„Bo co ludzie powiedzą?” – polskie tabu
„Poleć ze mną na wakacje. Zawsze marzyłaś o Brazylii. Zróbmy to! Ja za wszystko zapłacę” – brzmi jak „oferta-marzenie”? Owszem, Asia zawsze chciała tam polecieć, ale kiedy jeszcze była z Michałem.
19.09.2011 10:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Poleć ze mną na wakacje. Zawsze marzyłaś o Brazylii. Zróbmy to! Ja za wszystko zapłacę” – brzmi jak „oferta-marzenie”? Owszem, Asia zawsze chciała tam polecieć, ale kiedy jeszcze była z Michałem. Założyła już nawet specjalne konto, na które zaczęła odkładać pieniądze. Potem jednak wszystko się pokomplikowało, a oszczędności trzeba było przeznaczyć na inne wydatki.
Osiem miesięcy temu rozstali się. Asia została w Warszawie, Michał wrócił do rodzinnego miasta na Podkarpaciu, gdzie już kilka lat temu otworzył świetnie prosperującą firmę. „Zapraszasz mnie na wspólne wakacje, a nie zabrałeś mnie na wesele naszych wspólnych znajomych” – odpowiada stanowczo. „Przecież nie jesteśmy razem. Co by na to ludzie powiedzieli?” – Michał od razu odpowiada. „A co by powiedzieli na wspólne wakacje?”. „O wakacjach nikt by się przecież nie dowiedział”...
Trudne zakupy
„Wiesz, z mojego doświadczenia wynika, że w Polsce wciąż bardzo kierujemy się zdaniem innych. Chyba taką już mamy mentalność” – mówi Piotr, który z kraju wyjechał 6 lat temu. Najpierw mieszkał w Holandii, teraz od 3 lat w Anglii.
„To śmiesznie zabrzmi, ale najlepiej różnicę widać na różnych serwisach społecznościowych. Opowiada i pokazuje się zupełnie inne rzeczy” – Piotr mówi z przejęciem. Pytam go o konkretne przykłady. „Mam koleżankę, która odkładała pieniądze na wymarzoną torebkę. W pracy robiliśmy sobie z niej żarty, że nie dojada, czasem ktoś się wygłupiał i przynosił dodatkowa kanapkę. Wiedzieliśmy, że odmawia sobie wielu rzeczy, więc chcieliśmy podejść do sprawy na wesoło i poprawić jej humor. Gdy wreszcie kupiła wymarzoną rzecz, zrobiliśmy jej zdjęcie i wrzuciliśmy na Facebooka. Znajomi z Londynu gratulowali wytrwałości w dążeniu do celu, niektórzy wrzucali zdjęcia rzeczy, na które oni zbierają pieniądze. Ogólnie wszystko odbywało się, w żartobliwej atmosferze.”
„Niestety całą zabawę zepsuli ci, którym Iza ufała najbardziej: bliscy znajomi z Polski” – wyjaśnia Piotr. „Pojawiły się komentarze: No widzę, że w Londynie to się powodzi. Albo Też taką chcę! Znajdziesz mi jakiegoś faceta? Ogólnie dużo wpisów o charakterze: Jak można tak się popisywać i pokazywać wszystkim, że stać mnie na drogą torbę. A przecież to zupełnie nie o to chodzi...”
POLECAMY:
Rozwód? To się nie może wydarzyć!
„W Polsce nadal silne jest myślenie na zasadzie: a co ludzie powiedzą?” – mówi 30-letnia Magda z Warszawy, kulturoznawca. „Rozmawiałam wczoraj ze znajomą, która chce się rozstać z mężem. Od kilku lat ona utrzymuje rodzinę - ich i 2 dzieci - u niego zdiagnozowano problemy natury psychiatrycznej, był kilkakrotnie hospitalizowany, a mimo to nie widzi problemu i sam nie chce przyjmować leków. Sytuacja jest trudna. I mimo to, w momencie, gdy ona poinformowała swoją rodzinę że chce się z nim rozstać, oni zaczęli biadolić: co ludzie powiedzą? Myślę, że to jest za silnie zakorzenione w naszym społeczeństwie i że szybko się nie pozbędziemy strachu przed opinią ludzką” – wyjaśnia.
Faktycznie, nawet w dużych miastach bardzo liczymy się z opinią innych, to co dopiero w małych miejscowościach czy na wsi?
„Nie żyję już z mężem od czterech lat, wciąż jednak nie mamy rozwodu” – mówi 28-letnia Ola, która bardzo wcześnie wyszła za mąż, miała 21 lat. „Nie byłam gotowa na to, by wiązać się na całe życie. Pochodzę jednak z małej wsi pod Olsztynem i rodzina bardzo na mnie naciskała. Szczególnie babcia i dziadek, zarówno moi jak i mojego męża. Z Bartkiem zaczęłam się spotykać jeszcze w liceum. Kiedy tylko zdaliśmy maturę, posypały się pierwsze pytania: Kiedy ślub? Nigdy nie mogliśmy zostać u siebie na noc, nie było też mowy o wspólnym mieszkaniu. Pobraliśmy się, bo tak było wygodniej. Jak widać, nie było warto. Dziś nawet nie mamy ze sobą kontaktu, a ja wyjechałam do Krakowa, żeby nie słuchać opinii innych ludzi” – mówi Ola.
Czemu nie żyjemy własnym życiem?
Ludzie, którzy wyjechali z Polski na kilka lat na studia czy do pracy, odczuwają to najbardziej. Zgodnie twierdzą, że za granicą nikt nie ma czasu na życie losami innych. Każdy zakłada to, na co ma ochotę i robi to, co lubi, byleby tylko szanować dobro innych ludzi.
„Ja już o tym zapomniałam, ale kiedy znajomi mnie odwiedzają, ciągle rozglądają się na ulicy, w metrze i pokazują mi ludzi: Zobacz! Widziałaś co ten gość ma na sobie? A mnie już nic nie dziwi, w Londynie każdy ubiera się jak chce i nie widzę nic złego w tym, że ktoś w listopadzie chodzi w szortach i japonkach. Widocznie tak mu dobrze” – mówi Ewelina, która przyleciała teraz na dwa tygodnie odwiedzić rodzinę w Warszawie. „Wyszłam wczoraj z koleżanką i mówię: Chodź ze mną na urodziny kolegi. A ona na to: no ale mam iść tak ubrana? Zapewniam ją, że wszystko jest ok., całą drogę wypytywała mnie jednak, jak inni będą ubrani i jak ona się będzie komponować z całą resztą. Nie mogłam tego wytrzymać. Dlaczego oceniamy siebie przez porównywanie do innych?” – dodaje.
POLECAMY:
Powoli się zmieniamy
Paweł jest studentem socjologii. W tym roku kończy studia. Lubi podróżować, najchętniej za cel swoich wypraw, wybiera Hiszpanię.
„Nie rozumiem, dlaczego w Polsce tak dużo ludzi przejmuje się opinią innych. Każdy ma prawo funkcjonować tak, jak mu się to podoba. Za granicą podejście jest nieco inne. Przykładowo w Hiszpanii ludzie nie mają z tym problemu. Co więcej, możliwość bycia takim, jakim się chce, sprawia, że można poznać dużo więcej indywidualności. Ludzi, którzy już na samym początku znajomości zachowują się naturalnie, a nie pilnują się jakichś zasad, bo tak wypada.”
„Pewnie w naszym kraju jeszcze trochę czasu minie, zanim przejdzie nam maniera przejmowania się opinią innych. Ciężko powiedzieć, z czego to wynika, może z faktu, że nadal jesteśmy bardziej konserwatywnym krajem? Może dlatego, że jesteśmy nieco zamknięci w sobie i nie do końca chcemy na samym początku uzewnętrzniać samych siebie? Nie wiem, ale wydaje mi się, że to nie jest tak wielki problem. Myślę, że potrzeba nam zwyczajnie jeszcze trochę czasu, aby to podejście się zmieniło, bo na pewno się zmieni. Ciężko mi jednak powiedzieć, za ile lat” – podsumowuje.
Najnowsze badania (przeprowadzone na zlecenie National Geographic Polska) dotyczące kwestii takich jak nasze podejście do operacji plastycznych, homoseksualizmu, in vitro i innych tematów, której do tej pory stanowiły tabu, pokazują, że wciąż jesteśmy narodem bardzo konserwatywnym, ale powoli się otwieramy. Oby tak dalej!
Zacznijmy od nas samych: dziś nie myśl o tym, co inni myślą na temat twojego stroju w pracy. Załóż to, w tym ty czujesz się najlepiej!
(asz/sr)