Blisko ludziKobieta poroniła 18 razy. Po latach cierpień doczekała się synka

Kobieta poroniła 18 razy. Po latach cierpień doczekała się synka

Kobieta poroniła 18 razy. Po latach cierpień doczekała się synka
Źródło zdjęć: © Forum
Lidia Pustelnik
19.10.2017 14:02, aktualizacja: 19.10.2017 14:34

Na wszystkie procedury in vitro Louise Warneford wydała fortunę, lecz kolejne zabiegi nie przynosiły efektów. Kobieta poroniła aż 18 razy. Mimo to pochodząca z Wielkiej Brytanii 48-latka nie poddawała się. Jej poruszająca historia ma jednak szczęśliwe zakończenie.

80 tys. funtów, czyli ponad 381 tys. złotych – tyle kosztowały wszystkie procedury in vitro, którym poddała się Louise w ciągu ostatnich lat. Kobieta prawdopodobnie wydałaby jeszcze więcej, byle tylko mieć szansę na urodzenie dziecka. Ona i jej mąż Mark zaczęli starać się o potomstwo w 2001 roku. Louise miała wówczas 32 lata.

Długo odkładali decyzję o posiadaniu dziecka. Poprzednia partnerka Marka namówiła go do poddania się zabiegowi wazektomii, dlatego para od samego początku wiedziała, że będzie musiała zdać się na pomoc specjalistów. Na początku sądzili, że wystarczy zabieg sztucznej inseminacji przy użyciu nasienia dawcy.

– Po inseminacji wielokrotnie czułam, że jestem w ciąży – opowiada Louise w rozmowie z "Daily Mail". – Ale za każdym razem kończyło się to poronieniem około 14. tygodnia – mówi. To właśnie wówczas podczas badania USG okazywało się, że urządzenie nie jest w stanie wychwycić uderzeń serca dziecka – a jej własne pękało z żalu na kawałki.

– Za każdym razem byłam przekonana, że to jest to, że teraz będę mieć doskonałą rodzinę, której zawsze pragnęłam. I nie mogłam przestać płakać po każdym poronieniu – opowiada.

Z biegiem lat, kiedy dzieci wciąż się nie pojawiały, Louise czuła się coraz bardziej zrozpaczona. Para zdecydowała się na zabieg in vitro, potem na in vitro przy użyciu komórki jajowej od dawcy. Nic nie działało, a żaden lekarz nie potrafił powiedzieć jej i Markowi, co jest nie tak. Kolejne kosztowne zabiegi in vitro, w trakcie których kobieta puchła od przyjmowanych hormonów, okazywały się być bezcelowe.

Dopiero w ubiegłym roku zbliżająca się już do pięćdziesiątki Louise dowiedziała się, że poronienia były spowodowane tzw. komórkami NK, czyli komórkami jej własnego układu odpornościowego, które atakowały rozwijające się embriony. Dopiero wówczas para zdecydowała się na jeszcze jedną próbę. Louise chciała mieć świadomość, że zrobi wszystko, co tylko mogła, przed pięćdziesiątką. Poleciała razem z mężem do kliniki w Pradze i tam przeszła zabieg sztucznego zapłodnienia, korzystając z embrionu dawcy.

Udało się. William, bardzo długo wyczekiwany synek Brytyjki, przyszedł na świat w 37. tygodniu ciąży za pomocą cesarskiego cięcia. Chłopczyk jest zdrowy. – Czasami mylą nas z jego dziadkami, ale jest radością naszego życia – mówi kobieta. Teraz dzieli się swoją historią, żeby dodać otuchy innym kobietom, które zmagają się z problemem niepłodności i bólem poronienia.

Louise doświadczyła aż 18 poronień w swoim życiu – to dużo, jednak statystyki dotyczące tego zjawiska są wstrząsające. Szacuje się, że Polsce aż 15 proc. przypadków zapłodnienia kończy się poronieniem. Co więcej, kobiety, które go doświadczają, często pozostawiane są same sobie. Choć przysługuje im urlop macierzyński i zasiłek pogrzebowy, żeby móc go uzyskać, musi zostać stwierdzona płeć dziecka, a więc przeprowadzone badania genetyczne – o czym nie wie wiele kobiet, które straciły ciążę. Ostatnio opisywany przypadek opolanki pokazuje, jak wiele jeszcze jest do zrobienia w tej sprawie.

Źródło artykułu:WP Kobieta