Blisko ludzi"Nienawidzimy Biedronki, ale w święta rządzimy". Właściciele małego spożywczaka o tym, co robią Polacy w wolne dni

"Nienawidzimy Biedronki, ale w święta rządzimy". Właściciele małego spożywczaka o tym, co robią Polacy w wolne dni

"Nienawidzimy Biedronki, ale w święta rządzimy". Właściciele małego spożywczaka o tym, co robią Polacy w wolne dni
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
06.01.2017 16:39, aktualizacja: 06.01.2017 17:20

- Lubię święto, bo mogę się wyspać. Dziś spałam do ósmej, sklep otworzyliśmy z mężem o dziewiątej, normalnie wstaję o drugiej, jadę na targ po towar, do samochodu pakuje wszystko sama. Dziś o dziewiątej było już pełno ludzi. Ja to chyba ten biznes prowadzę dla idei. Żeby ktoś powiedział: "pani Aniu, kocham panią, dzięki pani mogę kupić wino i jajka". Biedronka i Lidl mnie wykańcza - mówi Anna Jankowska, właścicielka małego sklepu w Otwocku.

7.00 rano. Miasto wymarłe. Przed sklepem w Otwocku skacowany 50-latek i blondynka z psem. Temperatura: minus dwanaście stopni.

- Jezu, od której czynne?!- pyta 50- latek.
- A co? Trzeba zaleczyć kaca? – krzywi się blondynka.
- A pani co tutaj robi?
- Ja? Po mleko przyszłam, mąż nie zdążył kupić i do kawy zabrakło. Czy ktoś tu w końcu otworzy? – złości się blondynka.
Przed 9.00 pod sklepikiem już krąży kilka osób. Gdy o 9.00 Jankowska, brunetka w leginsach otwiera drzwi słyszy: Pani Aniu, jak dobrze, że dzisiaj otwarte.

Dlaczego pracujecie w święta?
Bo inaczej byśmy splajtowali. Pracujemy w każdy weekend i każde święto. Wiemy, że 6 stycznia nikt w Otwocku, zresztą w całej Polsce, nie kupi nic w Biedronce, Lidlu, Piotrze i Pawle. I jestem wdzięczna za ten dzień, bo wreszcie możemy zarobić. Obrót mamy znacznie większy niż w tygodniu.

Po co ludzie przychodzą tak rano?
Rano najczęściej wpadają po kawę i jajka. Pytają też: „o Boże, a chleb macie?”. To grupa, która nagle, wczoraj wieczorem przypomniała sobie, że jest święto. Brakuje im podstawowych produktów: nabiału, wędliny, właśnie kawy, mleka. To najczęściej pracoholicy, którzy od rana do nocy zarabiają w stolicy. Wczoraj już nie mieli siły na zakupy. Ale zdarzają się też tacy, jak ten pan, który był przed chwilą. Jest dziewiąta, on pił wczoraj do nocy, dziś ledwo oddycha. Musi przyjść kupić sobie piwo albo setkę wódki, bo inaczej nie zacznie funkcjonować.
Ale przedpołudniem wpadają też dzieci. Kupują soki, chipsy, jogurty. Przyznam, że rzadko w tygodniu naszymi klientami bywa młodzież i dzieci. Oni wolą Biedronkę, Lidl.

*14.00. Do sklepu wpada brunetka. *
- Widziałam z okna, że otwarte. Całe szczęście, bo za chwilę na obiedzie rodzina, a okazało się, że mąż nie kupił ziemniaków. I jeszcze niech mi pani tej wędliny pokroi. Dlaczego ona taka dziwna? W Biedronce taka różowiutka

W tygodniu nie macie tylko klientów co w weekend?
-- Nie.. Otworzyliśmy sklep w czerwcu 2011 roku. Byliśmy tutaj jedyni. Obok tylko sklep Społem. W soboty do 13.00, w tygodniu do 19.00. Na początku szło nam bardzo dobrze. Marketów w promieni 6 kilometrów nie było żadnych. Oczywiście, ktoś kto ma auto podjedzie do Biedronki w Otwocku, czy Lidla w Józefowie, ale cała reszta mieszkańców nie pojedzie. Zarabialiśmy wtedy kilka tysięcy złotych miesięcznie. Teraz to się zmieniło. Supermarkety zabrały większość klientów. Choć ceny są może o kilkadziesiąt groszy niższe, a produkty znacznie gorszej jakości. Na przykład mandarynki. W cenie hurtowej są po 5, 6 złotych. W Biedronce po 3,90. Ale ludzie idą w ciemno. Bo chcą oszczędzić. I potem kręcą nosem przy naszych produktach. One jakoś takie mało atrakcyjne.

Takie historie zdarzają się często? Że ktoś mówi: a w Biedronce to taniej? Albo: te jabłka jakieś brzydsze?
Często. I co ja mam powiedzieć? Kupuję wędlinę po 30 złotych za kilogram w świetniej hurtowni w Karczewie. Te wędliny i mięso są znane w całej Polsce. A jakie wędliny kupuje pani w Biedronce? Takie, w których nie ma nawet 12 proc. prawdziwego mięsa. Są różowe, bo obrobione chemicznie. Mówię do pani narzekającej: „proszę, niech pani poczeka dwa dni. Wędlina staje się śliska, w ustach czuć chemię”. Ale na ogół mamy tu wdzięcznych klientów. Wpadają po świeże jajka, miód domowej roboty, czosnek, pomidory z działki, wiejski ser. Problem w tym, że wielu ludzi nie ma dziś czasu. Jadą do marketu po cukier, który jest tańszy na przykład 30 groszy niż u nas, a przy okazji kupuje kilkanaście innych produktów. „No bo skoro już tu jestem” myślą. W dni świątecznie nie mają wyjścia.


16.00 pod sklepem już tłum. Najwięcej okolicznych pijaczków. Wiek: 30 – 60 lat. Każdy, kto wchodzi do sklepu prosi o alkohol albo papierosy. **
- Przyzwyczailiśmy się. Boże, no pewnie, że większość tutaj pije. Ale proszę uwierzyć, mnóstwo panów w garniturach i pań elegancko ubranych kupuje u nas alkohol.

Czyli to nie dzisiaj schodzi najwięcej alkoholu?
- W święta i przed świętami schodzi najwięcej. Ale ludzie sobie wyobrażają, że najwięcej piją okoliczni pijaczkowie. Owszem, tutaj w byłych świdermajerach mieszka bardzo dużo biednych. Wczoraj prawie zamarzł mężczyzna, był kompletnie nachlany, znalazł go sąsiad. Sąsiad był z psami, wezwał policję. A my znamy tego tutaj pijaczka. To ojciec dwójki dzieci, dostaje zasiłek. Zaraz po wypłacie, przepija wszystko. Dużo ludzi w Otwocku, ale przecież w każdej mniejszej miejscowości żyje od wypłaty do wypłaty. I większość tej wypłaty przepijają. Ostatnio podjechała do nas straż miejska. Usłyszeliśmy: „Proszę sprzątać teren”. Oniemiałam, nikt z władz miasta nie interesuje się porządkiem, butelki leżą w każdym możliwym miejscu, ale to do nas mają pretensje. Obok jest sklep Społem. Koleżanka mieszka na osiedlu, opowiadała, że non stop ktoś rozrzuca butelki. **
A ja sprzątam, pewnie. I znajduję wszystko. Butelki po wódce, piwie, prezerwatywy znajduję i strzykawki. Zimą mniej, ale latem zatrzęsienie.

Obraz
© Archiwum prywatne

I to nie tylko menele?
Nie, to w ogóle nie menele. Mamy takiego stałego klienta. 19.00 wraca do domu. „Setkę orzechówki, poproszę” mówi. Wypija ją w samochodzie, tak zaczyna wieczór. On też jest już w południe w święta w sklepie, prosi o kolejną setkę. Przewraca oczami, mówi, że potrzebują się rozgrzać z żoną, ale przecież my nie jesteśmy idiotami. Człowiek, który ma ochotę napić się z żoną kupuje pół litra dzień przed świętami.

Dużo ludzie kupują alkoholu w święta?
Bardzo. Dziś o 10.00 przyszedł mężczyzna i kupił 12 piw. Ludzie, oprócz ziemniaków, jajek i chleba w święta rzeczywiście kupują głównie alkohol. Ale właśnie nie czystą. Najlepiej sprzedaje się piwo. Bardzo dobrze schodzi kolorowa wódka. Wiśniówka, orzechówka, malinówka. Nie w większych butelkach, ale właśnie setki czy dwusetki sprzedają się najlepiej. Miałam dzisiaj klientkę, wpadła rano, zrobiła zakupy dla całej rodziny. „I jeszcze dwusetkę poproszę, da mi pani nieprzezroczystą siatkę?”. Czyli ma ochotę się nachlać, ale nie chce, żeby ktoś to widział. Takie sytuacje są u nas na porządku dziennym. A ja tylko myślę: „ no spoko, widzę to, ale udaję, że nie widzę”. Bo chcę mieć stałych klientów, ludzi, którzy będą czuli się bezpiecznie. Tylko sprzedaję, nie oceniam. A alkohol w święta sprzedaje się najlepiej. Dziś piątek, jutro wolne. Dziwi się pani, ze piją? Dla mnie problem, gdy piją przed sklepem. Albo chowają się na tyłach, w lesie. Wychodzę i mówię: "Okej, nie chcesz pić w domu, ale tutaj tego nie rób". I proszę uwierzyć, to nie jest margines. Obok mieszka nauczycielka z liceum. Ma 35 lat, niedawno zostawił ją mąż. Mieszka z dziećmi. I właśnie ona pije na tyłach sklepu. Żeby odreagować przed powrotem do domu.

PS. 10,3 litra alkoholu wypija co roku statyczny Polak. Tak wynika z badaia „Tackling Harmful Alkohol Use: Economics and Public Health Policy sporządzonego przez OECD w 2015 roku. Najczęściej sięgamy po piwo. Z badań OECD wynika, że pijemy średnio o dwa litry więcej niż w 1999 roku. Najliczniejsza grupa pijąca alkohol to ludzie między 30, a 49 rokiem życia.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (565)
Zobacz także