Pierwsze wrażenia z drugiego żłobka

Te matki, które twierdzą, że żłobek to samo zło, muszą się mylić. Dlatego posyłamy Jadźkę do pierwszej edukacyjnej placówki nie z lękiem, ale z nadzieją, że nauczy się tam o wiele więcej, niż od nudnej mamy i zmęczonego taty.

Pierwsze wrażenia z drugiego żłobka

28.09.2009 15:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Te matki, które twierdzą, że żłobek to samo zło, muszą się mylić. Dlatego posyłamy Jadźkę do pierwszej edukacyjnej placówki nie z lękiem, ale z nadzieją, że nauczy się tam o wiele więcej, niż od nudnej mamy i zmęczonego taty. Liczymy na atrakcje, dobre posiłki i sumienną opiekę. I trzymamy kciuki.

Już raz posłaliśmy Igę do żłobka rok temu. Nie było źle, dziecko dobrze się bawiło, a oprócz małego kryzysu po jakimś tygodniu było zadowolone. Tylko chorowało zdecydowanie za dużo jak na czesne w prywatnym żłobku. A na państwowe czekaliśmy całe dwanaście miesięcy, aż do dzisiaj. Wtedy zabraliśmy małą po trzech miesiącach, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że na naszym koncie ubyło 2 500 zł, a ona cieszyła się pobytem w żłobku łącznie jakieś dwa tygodnie.

Reszta to przeziębienia, katary, gorączki i jedno zapalenie ucha środkowego. Teraz zaczynamy nowy rozdział. Dziecko jest starsze, mądrzejsze. My także. Nie łudzimy się jednak i wiemy, że czekają na nią liczne zarazki, które dopadną ją obojętnie od tego, ile zebrała życiowego doświadczenia. Wychodzimy jednakowoż z założenia, że lepiej teraz, niż w żłobku przejść to całe okropne uodpornianie.

Przed wielkim dniem pierwszego września robiłam wszystko, aby Jadźkę pozytywnie nastawić do jej nowego drugiego domu. Mówiłam, co ją w żłobku czeka, co będzie robić i jak się bawić. Że będzie super, będzie się bawić z dziećmi, śpiewać, tańczyć, czytać książki i bawić się w ogrodzie. Na dobranoc zawsze aplikowałam pozytywną bajkę o żłobku. Totalne pranie mózgu, ale konieczne i przynoszące efekty. Jadźka nie mogła się doczekać i weszła do żłobka z uśmiechem na ustach. Tylko że ja wyszłam ze łzami w oczach. Nie dlatego, że musiałam ją zostawić, bo nie musiałam.

Okazało się, że zapomniałam jednego z dwudziestu papierów oraz nie mam gotówki na opłatę (byłam przekonana, że w XXI wieku robi się takie rzeczy przelewem i jest na to jakiś określony czas). Pełniąca obowiązki kierowniczki stwierdziła, że absolutnie nie możemy zostać w żłobku bez dopełnienia formalności. Myślałam, że się przesłyszałam. Jak mam wytłumaczyć dwulatce, która stoi obok napalona „na maksa” na tej cholerny żłobek, że nie możemy iść do dzieci, bo musimy wrócić do domu? Nie udało się rozwiązać sytuacji kompromisem. Zawinęłam wózek i wściekła, zapłakana wróciłam do domu wraz z wrzeszczącym "ja chcę do żłobka" dzieckiem.

W domu wzięłam się w garść. Może zachowałam się jak histeryczka, ale żal mi było mojej córki i nie potrafiłam zrozumieć bezsensu tej całej sytuacji. Czy jakbym przyniosła pieniądze i karteczkę dzień później, to by coś się stało? Byłam pod wrażeniem biurokracji i nieczułości urzędnicy żłobkowej, która na szczęście nie jest opiekunką, siedzi sobie w swojej kanciapie i liczy pieniądze. Panie opiekunki okazały się o wiele bardziej empatyczne. I cierpliwe.

Cierpliwe nie tylko dla dzieci, ale i rodziców. W żłobku jest kilkudniowy okres oswajania dzieci z ta placówką. Przez kilka dni my rodzice musimy być do dyspozycji maluchów. Można powiedzieć, że też chodzimy do żłobka. Dzieci nie przeżywają takiego szoku, a my możemy spokojnie poznać wszystkie panie, zwyczaje oraz dzieci i innych rodziców. Nie siedzimy tam cały dzień, ale każdego dnia dłużej. A ponieważ głupio tak siedzieć bezczynnie, tak na "w razie czego", pomagamy paniom. Karmię więc sama z siebie dzieci przy stolikach, zakładam śliniaki, wyprowadzam za ręce na podwórko. Fajna praca, dzieci świetne. Tylko ten wszechobecny hałas potrafi wykończyć każdego. Głowa mi puchnie po dwóch godzinach.

Jadźka na razie podchodzi do wszystkiego z dystansem, spokojnie, bez nerwów. Tylko na jedzenie rzuca się jak zwykle niczym dzikus. Obserwuje dzieci, ale sama woli bawić się na osobności. Upodobała sobie dziecięcą kuchnię oraz żelazka i bawi się tym w kółko. W sumie nie wiadomo dlaczego, bo matka gotuje rzadko i nigdy nie prasuje.

Jest dobrze. A panią biurokratkę omijamy na korytarzu chłodnym pozdrowieniem.

Komentarze (3)