Blisko ludziRandka jak z horroru. Takich spotkań strach się bać!

Randka jak z horroru. Takich spotkań strach się bać!

Randka jak z horroru. Takich spotkań strach się bać!
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Paulina Brzozowska
31.10.2017 17:11, aktualizacja: 31.10.2017 17:54

Halloweenowy wieczór to idealny moment, żeby opowiedzieć przyjaciołom mrożące krew w żyłach historie. Liczą się oczywiście nie tylko te dotyczące duchów i upiorów, ale również opowieści z życia wzięte. Na przykład takie, o najbardziej nieudanych randkach, jakie kiedykolwiek nas spotkały. Takimi właśnie historiami podzieliły się użytkowniczki portalu Zaadoptuj Faceta. I chociaż czytając je można wybuchnąć śmiechem, ich autorki na pewno nie były rozbawione. Poznajcie historie Uli, Ani, Magdy i Dagmary.

Bezwstydny koleś

Niektórzy mężczyźni mają tupet. Pamiętam, że miał na imię Adrian, zaprosił mnie na romantyczną kolację do drogiej restauracji. Póki co, super! Ale kolacja zamieniła się w koszmar – Adrian bez pytania zaczął podjadać z mojego talerza i pić wino. Przy płaceniu rachunku niewinnie uśmiechnął się do mnie i "z wielkim smutkiem” stwierdził, że zapomniał swojego portfela. Po chwili zapytał, czy mogę zapłacić rachunek, a przy następnej randce to on zapłaci. Zapłaciłam dokładnie 383 zł. Drugiej randki nie było, pieniędzy na moim koncie też.

Łatwowierny

Umówiłam się na randkę w ciemno za pośrednictwem jakiegoś portalu. Przyszłam w ustalone miejsce, chłopaka jeszcze nie było. Napisałam więc do niego esemesa: "Hej jestem na miejscu, mam na sobie czarną sukienkę i czerwoną torebkę, znajdź mnie, bo straszny tu tłok, a ja jestem totalnie ślepa”. Po kilku minutach podchodzi do mnie, dziwnie wymachuje ręką przed oczami, lekko podniesionym głosem mówi, że to on i że nie spodziewał się, że jestem niepełnosprawna. Uznał mnie za niewidomą! Sytuacja bardzo mnie rozbawiła, ale nie dałam po sobie poznać i nie wyprowadzałam go z błędu. Partner uprzedzał mnie o każdym czyhającym niebezpieczeństwie (pokroju "podwójny schodek” albo "potłuczone szkło”), a potem za rękę prowadził po mieście i obrazowo opisywał zabytki. Postanowiłam, że dopiero na kolejnej randce przyznam się, że jednak widzę. Niestety kolejnej randki nie było… Najwyraźniej niewidoma dziewczyna przerosła jego możliwości.

Boli mnie glowa

Godzina 19. Umówiliśmy się w przytulnej restauracji. Może i nie był z niego Brad Pitt, ale miał łobuzerski uśmiech, przeszywające spojrzenie i fajny zarost w stylu Jasona Statham’a. Był fotografem i reżyserem. Na początku było całkiem miło. Potem przez 45 minut opowiadał o westernach i filmach z Bruce’em Lee. Nuda! Nuda! Nuda! Help! Po chwili poczułam się jak na przesłuchaniu: gdzie mieszkam? Ile mam pokoi w mieszkaniu? Ile mam metrów kwadratowych? Czy mam ubikację w łazience, czy osobno? Yyy, ale o co chodzi, czy to agent nieruchomości? Z wielkim trudem przetrwałam do końca randki. Zaproponował spacer w parku… Uprzejmie podziękowałam, ponieważ "strasznie boli mnie głowa”. Zapłaciłam za siebie i uciekłam do auta.

Czyścioch

Na pierwsze spotkanie umówiliśmy się w walentynki. Nikt nie chce być wtedy sam, więc zdarza się, że zbyt pochopnie wybieramy kandydata na randkę. Kiedy przed spotkaniem oświadczył mi, że niestety wszystkie miejsca w jego ulubionych knajpkach są zarezerwowane, lekkomyślnie zaproponowałam: "spotkajmy się u mnie”. Chłopak przyszedł z butelką wina (to się ceni!), usiadł i... siedział. Siedział, siedział i siedział, mimo, że już od jakiegoś czasu dawałam delikatnie znać "kolego, ściemnia się, obgadaliśmy już wszystkie możliwe tematy, łącznie z sytuacją polityczną Korei Północnej. Czas wracać do domu”. Jednak wszystko na nic, siedział dalej. Postanowiłam być bardziej dosadna i poinformowałam go, że jestem zmęczona i chcę już iść spać. Wtedy zakomunikował, że on też. Wyciągnął z torby szczoteczkę do zębów i chciał pójść do łazienki, by dokonać wieczornej toalety. Nie wytrzymałam i wyprosiłam czyściocha. Nie zobaczyliśmy się.