Katarzyna Zdanowicz porozmawiała z żonami himalaistów. "Z ust każdej z nich padało jedno zdanie"
Katarzyna Zdanowicz w książce "Zawsze mówi, że wróci" oddała głos cichym bohaterkom – żonom i partnerkom himalaistów, bez których ich sukcesy nie byłyby możliwe. W intymnych rozmowach opowiedziały o życiu "w cieniu wielkiej góry", lęku, samotności, stracie, ale także sile, która pozwala im realizować własne marzenia i podejmować najbardziej ryzykowne decyzje.
30.09.2021 08:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Książek o himalaistkach i himalaistkach jest na polskim rynku bardzo dużo. Za to ich bliskim właściwie w ogóle nie poświęcano miejsca. Skąd pomysł, by to zmienić?
Katarzyna Zdanowicz: Gdy w 2019 roku wszystkie oczy były skierowane na ekipę Krzysztofa Wielickiego schodzącą z K2, przez głowę przemknęła mi myśl dotycząca kobiet, które zostały w domach. Zastanawiałam się, co czują, kiedy ich partnerzy schodzą, nie zdobywszy tej góry. Dumę, zazdrość, a może złość lub lęk, że już wkrótce zaczną się przygotowania do kolejnej wyprawy? Potem pomyślałam, że himalaiści mają w naszym kraju status bohaterów, a przecież nie mogliby realizować swojej pasji, gdyby nie stojące przy nich, zazwyczaj milczące rodziny. Postanowiłam spróbować wypełnić tę lukę w obrazie herosa, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
Historie zebrane w książce nie są zwykłymi wywiadami, niektóre z nich to zapis wielu pogłębionych spotkań. Długo musiała pani zdobywać zaufanie swoich rozmówczyń?
Próbowałam dotrzeć do 15 osób i za każdym razem słyszałam "nie". Ostatecznie w książce znalazło się 9 historii, ale, by przekonać te kobiety do rozmowy, potrzebowałam czasem trzech może czterech tygodni. Bez gwarancji, że nasze spotkania zakończą się zgodą na publikację. Większość z nich nie zamierzała obnażać swojego życia, a bez pełnej szczerości nie wyobrażałam sobie tego projektu. Te, które straciły partnerów w górach, nie chciały na nowo odkopywać emocji związanych z ich śmiercią i żałobą.
Przyznam szczerze – obawiałam się, że w tej książce będziemy poznawać wyjątkowe kobiety, ale wciąż przez pryzmat mężczyzny.
W ogóle nie interesował mnie punkt widzenia mężczyzn, ich opowieści czy emocje. Skupiłam się wyłącznie na kobietach. Pytałam co czują, gdy ich partner zdobywa górę, jak wygląda ich codzienne życie, na jakie ustępstwa idą. Chciałam też wiedzieć, jak wyglądało ich dzieciństwo, jakie miały plany i marzenia – te zrealizowane lub niezrealizowane z powodu pasji męża. Interesowała mnie cała ich postać.
Choć bohaterki książki są w różnym wieku, mają odmienne doświadczenia, właściwie wszystkie zgadzają się w jednej kwestii: ich partnerzy kochają lub kochali góry ponad wszystko. Chyba niełatwo żyć ze świadomością, że pierwsze miejsce jest już zajęte…
Wszyscy, który realizują się w tej pasji są egoistami i moje rozmówczynie mówią o tym otwarcie. Świat wspinaczki wysokogórskiej jest światem sportowym, a co za tym idzie podzielonym. Wkradają się tam takie emocje jak rywalizacja, walka o pierwszeństwo. W wielu przypadkach kobiety funkcjonujące z człowiekiem skupionym niemal wyłącznie na swojej pasji stają się współuzależnione. Nie potrafią uwolnić się od emocji, które takiemu życiu towarzyszą. A to jest najczęściej sinusoida: jednego nie jest fajnie, drugiego znów pojawiają się lęk i samotność, o których mówiły właściwie wszystkie.
Oczywiście, nie można generalizować. Aćka Łukaszewska i jej mąż Marek wspinali się razem, ale w pewnym momencie doszli do wniosku, że rodzina jest ważniejsza. Zrezygnowali z wypraw dla dobra córki. Założyli biznes, za rok będą obchodzić 50-lecie małżeństwa. Zauważyłam też zmianę pokoleniową - trzydziesto czy czterdziestolatki jak Kasia Wielicka, Agnieszka Korpal i Ola Leksińska nie chcą rezygnować ze swojej pracy zawodowej kosztem poświęcenia się dla partnera czy rodziny, łatwiej im postawić granice. Z kolei Iza Hajzer wyszła za byłego już himalaistę. Kiedy się poznali, Artur zawiesił sprzęt na kołku. Po kilku latach wrócił do wypraw. Do dziś Iza mówi, że mąż ją oszukał. Nie tak wyobrażała sobie z nim życie. Ich wspólnej drogi nie miała rozdzielić jego nagła śmierć.
Być może właśnie przez to współuzależnienie opowieści o stracie są tak bardzo poruszające. To spotkania z kobietami, którym góry zabrały ukochaną osobę, były najtrudniejsze?
Psychologowie są zgodni, że najtrudniejsze dla człowieka jest przeżycie śmierci dziecka lub partnera. Opowieści kobiet mierzących się ze stratą, czyli Eli Dąsal, Izy Hajzer, Ani Solskiej Mackiewicz czy Agnieszki Korpal były dla mnie dużym przeżyciem. Wracałam do domu i zastanawiałam się nad sensem ciągłego pędu. Z ust każdej z nich padało jedno zdanie: "rozpadłam się na milion kawałków". Tylko osoba z podobnym doświadczeniem jest w stanie zrozumieć, co czuły. To był potworny ból, momentami fizyczny i rozdarcie, gdy dowiadywały się o śmierci ukochanego.
Te historie pokazują też, jak bardzo zmienił się świat – Ela Dąsal dowiedziała się o śmierci męża z telewizji, dziś wiele partnerek himalaistów korzysta z komunikatorów satelitarnych na bieżąco aktualizujących położenie. Gdy coś jest nie tak, zauważają to i godzinami żyją w niepewności, zadręczając się myślą, co mogło się stać.
Niezwykła była dla mnie opowieść Elżbiety Dąsal, która była w przeszłości oceniania. Zarzucano jej, że nie dość cierpi. "Każdy, kto do mnie przychodził po śmierci Falco, chciał widzieć we mnie rozpacz, smutek, łzy. A ja byłam kolorowo ubrana, nie miałam ołtarzyka męża. Byli rozczarowani mną, a ja nimi. Interesowała ich wymyślona historia, nie moja" – wyznała w rozmowie z panią.
Każda z tych kobiet próbowała poradzić sobie ze śmiercią partnera na swój własny sposób. Ela złamała stereotyp wdowy. Bardzo długo nie chciała rozmawiać z dziennikarzami, ze mną zresztą też, ponieważ po śmierci Falco przyjeżdżali do jej domu i oczekiwali, że zastaną wdowę, którą jest dalej, nawet po kilku latach, ubrana na czarno, ma ołtarzyk ze zdjęciami męża i żyje wyłącznie wspomnieniami z wcześniejszego życia.
Tymczasem życie toczy się dalej. Musiała zadbać o syna, pójść do pracy, rozkręciła własny interes. Podobnie miała Iza Hajzer, która nagle została z długami, była zmuszona dokonać bardzo radykalnych decyzji, łącznie ze sprzedażą domu. Nie ukrywa, że nadal ma żal do Artura, który zostawił po sobie bałagan. Z kolei Ania Mackiewicz poradziła sobie inaczej – dalej pielęgnuje kult Tomka, rozwija fundację jego imienia, nie daje o nim zapomnieć.
Zobacz także
Poruszająco o stracie i żałobie mówi Agnieszka Korpal – była dziewczyna Tomka Kowalskiego, który zginął na grani szczytu Broad Peak w 2013 roku.
Agnieszka stroni od mediów i wystąpień publicznych. Zgodziła się jednak opowiedzieć o tym, co przeszła. Być może jej opowieść pomoże komuś, kto właśnie teraz mierzy się ze stratą ukochanej osoby. Przez ostatni rok wokół nas jest bardzo dużo śmierci. Pandemia zabrała żony, mężów, dzieci. Ich bliscy nie wiedzą, co dalej. Jak żyć. Czy kiedyś ten ból skończy się. W Polsce żałoba to nadal temat tabu. Nie potrafimy o niej rozmawiać, rzucamy puste frazesy… Agnieszka opisała, jakie etapy przeszła, zanim wróciła do tak zwanej normalności. Jej ten proces zajął trzy lata, w trakcie których były dni, gdy wydawało się, że już jest w porządku, ale kiedy wychodziła na ulicę, nagle wybuchała spazmatycznym płaczem. Towarzyszyły jej niezwykle silne emocje.
Dużo kobiet zwróciło uwagę, że, by przejść żałobę, trzeba pożegnać się ze zmarłą osobą także fizycznie. W przypadku himalaistów to bardzo ciężkie, ponieważ zazwyczaj nie ma ciała. Niektórzy przez lata żyją nadzieją, że może jednak ich ukochany zszedł do jakiejś wioski i nadal żyje.
Oprócz kobiet cichymi bohaterami tej książki są dzieci…
Przy okazji premiery spotkałam się hejtem wymierzonym w himalaistów. Padały słowa, że wybierając taką ścieżkę nie powinni mieć partnerek, a już na pewno dzieci. Nie zgadzam się. Równie dobrze mogę zapytać: po co ktoś uprawia sporty ekstremalne, bierze udział w rajdach czy jeździ na misje wojskowe. To szufladkowanie ludzi.
W mojej książce pojawiają się wątki dotyczące dzieci. Chciała pokazać, że ich emocje są równie ważne. Czasami kryją się gdzieś za zabawą, są głęboko schowane. Ale to tylko pancerz. Ela Dąsal nigdy nie odprowadzała męża na wyprawę. Przed tą ostatnią, gdy już się pożegnali, wrócił do domu ich syn, który zapytał gdzie jest tata. Wtedy ona momentalnie chwyciła chłopca za rękę i pobiegli na peron. Nie robili tego nigdy wcześniej. Później okazało się, że to było ich ostatnie pożegnanie. Gdy Mateusz dowiedział się, że ojciec nie żyje, chciał od razu pójść do szkoły. Czy starta go nie dotknęła? Bardzo. O ojcu otwarcie zaczął mówić dopiero jako dorosły. Piszę o tym, bo niekiedy nieświadomie traktujemy dzieci jako zapomnianych żałobników. A przecież one też potrzebują czasu, uwagi by na nowo poukładać swoje życie.
Czy jest coś, czego możemy nauczyć się od żon i partnerek himalaistów?
Mam nadzieję, że mężczyźni po przeczytaniu tej książki lepiej zrozumieją, co tak naprawdę czuje druga strona. Być może łatwiej będzie dostrzec im to w opowieści nie swojej żony czy partnerki, ale w wypowiedziach pozostałych kobiet. Choć każda z moich rozmówczyń jest inna, pewne elementy w ich doświadczeniach się powtarzają. Mówię chociażby o poczuciu samotności czy braku wsparcia. Mimo tego większość z nich dalej tkwi przy swoim mężczyźnie, dając mu siłę, stwarzając dogodne warunki i umożliwiając robienie tego, co kocha. Jednocześnie – jak np. Kasia Wielicka – nie rezygnują z siebie i walczą o równouprawnienie w górach i równouprawnienie w związku. To potężna lekcja.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!