Wspólnota szafiarek
„Mamy w Polsce kilka tysięcy szafiarek, które robią w konia nawet po kilkaset tysięcy swoich czytelników.” pisze Michał Zaczyński w „Newsweeku”, krytykując trend na modowe blogi. Te kilka tysięcy, a może i więcej, młodych dziewczyn sprawia, że polska ulica wygląda tak samo jak ulica dowolnego europejskiego miasta. Kilka tysięcy szafiarek nie może się mylić.
„Mamy w Polsce kilka tysięcy szafiarek, które robią w konia nawet po kilkaset tysięcy swoich czytelników.” pisze Michał Zaczyński w „Newsweeku”, krytykując trend na modowe blogi. Te kilka tysięcy, a może i więcej, młodych dziewczyn sprawia, że polska ulica wygląda tak samo jak ulica dowolnego europejskiego miasta. Kilka tysięcy szafiarek nie może się mylić.
Bycie szafarką to niełatwa sprawa. Wie o tym każda nastolatka, która w sieci prowadzi swój modowy pamiętnik. Większość z nich już po kilku tygodniach uprawiania blogopisarstwa, dochodzi do wniosku, że „szafiarstwo” to ciężki kawałek chleba i nie widząc żadnych profitów, rezygnuje. Zwykle potem zostaje szafiarka uśpioną, czyli obserwatorką aktywnych blogerek, które nie poddały się przeciwnościom losu.
Panie, które decydują się na systematyczne publikowanie swoich wpisów, przestrzegają kilku reguł. Po pierwsze trzeba być na czasie: aktualizowac swoje wpisy jak najczęściej, bo inaczej spada się w blogową nicość. Po drugie zabiegać o czytelników: jeśli nikt nie będzie czytał bloga, to cały koncept prowadzenia internetowego pamiętnika szybko spali na panewce. Po trzecie kwestie praktyczne: skąd brać nowe ciuchy, jak je fotografować, żeby wyglądały choć odrobinę modowo i skąd czerpać inspiracje, żeby nie być posądzoną o plagiat.
Michał Zaczyński w swoim artykule w „Newsweeku”, który zatrząsł polskim blogowo-modowym światkiem, pastwi się nad początkującymi szafiarkami. To prawda, część modowych blogów jest wtórna i pretensjonalna. Zdjęcia bywają nieostre lub źle skadrowane, a stylizacjom daleko do mistrzowskich ujęć blogowej arystokracji, ale większość dziewczyn daje sobie radę. Autor wytyka szafiarkom wtórność pomysłów, śmieszność, amatorskie ujęcie tematu, pozy i miny. Po nosie dostają blogerki – celebrytki, na czele z Kasią Tusk, której redaktor przygania za brak nowatorskich pomysłów. „Na blogu Kasi Tusk nie ma nic, co wskazywałoby na szczególne obeznanie w modzie, na oryginalny gust czy myśl. I dlatego idealnie wpasowuje się w szafiarskie standardy”.
Do kiosków trafił pierwszy numer dwutygodnika „Flesz”, w którym Kasia dostała swoją stronę o modzie. Pisze o tym, jak miksować kolory i stworzyć modne stylizacje, nie tracąc przy tym fortuny. Za dwa tygodnie premierówna omówi najgorętsze trendy sezonu. Kazus modowego bloga Kasi Tusk jest nadzieją dla początkujących szafiarek. „Wszak Kasia jest jedną z nas”, kombinują modowe blogerki, traktując wpisy panny Tusk jako natchnienie równe inspiracjom ze style.com czy vogue.com.
Samo szukanie weny jest już procesem myślowym, a niektóre blogerki wzbijają się na wyżyny kreatywności, o którą redaktor Michał Zaczyński ich nie posądza. Wytyka im, że naśladują siebie nawzajem i kiepsko im to zwykle wychodzi, bo w owczym pędzie kupują ten sam podkoszulek z New Yorkera i identyczny lakier do paznokci.
Podobno naśladownictwo to najwyższa forma uznania, ale modowe blogi to wcale nie towarzystwo wzajemnej adoracji. Jeden wpis plus kilka zdjęć może zebrać pochwalne komentarze, ale też cięgi za wtórność i podkradanie pomysłów. Na najwytrwalsze blogerki czeka nagroda: trafienie do szafiarskiego grona wybrańców, tam gdzie nawet złośliwości redaktora ważnego tygodnika nie bolą, a wirtualne towarzystwo innych blogerek poprawia humor. Wspólnota blogowa to świetne doświadczenie, nawet, jeśli internetowe modnisie łączy tylko zwyczajny podkoszulek, powielony na tysiącach zdjęć.