Miłosne (nie)porozumienie stron
„On ma inne plany na życie”, „ona żyje w innym świecie” – pewnie kiedyś pomyśleliście podobnie, a potem dziwiło was, że jednak rozumiecie się bez słów. To zupełnie możliwe, bo komunikacja miłości jest zupełnie wyjątkowa. Warto wiedzieć, co ją buduje.
„On ma inne plany na życie”, „ona żyje w innym świecie” – pewnie kiedyś pomyśleliście podobnie, a potem dziwiło was, że jednak rozumiecie się bez słów. To zupełnie możliwe, bo komunikacja miłości jest zupełnie wyjątkowa. Warto wiedzieć, co ją buduje.
Siedzicie w pokoju. Jesteście podłączeni do urządzeń rejestrujących reakcje waszych organizmów. A wszystko odbywa się pod okiem kamery. Nie wieje romantyzmem, ale taka kilkuminutowa obserwacja pozwala na określenie przyszłości związku. I to z 91-procentowym prawdopodobieństwem! Tak od ponad 20 lat pracuje prof. John Gottman, który wraz z żoną prowadzi Klinikę Miłości w Seattle. Na myśl o takim prześwietleniu lekki dyskomfort odczuwa chyba każda para. Bez paniki – od razu do kliniki nie odsyłam, ale dla własnego dobra swój związek możemy prześwietlić sami. Na początek o nas ‒ partnerach, potem o komunikacji.
Po dwóch stronach świata
Jesteśmy od siebie inni – to prawda oczywista, przy czym Mars i Wenus w tym przypadku są bardzo odległe, bowiem komunikacja w miłości nie na różnicy płci się opiera. Podstawę stanowią wszelkie cechy indywidualne. To one wnoszą jakość w relacje i pozwalają je intensyfikować tak, by tworzyć związki intymne. To tzw. zasada odmienności, która według niemieckiego socjologa Niklasa Luhmanna przejawia się również w indywidualnym stosunku do otoczenia. Całe to zróżnicowanie wobec innych ludzi i świata jest pryzmatem, przez który patrzymy w zasadzie na wszystko. To, jacy jesteśmy, decyduje o tym, co jest dla nas ważne. Dla nas, bo dla partnera nie musi to być to samo...
Ręka do góry, kto już pomyślał o tragicznym konflikcie. W sumie to całkiem słusznie, bo jak wśród swych par wybadał Gottman, prawie 2/3 problemów między partnerami NIE da się rozwiązać. Nie oznacza to jednak, że z miejsca trzeba się rozstawać. Często mamy błędne przekonanie, że partnerzy na świat powinni patrzeć tak samo, by tworzyć szczęśliwy związek. Zdaniem Luhmanna w miłości nie chodzi o to, by się totalnie rozumieć we wszystkim, lecz o uniwersalność związku. Mówiąc wprost – zamiast swoją uwagę skupiać całkowicie na partnerze, dobrze po prostu brać go pod uwagę podczas podejmowania swoich decyzji.
Sedno relacji
Powiedziałam Marcinowi, że budowanie domu już za trzy lata nie jest dobrym pomysłem. Co zrobiłam? Przekazałam mu zakodowaną wiadomość. Bo załóżmy, że jesteś mną, a Marcin to mój (czyli twój) partner. Swoje przeżycia poddałam działaniu partnera, po prostu wystawiłam je na konfrontację z tym, co on myśli. Tym samym Marcin został dosłownie skazany na ocenę mojego zdania. Taka różnica aktywności w komunikacji prowadzi do asymetrycznego podziału odpowiedzialności w związku. Według Luhmanna to stanowi fundament miłości. Dzięki niemu następuje przejście między partnerami od przeżycia jednego do działania drugiego. Tak w relacjach powstaje ruch, który w miłości jest wyjątkowo silny.
Tym samym miłość przyjmuje rolę medium komunikacji. Im lepiej się znają partnerzy, tym lepiej dla ich wzajemnego rozumienia. To prowadzi jednak do pewnego paradoksu-pułapki. Otóż taka dogłębna wzajemna znajomość partnerów intensyfikuje ich komunikację, by w punkcie kulminacyjnym z niej zrezygnować. To tzw. pojęcie wyprzedzania, czyli doskonale znane porozumienie bez słów, kiedy Marcin zareaguje, zanim ja wyjawię swoje intencje, bo domyślił się, o co mi chodzi.
Recepta dla par
Co, jeśli – a zdarza się to często – Marcin odbierze moje sygnały i się nie domyśli albo zareaguje inaczej, niż bym chciała? Wtedy znów zaczyna się ruch i – o zgrozo! – konflikt. Aby w związku było dobrze, prezentowane sobie zachowania muszą być dla partnerów czytelne. Warto czasem (albo i zazwyczaj) odrzucić wszelkie społeczne normy i wartościowania, a podejmować próby zrozumienia osobistego świata drugiej osoby. Pomocne będzie zawarcie pewnego nieformalnego kontraktu miłosnego. Może brzmi to strasznie, ale warto sobie powiedzieć, co buduje nasz związek, a co go nie dotyczy.
Według trójczynnikowej teorii miłości psychologa Roberta Sternberga związek opiera się na trzech składowych:
‒ intymność ‒ to poczucie przywiązania, przynależenia i bliskości emocjonalnej, zawsze ma wymiar pozytywny, tu wlicza się np. troska i poczucie szczęścia, to jest poczucie spokoju w związku,
‒ pasja – to limerence (zaślepienie i rozmiłowanie) plus fascynacja seksualna, tutaj wymiar jest pozytywny lub negatywny, bo to wszelkie silne emocje, jakie nami targają w związku, np. euforia radości, podniecenie, ale także ból, zazdrość i tęsknota, takie emocje to żywioł i mogą wypalić,
‒ zaangażowanie – to świadome działanie mające prowadzić do stałego związku i go utrzymywać, prowadzi do zobowiązania i wygasa w chwili rozpadu związku.
Oczywiście rozpiętość znaczeń tych elementów w każdym związku jest różna i właśnie o tym trzeba rozmawiać. To pozwoli uniknąć rozczarowań ‒ jeśli np. umawiamy się, że nasz związek jest, bo jest i nie myślimy o wspólnej przeszłości, to nie panikujmy, gdy partner jedzie bez nas na tydzień do Paryża.
Do tego Gottman w siedmiu punktach radzi, jak budować udany związek:
- Aktualizować siebie nawzajem – rozmawianie o uczuciach, planach, wartościach i poglądach.
- Pielęgnować sympatie i podziw – chwalić partnera.
- Poświęcać sobie wzajemnie uwagę – sprawiać, by partner czuł się dla nas ważny.
- Dbać o równorzędność – iść na kompromisy w podejmowanych decyzjach i uczyć się od siebie.
- Konflikty rozwiązywać mądrze – szanować partnera podczas prowadzenia sporów.
- Akceptować problemy – zgadzać się na istnienie problemów nierozwiązywalnych.
- Być otwartym na inność partnera – szanować jego osobiste przeżycia i postawy.
Jak bardzo taka miłość jest poznawcza, tak bardzo może być męcząca. Wymaga ostrożności w obserwacjach, by nie popaść w folie à deux – obłęd we dwoje. Mimo to w miłości życzę wszelkiej otwartości…
hellozdrowie.pl// Marta Witkowska