Po co nam w życiu irytujący ludzie?
Jakież życie byłoby piękne, gdyby wokół nas byli sami przyjaźnie nastawieni ludzie, odpowiadający naszym upodobaniom. Jakże miło by było, gdyby nic nie wzbudzało naszej złości, nie budziło lęku i nie uprzykrzało życia.
Jakież życie byłoby piękne, gdyby wokół nas byli sami przyjaźnie nastawieni ludzie, odpowiadający naszym upodobaniom. Jakże miło by było, gdyby nic nie wzbudzało naszej złości, nie budziło lęku i nie uprzykrzało życia. A jednak, irytujący ludzie są wśród nas. I dobrze, bo dzięki temu możemy odkryć swoją pełnię.
Odrzucone części
Wyobraźmy sobie dziecko. Rodzi się jako nieświadoma niczego pełnia, całość. Nie czuje się oddzielone nawet od świata. Z czasem następuje to odłączenie, tak samo jak zaczynają się różnicować treści w jego psychice. W dużym uproszczeniu: pewne jej elementy zostają oznaczone jako "dobre", a inne jako "złe". Na przykład dziewczynka jest chwalona wtedy, kiedy jest grzeczna, miła i cicha. Gdy się zezłości albo ma ochotę poskakać po drzewach, jest karcona przez rodziców czy opiekunów. Może się zdarzyć tak, że bycie energiczną, zezłoszczoną czy agresywną zostanie w pewnym sensie wypchnięte z obszaru, z którym się utożsamia.
Innymi słowy, będzie potem raczej miła i uprzejma dla innych ludzi, za to nie będzie uważała siebie za kogoś, kto łatwo się złości, jest niemiły albo agresywny. Gdy dorośnie, będzie jej się przydarzać złość, ale nie będzie miała do niej świadomego dostępu. Na przykład będzie się złościć, ale nie okaże tego na zewnątrz, co więcej, może zaprzeczać, że w ogóle ma tego rodzaju uczucia. Może też się zdarzyć, że będzie często mówić podniesionym tonem, ale nawet nie będzie tego zauważać. Jej złość mogłaby również kumulować się w ciele pod postacią symptomów fizycznych - bólu brzucha, bólu głowy, napięcia czy innych objawów.
Ludzie jako lustra
Co się jeszcze dzieje z taką wypartą złością? Widać ją bardzo dobrze na zewnątrz. Pojawiają się partnerzy, którzy nie mają oporów przed wyrażaniem złości. W pracy roi się od współpracowników lub szefów, którzy z łatwością podnoszą głos, wprost krytykują i pewnie wyrażają swoje opinie. To będą najtrudniejsze relacje w jej życiu. I trudno będzie obok nich przejść obojętnie.
Carl Jung powiedział: "Wszystko, co nie podoba się nam u innych, może pomóc w lepszym poznaniu samych siebie". Osoby, które są dla nas trudne, zazwyczaj niosą w sobie jakieś elementy, których sami w sobie nie widzimy, nie chcemy, ale potrzebujemy rozwinąć. Najtrudniejszym, pierwszym krokiem, jest uświadomienie sobie, że tak może być. Ludzie zazwyczaj czują przed tym ogromny opór, mówiąc: "Ale ja nie chcę być taki jak on, to mi się nie podoba!".
Z naszej codziennej perspektywy widzimy tylko to, co "złe" w danej postawie. Zazwyczaj jednak pod tymi irytującymi cechami czy zachowaniami kryje się coś głębszego, często bardzo potrzebnego. Pod arogancją współpracownika może kryć się umiejętność bronienia swojego stanowiska, czyli coś, czego mi brakuje. Pod złością może być umiejętność stawiania granic. Pod upierdliwością - konsekwencja i zaangażowanie. Pod powolnością - umiejętność kontemplacji, skupienia i spokoju.
W pewnym sensie, w tym wszystkim co nas drażni (ale też często w tym, co nas fascynuje i wydaje się nieosiągalne) kryje się to, co nas uzupełnia. Często to, co widzimy u innych, również jest w nas samych, ale nie dostrzegamy tego. Bywa, że ujawnia się w nieświadomy sposób, sprawiając kłopoty. Na przykład osoba, która uważa się za delikatną, nie ma świadomego dostępu do swojej siły, ale nieświadomie ta siła jej "wycieka". Obraża innych nie mając takich intencji, doprowadza do konfliktów zupełnie przez przypadek lub atakuje, gdy czuje się sama ofiarą zranienia.
Oczywiście, jeśli irytująca osoba staje się nie do zniesienia ze względu na przykład na stosowanie przemocy, punktem wyjścia musi być zajęcie się tą przemocą. Złym pomysłem jest np. trzymanie się relacji ze sprawcą przemocy w imię odszukiwania w nim swoich odrzuconych części psychiki. W takich sytuacjach pierwszeństwo ma zadbanie o siebie i swoje bezpieczeństwo.
Dopełnianie siebie
Dotarcie do naszych wypartych, niechcianych aspektów, powoduje, że mamy więcej możliwości reagowania i zachowania. Jeśli irytuje mnie ktoś chamski i agresywny, to nie znaczy, że mam również stać się chamska. Ale mogę nauczyć się odpowiednio mocnego wyrażania sprzeciwu wprost, gdy jest to potrzebne. Albo odnaleźć swoją wewnętrzną siłę i wykorzystać w zupełnie inny sposób, na przykład odważnie i konsekwentnie broniąc swoich wyborów.
Gdy obejmiemy te pierwotnie irytujące cechy w sobie, ci, którzy drażnili, przestają na nas tak działać. Okazuje się czasem, że ich zachowanie i reakcje były przez nas wyolbrzymiane, bo tak bardzo zwracały uwagę. Gdy uznam, że jest w tym też część czegoś mojego, mogę zobaczyć drugą osobę taką, jaka realnie jest. Albo przynajmniej ciut bardziej.
(jb/sr)