Blisko ludziPiękny gest Lewandowskiej. One potrzebowały jej pomocy najbardziej

Piękny gest Lewandowskiej. One potrzebowały jej pomocy najbardziej

Piękny gest Lewandowskiej. One potrzebowały jej pomocy najbardziej
Źródło zdjęć: © Facebook.com
Magdalena Drozdek
03.02.2017 11:59, aktualizacja: 06.06.2018 14:55

Trenerka po raz kolejny udowodniła, że ma ogromne serce. Podobnie jak rok temu postanowiła przekazać pieniądze dziewczynom, których los w życiu nie oszczędzał. Na konto Domu Samotnej Matki w Gdańsku przekazała 15 tys. złotych. Podopieczne nie kryją, że dla nich taki gest, to ogromny powód do dumy. Wreszcie ktoś zwraca na nie uwagę.

W ubiegłym roku Jola Chyrek, karateczka, organizowała w Gdańsku trening z Anną Lewandowską, którą zna osobiście. – Była u nas, zrobiła zdjęcia, powiedziała, że podczas eventu wspomni pani Lewandowskiej, że jeśli ta szukałaby kogoś, kogo można by wesprzeć charytatywnie, to może pomóc nam. I tak się stało. Ania Lewandowska obejrzała zdjęcia z naszego ośrodka i część dochodów z treningu przekazała na nasz cel – opowiada Agnieszka Nowak, dyrektorka Domu Samotnej Matki Monar-Markot w Gdańsku.

Na konto ośrodka trafiło teraz 15 tys. złotych.

- Kilka dziewczyn pojechało podziękować Lewandowskiej i wręczyć jej bukiet kwiatów. Były dumne, że mogą spotkać się z tak sławną osobą, a po drugie, że właśnie taka osoba przeznacza na ich rzecz pieniądze. To fajne uczucie, że znani zwracają uwagę na ich potrzeby. – przyznaje Agnieszka Nowak.

Dzięki przekazanym środkom możliwy był remont wspólnej kuchni. Jest dziś zmywarka, nowe oświetlenie, płytki na podłodze, wentylacja i przede wszystkim nowe meble. O tym, jak jeszcze kilka tygodni temu wyglądało to pomieszczenie, nikt nie chce nawet pamiętać. Metamorfozę przeszło też kilka pokoi samotnych matek. Grzyb na ścianie zniknął, a pojawiły się kolory i rysunki maluchów.

- Cały czas jesteśmy w trakcie remontów. Chcemy odnowić pokój psychologa, gdzie organizowane są korepetycje i zajęcia dla dzieci, żeby był czysty, funkcjonalny. To jeszcze przed nami. Nie udało się nam wyremontować wszystkich pokoi. Zajęliśmy się dopiero tymi, które ucierpiały w lipcowej ulewie. Żyjemy od remontu do remontu. Jeśli taką niewielką powierzchnię użytkuje ponad 40 osób, to nie ma rady, zniszczenia muszą się pojawiać. Szczególnie że żyje tu ponad 20 maluchów. To zupełnie naturalne, to jest wpisane w naszą pracę – dodaje.

W lipcu ich azyl zniszczyła ulewa. Z dachu spływały do pokoi strumienie wody.

Karolina, która w Domu mieszka od roku, w środku nocy przesuwała łóżeczko, w którym spał jej syn Filip. Jej pokój był kompletnie zalany. Podobnie jak kilka innych.

Przed zimą konieczny był remont. Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych zabezpieczył dach, ale na odnowę całego ośrodka nie było pieniędzy. Organizacje wspierające potrzebujących w Polsce utrzymują się z dotacji od Ośrodków Pomocy Społecznej. Zgodnie z przepisami pieniądze te nie mogą być wydawane na inwestycje, a tylko i wyłącznie na utrzymanie podopiecznych i drobne poprawki. Dlatego pieniądze na remont trzeba było pozyskać od darczyńców. Dzięki pomocy Lewandowskiej, a także internautów i przyjaciół ośrodka, udało się zmienić część pomieszczeń nie do poznania.

Agnieszka Nowak tworzy bezpieczny azyl dla kobiet, których los nie rozpieszczał od 9 lat. „Ucieczka od partnera-alkoholika” to klasyk.

- Dziewczyny znajdują się tu z powodu bardzo dramatycznych zdarzeń. To są kobiety poza systemem. Przepisy odnoszą się do małżeństw i par, które wspólnie prowadzą gospodarstwo domowe we własnym mieszkaniu. Wtedy można sprawcę przemocy usunąć z mieszkania, a kobieta z dziećmi może spokojnie żyć bez oprawcy. Ale w przypadku wynajmowania mieszkania jest już tak, że i owszem, sprawca może zostać usunięty z mieszkania, ale jednocześnie to na tę kobietę spadają wszystkie opłaty z tytułu wynajmu. I one ni stąd, ni zowąd stają się bezdomne – opowiada.

Dla Karoliny przyjście do Domu Samotnej Matki było jedynym wyjściem. Mówi, że zrezygnował z niej partner, została bez dachu nad głową. 23-letnia Angelika nie miała za co żyć. Kiedy trafiła do ośrodka, miała już 2 dzieci. Teraz jest mamą trójki.

- Niektórzy pewnie myślą: „a, wygodnie im tam, to sobie posiedzą”. A tu tak nie ma. MOPS wymaga od nas wielu rzeczy. Czegoś nie zrobimy, to są problemy. Najlepiej wywiązać się ze wszystkiego i jeszcze zrobić coś więcej, żeby widzieli, że staramy się polepszyć naszą sytuację. Bo jak stoisz w miejscu, to nic nie zrobisz – mówi Angelika.

- Mnóstwo kobiet tkwi w toksycznych związkach. O tym niewiele się mówi. To, że one mają odwagę uciec, należy docenić. Wiedzą przecież, że będą musiały całkowicie przewartościować swoje życie. Trafiają do ośrodka, potem mają szansę przenieść się do mieszkania chronionego – dodaje Agnieszka.

Duma rozpiera ją za każdym razem, gdy dziewczyny wracają i opowiadają, jak im w życiu wyszło. Zapraszają na kolację, przygotowują miły wieczór. - Mieliśmy taką panią, która trafiła do nas z piątką dzieci, w tym dwoje było niepełnosprawne. Myślałam sobie: „kurde, no nie da się”. Ale się dało. O ile się nie mylę, to od 5 lat jest poza systemem. Przychodzi nas czasem odwiedzać z dzieciakami. To, w jaki sposób ona sobie radziła z tymi maluchami – ogromny szacunek. Ja bym padła i nie dała rady, a ona ogarniała wszystko – szkoły, lekarzy, rehabilitacje. Stała się inną silną kobietą – przyznaje. Bo każda kobieta potrzebuje tu uwagi, kogoś, kto pokaże im, że są ważne.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (532)
Zobacz także