Blisko ludzi"Najgorszy był strach. Czekanie, czy ojciec wróci trzeźwy, czy pijany" – mówi Agnieszka, DDA

"Najgorszy był strach. Czekanie, czy ojciec wróci trzeźwy, czy pijany" – mówi Agnieszka, DDA

Jak to jest być DDA?
Jak to jest być DDA?
Źródło zdjęć: © Getty Images
02.01.2021 13:27, aktualizacja: 03.03.2022 02:12

Między dorosłymi dziećmi alkoholików a ich rodzicami może dojść do pojednania, ale tylko pod warunkiem, że z obu stron istnieje wola szczerego zmierzenia się z trudnym doświadczeniem. Agnieszka, DDA, swojemu ojcu wybaczyła, ale przez wiele lat jej poczucie własnej wartości było równe zeru.

Moja rozmówczyni ma 36 lat i na wstępie zastrzega anonimowość – prosi nawet o zmianę imienia. Proponuję imię Agnieszka, zgadza się. O tym, że jest DDA – Dorosłym Dzieckiem Alkoholika – wiedzą nieliczni: obecny i były mąż, dwie przyjaciółki. – Uznałam, że jeśli o tym opowiem, ktoś z podobnym problemem zdecyduje się na terapię, która mnie bardzo pomogła, bez wsparcia psychologa nie byłam w stanie normalnie funkcjonować – mówi.

 Poczucie wstydu i lęku

 Wychowała się w rodzinie alkoholowej. Choć, jak zastrzega, nie takiej "typowej", którą większość osób nazwałoby patologiczną. – Tak naprawdę prawie nikt nie wiedział, że ojciec nadużywa alkoholu, zwłaszcza że nie pił codziennie, normalnie pracował, podczas gdy mama zajmowała się domem – wspomina Agnieszka. – Ale kiedy już zaczynał pić, to na całego. Do domu wracał pijany, z byle powodu wszczynał awantury, rodzice krzyczeli na siebie, podczas gdy ja siedziałam skulona w kącie i zatykałam uszy.

 Koleżanki w szkole nie miały pojęcia, że w domu Agnieszki coś może być nie tak. Znały jej rodziców, ojca również, dla otoczenia był miłym panem z wąsami. – Dla mnie to był wstyd mówić o takich rzeczach, poza tym miałabym poczucie, że jak głośno powiem, że w mojej rodzinie jest taki problem, to tylko to przypieczętuję, a w okresach, gdy ojciec nie pił, wmawiałam sobie, że wszystko jest normalnie – przyznaje Agnieszka.

 Zwłaszcza że jej ojciec potrafił być troskliwy i czuły. Na urodziny i święta córce i żonie kupował piękne prezenty. Ale też w domu się nie przelewało, o czym nikt nie wiedział dzięki temu, że matka Agnieszki była przedsiębiorcza. – Ciągle coś liczyła, dodawała, mnożyła. Zawsze dbała o to, żebym była ładnie ubrana i nie odstawała od rówieśników, ale np. na kolonie nie jeździłam. Rodzice często sprzeczali się o pieniądze, mama zarzucała ojcu, że je przepija – wspomina Agnieszka. – W dzieciństwie najgorszy był strach. Czekanie, czy ojciec wróci trzeźwy, czy pijany.

 Niebezpieczne związki

 Agnieszka była jedną z najlepszych uczennic w klasie. Na maturze osiągnęła świetne wyniki, dostała się na wymarzone studia. By studiować, przeprowadziła się do innego miasta. O niczym innym nie marzyła. Myślała, że tam odżyje, ale trauma z dzieciństwa nie pozwalała o sobie zapomnieć. Niskie czy wręcz zerowe poczucie własnej wartości, nieustanna potrzeba kontroli, ładowanie się w nieodpowiednie związki, uzależnianie samooceny od tego, jak jest postrzegana przez otoczenie, paniczny lęk przed samotnością – do czasu psychoterapii to wszystko było jej codziennością.

 Po wyjechaniu z rodzinnego domu szybko wyszła za mąż. – To nie było dobre małżeństwo – przyznaje. – On nie traktował mnie dobrze, był agresywny, ale na wszystko się godziłam, bo nie chciałam być sama.

 Bardzo zależało jej na tym, żeby wszyscy ją lubili. Gdy nawaliła np. w pracy, przez długi czas żyła w ogromnym poczuciu winy. Wszystko brała na siebie, potrafiła jedną osobę przepraszać dziesięć razy za bzdet. Kiedy były mąż ją uderzył, uznała, że go sprowokowała i też go przeprosiła. Małżeństwo jednak nie przetrwało, bo odkryła zdradę i uznała, że to już za dużo.

 Pomogła terapia

 Dopiero kiedy poznała swojego obecnego męża, zaczęła wychodzić na prostą. – Tak naprawdę to on otworzył mi oczy – mówi Agnieszka. – Jego najlepszy przyjaciel jest DDA i mój mąż wie, jak zachowują się takie osoby, umie rozpoznać pewne charakterystyczne cechy. Nalegał na terapię. Początkowo nie chciałam o niej słyszeć, ale gdy bez większego powodu wpadłam w taki dół, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, zgodziłam się.

 Dziś Agnieszka uważa, że terapia była najlepszą decyzją w jej życiu. Trwała dwa lata, kobieta wciąż spotyka się ze swoim psychoterapeutą. – Mamy małą córeczkę i czasem łapię się na tym, że jestem względem niej nadopiekuńcza, próbuję chować ją pod kloszem. To wciąż skutki tego, przez co przeszłam w dzieciństwie, ale pracuję nad tym – przyznaje.

 Ile jest w Polsce DDA? Dokładnych statystyk nie ma, bo i nie wszyscy zgłaszają się po pomoc. Szacuje się, że może ich być między 3 a 5 milionów.

 Według Kuby Kielczyka, psychoterapeuty z Pracowni Psychorozwoju Kielczyk, każde nasze doświadczenie ma na nas wpływ. A dzieci w rodzinach alkoholowych dorastają w ciągłym napięciu. – To chroniczne napięcie może wywołać objawy posttraumatyczne, choć nie musi, bo każdy jest inny i dorastanie w takiej rodzinie przeżywa inaczej. Prawdopodobieństwo traumy u dorosłych dzieci alkoholików jest jednak bardzo duże – twierdzi ekspert.

Przyznać się do błędu

 U dzieci w rodzinach alkoholowych zazwyczaj wykształcają się mechanizmy obronne, które pozwalają im przetrwać. Ale, jak zauważa Kuba Kielczyk, w dorosłym życiu mogą one przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu.

 Czy do jego gabinetu zgłaszają się rodzice z nałogiem, którzy po latach chcą przepracować swoją relację z (dorosłym już) dzieckiem? – Częściej zgłaszają się osoby, które albo chcą wyjść z nałogu, albo już z nim zerwały i chcą nauczyć się życia po wyjściu z nałogu. Ale czasem tak, są to rodzice, którzy chcą naprawić swoją relację z dzieckiem – odpowiada Kielczyk.

– Żeby to się udało, taki rodzic musi dopuścić do siebie myśl, że skrzywdził swoje dziecko. Musi przyznać się do błędu, nie wypierać tego, co zaszło w przeszłości. Musi też przyjąć do siebie doświadczenie dziecka, zaakceptować je, bez negowania czy oceniania sytuacji ze swojej perspektywy. Dopiero wtedy istnieje szansa na odbudowanie relacji i na wybaczenie. Między dorosłymi dziećmi alkoholików a ich rodzicami czasem dochodzi do pojednania, ale tylko jeśli z obu stron jest wola szczerego zmierzenia się z trudnym doświadczeniem.

 Agnieszka mówi, że swojemu ojcu wybaczyła, choć na terapii się nie spotkali ani nawet nie rozmawiali o tym, co miało miejsce w ich domu w przeszłości. Dzwonią do siebie rzadko, widują się kilka razy do roku. – Ten dystans mi pasuje. Gdy przyjeżdżam do domu, mój ojciec jest teraz przede wszystkim dziadkiem dla mojej córki i mnie to odpowiada, bo nie widzi poza nią świata. Ona nie musi wiedzieć, jaki był kiedyś. Natomiast dla mnie ważne jest to, że od ośmiu lat nie sięgnął po alkohol.

Źródło artykułu:WP Kobieta