Moja historia oszczędzania

Moja historia oszczędzania

Moja historia oszczędzania
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
12.09.2016 12:20, aktualizacja: 12.09.2016 12:44

Najważniejszy jest cel. To może być podróż dookoła świata albo tygodniowy wyjazd na Mazury. Gitara, na której chcesz grać w rockowej kapeli, a może wydanie własnej książki. Gdy wiesz już, co jest twoim największym marzeniem, po prostu odważ się po to sięgnąć. Do tego potrzebne są oczywiście pieniądze, więc jeśli nie wygrałaś właśnie w totolotka, ani nie dostałaś spadku po bogatej ciotce, lepiej zacznij oszczędzać. Nie jest to wcale takie trudne, jak sądzą niektórzy.

Weekend pod wieżą Eiffla

- Pamiętam ten dzień, gdy obiecałam sobie, że 40. urodziny będę opijała szampanem na Polach Elizejskich. To była szalona, ale piękna myśl – mówi Anna, dziennikarka. Oszczędzanie nie było tym, co wychodziło jej najlepiej, zaczęła więc od rachunku sumienia. Wyliczyła, że co miesiąc mogłaby zaoszczędzić nawet kilkaset złotych, rezygnując z paru całkiem zbędnych przyjemności. Dziś podkreśla, że nie były to wcale wielkie wyrzeczenia, bo czy jest nimi rezygnacja z karty klubu fitness, do którego i tak chodziło się nie częściej niż dwa-trzy razy w miesiącu? Zamiast wydawać po sto kilkadziesiąt złotych, zaczęła biegać po parku. Nowa aktywność okazała się odkryciem roku, dziś Anna biega w maratonach i zaraża pasją inne koleżanki.

Szukając oszczędności, odkryła też, że całkiem zbędne są codzienne kawy kupowane w drodze do pracy. Wystarczyło zainwestować w kubek termiczny i zabierać z domu ulubione latte, dzięki temu w kieszeni zostawało codziennie nawet kilkanaście złotych.

- Gdy myślisz o czymś bardzo intensywnie i naprawdę mocno tego chcesz, umysł przestawia się na tryb „oszczędzam” bez większych oporów. Ułatwiłam sobie zadanie, wizualizując moją podróż nad Sekwanę: na monitorze komputera miałam tapetę z Wieżą Eiffla, słuchałam francuskiej muzyki, oglądałam francuskie filmy - to wszystko sprawiało, że Paryż wydawał się naprawdę na wyciągnięcie ręki.

Po roku Anna miała już na koncie oszczędnościowym ponad cztery tysiące złotych. Do urodzin zostało jeszcze 6 miesięcy, kupiła więc bilety na samolot (dla siebie i najlepszej przyjaciółki), zarezerwowała uroczy hotel w dzielnicy Montmartre. Potem wystarczyło już tylko spakować walizkę i w drogę.

Nareszcie wyruszyć w świat

- Zawsze sądziłam, że podróżowanie to droga sprawa i przyjemność, na którą stać niewielu – wspomina Julia Raczko, podróżniczka, blogerka, autorka wydanej w tym roku książki „Gdzie jest Julia”. Jej historia dowodzi, że na daleką podróż stać każdego, kto o tym marzy. Najważniejsze to określić cel, na jaki będziemy zbierać pieniądze, a także ustalić, jaki poświęcimy na to czas. Julia w ciągu roku odłożyła pieniądze na 6-miesięczną podróż dookoła świata. Dziś wie, że podstawą sukcesu było dokładne oszacowanie kosztów tej wyprawy. Warto sprawdzić, ile trzeba wydać na noclegi i wyżywienie w innych krajach: na przykład w Tajlandii za równowartość kilku złotych zjemy pełnowartościowy obiad. Gdy o tym pomyślimy, oszczędzanie nie będzie już takie bolesne, podkreśla podróżniczka. Ona sama szybko nauczyła się odkładania do skarbonki każdej złotówki, która została jej w kieszeni. Na specjalne konto wpłacała co miesiąc określoną część pensji, a także każdą premię czy dochód z dodatkowych zleceń albo urodzinowe prezenty w postaci gotówki.

Co można jeszcze zrobić, by odłożyć pieniądze? Na przykład sprzedać zbędne książki, ubrania czy bibeloty. Niezastąpione są tu strony internetowe Allegro czy Gumtree – tam bez trudu znajdziemy nabywców na to, czym zapychaliśmy przez lata nasze szafy i półki. Julia wyprzedała wszystkie psychologiczne podręczniki ze studiów, znalazła kupca na swój ukochany aparat fotograficzny z trzema obiektywami, pozbyła się wielu elementów garderoby oraz licznych pamiątek zalegających strych i garaż. Zebrana w ten sposób suma zasiliła jej podróżnicze konto.

Najważniejsza rada, jaką dzieli się z osobami, które zbierają pieniądze na podróż życia: nie dajcie się zwariować! Oszczędzanie to wyrzeczenia, ale nie wolno tego robić za wszelką cenę. Przecież przygotowania do podróży mają być przyjemnością, a nie torturą. Nie wolno całkowicie rezygnować z tego, co lubimy, nawet jeśli kupię sobie kawę na mieście, czy wrócę do domu taksówką, świat się nie zawali, najwyżej odkładanie pieniędzy potrwa trochę dłużej.

Ciasny, ale własny

Ile można kłócić się ze starszą siostrą i słuchać narzekań rodziców? Gdy Sylwia obroniła pracę magisterską na politologii i zaczepiła się w jednej ze stołecznych redakcji, zaczęła marzyć o własnym mieszkaniu. Kupienie czegokolwiek było poza jej zasięgiem, ale wynajęcie jakiejś wygodnej kawalerki – to mogło się udać. Potrzebne były pieniądze: co najmniej 2 tysiące zł na kaucję i tyle samo na pierwszy miesięczny czynsz. No i coś na urządzenie się w nowym miejscu. W sumie jakieś 5-6 tysięcy na start.

Z każdej zarobionej w gazecie kwoty starała się odkładać część na konto, które nazwała „moje M”. Wpłacała tam po kilkadziesiąt, czasem kilkaset złotych. Plus wszystkie sumy zarobione dodatkowo, m.in. na tłumaczeniach. Oszczędzanie szło tym łatwiej, że wciąż miała swój pokój w rodzinnym domu, mogła tam zostać tak długo, jak chciała. Rodzice wiedzieli, że córka odkłada na wynajęcie mieszkania, więc nie nalegali, by dokładała się do comiesięcznych domowych rachunków. Sylwia odwdzięczała się prasowaniem i wyprowadzaniem psów.

Do pracy przestała jeździć komunikacją miejską, zamieniła ją na rower. Przestała też jadać na mieście i umawiać się ze znajomymi w kawiarniach. Zamiast tego – organizowali wspólne gotowanie w domu, to było dużo przyjemniejsze i znacznie tańsze. Sylwia zrezygnowała też z kupowania papierowej prasy, codziennych wiadomości szukała w internecie, a lekturę kolorowych magazynów nadrabiała u fryzjera. Dzięki tym zmianom w portfelu zostawało do 400 złotych miesięcznie! Postanowiła także zmienić operatora sieci komórkowej – nowa oferta pozwoliła na zmniejszenie abonamentu o połowę, różnicę wrzucała na swoje konto oszczędnościowe.

Rok później znalazła nieduże, ale wygodne mieszkanie w odnowionej kamienicy na warszawskiej Pradze. Odłożonych pieniędzy wystarczyło na kaucję i dwa kolejne czynsze. Oszczędza dalej, bo weszło jej to w krew. Cały czas ma marzenia, które chciałaby zrealizować: zimowy wyjazd na narty czy nowy komputer. Dziś już wie, że wszystko jest do osiągnięcia, potrzeba tylko systematyczności.

Partnerem artykułu jest BGŻOptima

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (16)
Zobacz także