Blisko ludzi"Penguin Bloom: Niezwykła historia Sam Bloom" – rozmowa z inspirującą kobietą, która przeżyła ciężki wypadek

"Penguin Bloom: Niezwykła historia Sam Bloom" – rozmowa z inspirującą kobietą, która przeżyła ciężki wypadek

Sam Bloom z synami @penguinthemagpie
Sam Bloom z synami @penguinthemagpie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Cameron Bloom
Weronika Płocha
09.10.2021 09:38

Życie Australijki Sam Bloom zmieniło się diametralnie podczas jednego z wymarzonych wakacyjnych wyjazdów z rodziną do Tajlandii. W wyniku tragicznego wypadku Sam została sparaliżowana od pasa w dół. Wcześniej wiodła szczęśliwe życie z mężem i trzema synami. Uwielbiała sport, wodę i dalekie podróże, on jako profesjonalny fotograf, uwieczniał niemal każdą wspólną chwilę. Film inspirowany jej życiem można oglądać w kinach od 8 października.

Historia Sam to podróż z otchłani rozpaczy i beznadziei do zdobycia, wydawałoby się niemożliwego - mistrzostwa świata w kajakarstwie i stopniowego odzyskiwania radości życia. Niebagatelną rolę w tym procesie odegrała mała sroczka, Penguin, którą Noah, najstarszy syn pary, znalazł na plaży.

To opowieść o wsparciu, motywacji, która zainspirowała Hollywood. Do kin wchodzi właśnie "Penguin Bloom: Niesamowita historia Sam Bloom" z Naomi Watts w roli głównej, a my rozmawiamy z Sam Bloom i jej mężem, Cameronem.

Weronika Płocha, WP Kobieta: Właśnie obejrzałam film z Naomi Watts i Andrew Lincolnem, którzy na ekranie grają was samych. Gratulacje, bo to piękny, momentami bardzo trudny i wzruszający seans.

Sam i Cameron Bloom: Dziękujemy, wspaniale to słyszeć, bo mieliśmy tremę. Wiele scen kręcono u nas w domu, w naszym otoczeniu. Zdecydowana większość to prawdziwe, niefabularyzowane wydarzenia z naszego życia.

Sam, jesteś obecnie mistrzynią świata w kajakarstwie, szykujesz się do mistrzostw w surfingu, mieszkasz nad oceanem, otoczona kochającą rodziną, trzema nastoletnimi synami i mężem. Czujesz się teraz bardziej szczęśliwa?

Szczerze mówiąc, już zawsze będę chyba gdzieś w środku czuła złość i smutek. Nigdy już chyba nie osiągnę takiego szczęścia jak przed wypadkiem, kiedy wszystko było cudowne, życie wydawało się łatwiejsze. Mam oczywiście szczęśliwe dni, dobre momenty, ale są okresy w których cierpię, odczuwam fizyczny ból. Nie jeżdżę jednak po domu na wózku, rozbijając słoiki z miodem (scena z filmu, Bloomowie mają własną pasiekę przyp.red.), wyżywam się w sporcie.

Sam Bloom jest wyjątkową kobietą @penguinthemagpie
Sam Bloom jest wyjątkową kobietą @penguinthemagpie © Archiwum prywatne | Chris Grant

Czy przyszłoby wam do głowy, że na podstawie waszej osobistej historii powstanie film? Jak się czujecie z tym powrotem do przeszłości, do trudnych momentów?

Sam: Nigdy byśmy nie pomyśleli, że trafimy do kin (śmiech). Jesteśmy normalną, zwykłą rodziną.

Cameron: Jestem profesjonalnym fotografem i bardzo często uwieczniałem na zdjęciach dzieci, naszą adoptowaną sroczkę Penguin, często w towarzystwie Sam. I nagle nasz Instagram zrobił się super popularny, a do domu zaczęli wydzwaniać wydawcy proponując wspólną książkę. Nigdy tego nie planowaliśmy. Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na ludzi, którzy zainteresowali się naszą rodzinną historią, chcieliśmy się nią podzielić, może kogoś wesprzeć, zainspirować.

Wasze życie zmieniło się diametralnie po wypadku w Tajlandii. Sam wypadła przez przerdzewiałą barierkę punktu widokowego i spadła z wysokości dwóch pięter na wybetonowaną posadzkę. I nic już nie było takie, jak przedtem. Zaczęła się walka o każdy dzień.

Sam: Tak, to było straszne i dziwne zarazem. Z bardzo aktywnej, wysportowanej osoby stałam się osobą niezdolną do samodzielnego funkcjonowania, ze złamanymi kręgami. Moje życie się wtedy skończyło.

Cameron: Sam po wypadku była w szpitalu przez jakieś sześć miesięcy. To bardzo dużo czasu na przemyślenia.

Sam: W tym czasie głównie płakałam. Nienawidziłam tego, kim się stałam po wypadku. Wciąż analizowałam wejście na ten dach. Mieliśmy jechać na wycieczkę rowerową do małej wioski rybackiej, ale wybraliśmy punkt obserwacyjny. Mieliśmy też lecieć do Etiopii, ale wybraliśmy Tajlandię. Gdyby nie Cam i moi synowie, którzy starali się ze wszystkich sił, żeby mnie wspierać, czułabym się jednak milion razy gorzej.

Kiedy sobie pomyślę o tych wszystkich młodych ludziach, którym przytrafiło się to samo co mi, którzy zostali sparaliżowani do końca życia, serce mi się kraje. Miałam 41 lat w dniu wypadku, urodziłam trójkę dzieci, wiele rzeczy osiągnęłam, oczywiście nie wszystko co planowałam, ale miałam ten czas. To jak czasem toczy się życie, jest okrutne.

Cameron: Nigdy się do tego nie przyzwyczajasz. Nigdy nie akceptujesz w pełni.

Wiele rzeczy jednak zmieniło się na lepsze, kiedy wasz najstarszy syn Noah, przyniósł do domu małą sroczkę, która wypadła z gniazda. Jak Penguin uleczyła rodzinę Bloom?

Sam: To była przełomowa chwila. Wróciłam ze szpitala zaledwie trzy miesiące wcześniej. Byłam w depresji, znudzona brakiem aktywności. Cam i chłopcy bardzo się cieszyli z mojego powrotu, ale dla mnie to były najczarniejsze dni. Ten powrót do rzeczywistości, która była już nie moja, zupełnie inna. Nie mogłam już być mamą na pełen etat, ogarnąć domu, swoich spraw.

I wtedy znaleźliśmy Penguin. Wypadła z gniazda i potrzebowała opieki. Była taka malutka, taka bezbronna – umarłaby tam, gdybyśmy jej nie przygarnęli. Zmieniła wszystko o 180 stopni, wniosła nową jakość, radość. Zaczęła być moim oczkiem w głowie, niemowlakiem, którym trzeba się opiekować.

Cameron: Wspaniale odwdzięczała się za miłość i czułość, którą od nas dostawała. Pamiętam jak Ruben (jeden z synów Bloomów przyp.red.) gwizdał na Penguin, a ona odgwizdywała. Uczyła się latać w naszym salonie, rosła i nabierała sił. Nawiązaliśmy z tą małą sroczką wyjątkową więź, a fakt, że ją uratowaliśmy, zmienił nasze życie.

Czy macie więcej szczególnych wspomnień z Penguin? Tytułową bohaterką filmu?

Sam: Pamiętam, że kiedy Penguin miała jakieś półtora roku i już potrafiła latać, często zdarzało jej się odlatywać na chwilę. Aż w grudniu odleciała na dużo dłużej. Myśleliśmy, że może to był już jej czas, chciała wrócić na "wolność". W dniu urodzin Rubena zastanawialiśmy się, ale bez wielkich nadziei, jakby to było, gdyby przyleciała nas odwiedzić. Pojechaliśmy do mojej mamy na urodzinowy obiad, a wtedy zadzwonił Cam i powiedział, że Penguin jest w domu. Przyleciała po kilku tygodniach, specjalnie na urodziny Rubena.

Cameron: Miałem ze sobą kamerę i uwieczniłem reakcję mojego syna, kiedy zobaczył Penguin za oknem, w dniu swoich urodzin. Chłopcy ją kochali, a ja uwielbiałem patrzeć na tę relację. I dlatego też mam całe albumy zdjęć, które znalazły się też w książce o historii Sam. One symbolizują miłość i to nam pomogło w procesie leczenia ran.

Wasza wieloletnia relacja w związku też jest niezwykła i wspaniale się na nią patrzy. Sam, jak się z Cameronem poznaliście?

Sam: Moi rodzice mieli małą piekarnię w Newport miasteczku, w którym oboje się wychowywaliśmy. Bardzo blisko plaży. Zdarzało mi się pracować za ladą, żeby odłożyć pieniądze na podróże. Cameron często wstępował do piekarni w drodze z surfingu i coś zawsze w nim przyciągało. Wyglądał świetnie, był przystojny. Któregoś wieczoru poszłam z przyjaciółką do lokalnego pubu i lekko się wstawiłam. Cameron też był tam tamtego wieczoru, a ja zebrałam się na odwagę i zaprosiłam go na imprezę. I tak jesteśmy razem do dziś, odkąd skończyliśmy 19 lat! Czyli jakieś 30 lat temu.

Jesteśmy do siebie podobni, Cameron jest jednak ekstrawertykiem, ja zawsze byłam bardziej zamknięta. Kochamy sport, przyrodę, surfing i podróże.

Zawsze aktywna, spędzałaś czas z dziećmi na graniu w piłkę, jeżdżeniu na deskorolce, pływaniu. Jak chłopcy zareagowali początkową na "nową" mamę?

Sam: Zdecydowanie byli źli i czuli się winni. Ja też czułam się okropnie. Nie chciałam płakać przy dzieciach, pokazywać im jak bardzo jestem załamana. Zakładałam maskę. Kiedyś do sypialni, w której leżałam zapłakana zajrzał nasz najmłodszy synek Olie i powiedział mi, "mamo, kiedy jesteś smutna ja też się smucę." Czy można było poczuć się gorzej? Nie mogłam zajmować się dziećmi, spędzać z nimi czas jak zwykle. To był bardzo bardzo trudny czas. Pamiętam, że potrzebowałam pomocy przy najprostszych rzeczach, a dla chłopców (mieli wtedy po siedem, dziewięć i dziesięć lat) też nie było to łatwe. W filmie jest taka scena, w której targują się o swoją kolej w opiece nade mną. Czułam się fatalnie, bo nie mogłam być mamą w pełni.

Cameron: To było wyzwanie dla całej rodziny. Fakt, że jest inaczej nie zmienił jednak podejścia chłopców. Kochają Sam, chcą się nią opiekować, a ona jest nadal świetną mamą.

Naomi Watts na ekranie daje pełne spektrum emocji, a jednocześnie jest super introwertyczna. Czy udało jej się odwzorować twoje przeżycia Sam?

Tak, sądzę, że wykonała wspaniałą pracę. Pisywałam pamiętnik, żeby jakoś poradzić sobie z osaczającą mnie po wypadku depresją. Był pełen winy, żalu i wszechogarniającego smutku. Przesłałam Naomi te zapiski, żeby łatwiej jej było odegrać mnie na ekranie. Jestem z natury spokojna i cicha, a to jak Naomi odgrywa sceny prawdziwej walki ze sobą, frustracji, operując tylko wzrokiem – to byłam wtedy ja.

Cameron: Zarówno Naomi jak i Andy (Andrew Lincoln przyp.red.) spędzili z nami mnóstwo czasu na rozmowach. Oboje mają rodziny, małe dzieci – myślę, że byli w stanie wyobrazić sobie piekło, które przechodziliśmy po wypadku Sam.

Na planie filmu @penguinthemagpie
Na planie filmu @penguinthemagpie © Archiwum prywatne

Jak sądzicie, co widzowie mogą wynieść z seansu "Penguin Bloom: Niezwykła historia Sam Bloom"? Co chcielibyście przekazać swoją historią?

Sam: Każdy ma jakąś historię do opowiedzenia, czasami rozgrywają się one za zamkniętymi drzwiami, czasem nie są oczywiste. Chciałabym, żeby nasza niosła nadzieję i pokazywała, że nawet z zupełnie beznadziejnej sytuacji jest jakieś wyjście, że można znaleźć promyki słońca w ponurym krajobrazie.

Cameron: To jest też opowieść o wsparciu, które płynie z często nieoczekiwanych stron. O dobrych ludziach, jak np. Gail, trenerka Sam w kajakarstwie. To oni robią różnicę. No i oczywiście przyroda, zwierzęta – to bycie na łonie natury ma niezwykłą, uzdrawiającą moc.

Sam i Cameron Bloom wciąż mieszkają przy Northern Beaches w Sydney, a ich synowie Noah, Ruben i Olie to już nastolatki. Penguin już dawno z nimi nie ma, odleciała na wolność, ale Bloomowie zatrzymali sroczkę z filmu i teraz mieszka z nimi Hollywood. Sam przygotowuje się do kolejnych mistrzostw świata w surfingu i zaczęła znów podróżować. Ta historia, którą możecie oglądać w polskich kinach od 8.października poruszy niejedno serce. Gwarantujemy.

„Penguin Bloom: Niesamowita historia Sam Bloom”; Naomi Watts w wielkiej roli wkrótce w kinach!

 Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta