Zima bez korków
Wybierasz się na narty? Dowiedź się, gdzie najlepiej pojechać, by szusować bez tłoku.
03.12.2007 | aktual.: 27.06.2010 23:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wybierasz się na narty? Dowiedź się, gdzie najlepiej pojechać, by szusować bez tłoku.
Z roku na rok rośnie liczba Polaków wyjeżdżających zimą na narty. Wielu z nich narzeka na jakość bazy w kraju i wybiera Alpy czy Dolomity. W samej tylko Austrii co roku jeździ ponad 200 tys. narciarzy z Polski.
Problem w tym, że właśnie w Austrii oraz Szwajcarii, we Francji i Włoszech popularność wśród Polaków zyskało stosunkowo niewiele kurtortów: Zell am See, Val d’Isere, Kaprun czy Madonna di Campiglio. Efekt jest taki, że w każdym z nich panuje coraz większy tłok. Rosną kolejki do wyciągów, wydłużają się korki na autostradach łączących Polskę z tymi alpejskimi miejscowościami.
Tymczasem Alpy to tysiące kilometrów świetnie przygotowanych stoków, z czego wiele z nich znajduje się w niewielkich stacjach, których wciąż nie odkryto dla masowej turystyki znad Wisły.
Mniejsza ilość turystów absolutnie nie oznacza gorzej przygotowanych szlaków. Ich standard jest identyczny, jak w wielu popularnych kurortach alpejskich. Do tego ceny są często sporo niższe, a przyjazny klimat i cisza gwarantowane.
Austria
- Jak na standardy alpejskie stacja Turracher Höhe należy do malutkich. Działa tam kilkanaście wyciągów i ponad 30 kilometrów świetnie przygotowanych tras dla średnio zaawansowanych i mistrzów dwóch desek. Dodatkową atrakcją jest zamarznięte jezioro, które wykorzystują biegacze i łyżwiarze.
Mało znany, ale także warty polecenia jest Aineck-Katschberg, gdzie do dyspozycji narciarzy jest 100 km nartostrad, zarówno dla zaawansowanych (momentami wręcz pionowa, czarna trasa zaczynająca się na wysokości ponad 2,2 tys. m n.p.m.), jak i początkujących (stefa dla dzieci Katschi’s Kids World).
Osobom poszukującym spokoju i ciszy sporo pozytywnych wrażeń może zapewnić… Innsbruck. Okolice zimowej stolicy Austrii wbrew pozorom wcale nie są oblegane przez zbyt rzesze turystów. Głównie wypoczywają w nich mieszkańcy miasta, cudzoziemców jest stosunkowo niewielu.
Warte rozważenia jest zrobienie sobie bazy w Innsbrucku i korzystanie z ofert okolicznych stacji alpejskich, oddalonych o nie więcej niż 10 kilometrów. Na przyład Axamer-Lizum lub Kühtai.
Podobna sytuacja panuje w alpejskich miasteczkach blisko Wiednia. Poza tym wciąż niewielką popularność wśród polskich fanów zimowego szaleństwa zdobyły Zürs czy St. Anton.
Szwajcaria
Z austriackich Zürs i St. Anton już tylko kawałek do Szwajcarii. Tutaj warto odwiedzić choćby Saas-Fee otoczone przez 13 szczytów liczących co najmniej 3 tys. metrów n.p.m. To wręcz oaza spokoju. Do miasteczka nie wjedziemy samochodem, a od godz. 20 obowiązuje cisza nocna.
Ale atrakcji nie brakuje - na szczyty dowożą tu narciarzy pociągi… metra. Są też tradycyjne kolejki gondolowe oraz wyciągi orczykowe i krzesełkowe. Ciekawą propozycją będzie też Savognin, gdzie czeka 80 kilometrów tras.
Włochy
Pośród popularnego w całej Europie zagłębia narciarskiego, na które składają się m.in. Cortina d’Ampezzo, Val Gardena czy Val di Sole, jest tam jeszcze co najmniej kilka stacji mających świetną ofertę, ale kolejek do wyciągów tam nie uświadczymy. Chodzi między innymi o Alpe di Siusi, gdzie trasy zaczynają się nawet na wysokości 2,25 tys. metrów n.p.m. Ta okolica charakteryzuje się tym, że już w styczniu słońce świeci tu nawet 9 godzin dziennie. W związku z tym piękna opalenizna po powrocie do Polski zapewniona. Jest też Plan de Corones, gdzie działa aż kilkanaście kolei gondolowych.
Francja
Wśród francuskich stacji alpejskich na korzyść wyróżnia się miasteczko Chátel. Nie ma tu nic co kojarzy się z nowoczesnymi kurortami zimowymi – potężnych betonowych hoteli, wielkich parkingów i tłumu turystów. W całym regionie jest ponad 200 wyciągów i 65 kilometrów tras!