innych sąsiadów.
Po czterech sesjach mediacyjnych została zawarta ugoda! Było to naprawdę ważne porozumienie, które pokazało, że wcale nie trzeba uciekać się do pomocy władz dzielnicy czy sądu, aby określić zasady współpracy sąsiedzkiej. A jednym z ważniejszych naszym zdaniem ustaleń było to, że pan Waldemar w ramach pomocy sąsiedzkiej zobowiązał się naprawić i odnowić altankę dla dzieci na posesji oraz współpracować z przedszkolem jako „złota rączka”, czyli specjalista od różnych drobnych napraw– stwierdza pan Roman.
Mediacja pokazała, że czasem ludzie wszczynają spory, gdy czują się samotni, żyją na uboczu, nie są przez sąsiadów zauważani. Tak było z panem Waldemarem. Gdy okazało się, że ktoś go słucha, bierze pod uwagę jego zdanie, a także chętnie skorzysta z jego pomocy - poczuł się doceniony, dowartościowany i już nie szukał powodów do kłótni.
W mediacji bardzo było ważne jest to, że rozmowy odbywają się z udziałem osoby trzeciej – neutralnego i bezstronnego mediatora, który wspiera strony w równym stopniu w rozwiązywaniu sporu. Rozmowy i podpisanie porozumienia pozwalają na nawiązanie i utrzymanie w przyszłości dobrych wzajemnych relacji.
Alicja Krata – mediator; trener, superwizor; Prezes Zarządu Fundacji Mediare: Dialog-Mediacja-Prawo; założycielka Szkoły Miłości, w ramach której prowadzi coaching oraz warsztaty dla osób i par, które chcą budować dobre relacje, dialog i współpracę, tworzyć szczęśliwe związki.
(akr/bb)