Bajki... ale nie dla dzieci?
Miś Colargol, Krecik i Reksio pojawiają się na srebrnym ekranie już tylko okazjonalnie. Kryzys przeżywają również Listonosz Pat i Strażak Sam. Ich miejsce zajęły Motomyszy z Marsa i japońskie mangi. Świat pięknych księżniczek i nieustraszonych królewiczów nikogo już nie fascynuje. Natomiast podróże międzyplanetarne na wehikułach z turbodoładowaniem - jak najbardziej.
10.11.2006 | aktual.: 06.03.2018 12:40
Miś Colargol, Krecik i Reksio już dawno zniknęły z telewizyjnych ekranów. Kryzys przeżywają również Listonosz Pat i Strażak Sam. Ich miejsce zajęły Motomyszy z Marsa i japońskie mangi. Świat pięknych księżniczek i nieustraszonych królewiczów nikogo już nie fascynuje. Natomiast podróże międzyplanetarne na wehikułach z turbodoładowaniem - jak najbardziej.
Cała prawda o Colargolu
Szczebli w bajkowej drabinie wciąż przybywa i obecnie na ekranach telewizorów gości międzynarodowe, kreskówkowe towarzystwo - m.in. japońskie, amerykańskie, polskie i czeskie. W pewnym sensie nie jest to zjawisko nowe. Wielu z nas nie wie, że m. in. "Miś Colargol", bajka, zdająca się być zwieńczeniem tego, co w latach 70. udało się stworzyć w polskich wytwórniach fimowych, wcale nie jest wytworem wyobraźni polskich producentów seriali lalkowych. Niewielu też wie, że brytyjskie dzieci oglądały takiego samego misia, jednak o imieniu Barnaby, natomiast kanadyjskie miały swojego Jeremy'ego. Postać natomiast została wymyślona przez Francuzkę, Olgę Pouchine, która w książeczkach dla dzieci opisała przygody sympatycznego pluszaka wędrującego po świecie. Wkrótce, kolejne perypetie bajkowej postaci na Saharze, na Dzikim Zachodzie, na morzu i w kosmosie, dzieci mogły oglądać w telewizji - stało się tak za sprawą Tadeusza Wilkosza, związanego z wytwórnią Se-ma-for z Łodzi. Dziś Miś doczekał się swojej strony
internetowej o nazwie, która wyraźnie wskazuje, że czasy jego popularności, tak jak popularności Żwirka i Muchomorka, Plastusia i Gąski Balbinki, dawno minęły. Colargola możemy podziwiać w internetowym Muzeum Dobranocek PRL-u, natomiast bardziej zagorzali fani mają szansę przenieść się w colargolowy świat, wypożyczając filmy DVD.
Od Listonosza Pata po South Park
Dziś na rynku kreskówek jest tak wiele produkcji, że nie sposób nadążyć ze śledzeniem bajkowych trendów. Nie sposób również wydać jednoznacznej opinii na temat każdej z nich, zwłaszcza w tak problematycznej kwestii, jak negatywny wpływ bajek na psychikę dziecka. Najmłodsi równie dobrze mogą obejrzeć w telewizji Listonosza Pata, dla którego problemem jest niedostarczenie listu na czas, jak i śledzić losy ośmiu małych chłopców z miasteczka South Park w Colorado, którzy na dziecięcych rowerkach wyruszają ratować świat przed Saddamem Husajnem. Nie można pominąć faktu, że w tym czasie Saddam romansuje z diabłem w piekielnych czeluściach, a diabeł przeżywa kryzys osobowości po rozstaniu ze swoim "ex". Równie negatywny wpływ na rozwój dziecka mogą mieć masochistyczno-sadystyczne przygody leśnych zwierzątek, bohaterów bajki "Happy Tree Friends". Łoś, choć zawsze pełen dobrych chęci i sympatii do swoich leśnych towarzyszy, swoim nieostrożnym zachowaniem powoduje, że zwierzątka tracą od nóżki po główkę, sikają krwią,
aż wreszcie umierają w męczarniach, a na ich naiwnych mordkach wciąż rysuje się nieśmiały uśmiech i ufność, że wszystko będzie dobrze. I nie tylko z łosia taka fajtłapa... Psychologowie mają różne poglądy na temat tego, jakie bajki mają pozytywny, a jakie negatywny wpływ na dziecięcą psychikę. Niektórzy podkreślają, że bajki brutalne tak samo szkodzą maluchom, jak te o królewiczu na białym rumaku, który mimo czyhających niebezpieczeństw, wyrusza na ratunek księżniczki uwięzionej w samotnej wieży. Część specjalistów twierdzi, że kilkulatek poruszający się tylko w świecie baśniowej fikcji, gdzie dobro zawsze zwycięża, w przyszłości będzie bujał w obłokach, będzie mu trudniej pogodzić się z porażką (bo dla czego nie ma "happy endu?"), będzie też szukały wzorców, które nieustannie obserwował pogrążony w baśniowym świecie (dlaczego on nie jest księciem z bajki?). Są również przeciwnicy tej tezy, którzy twierdzą, że pokazywanie czarno-białego świata i dobrych, choć fikcyjnych działań, odpowiednio wynagradzanych
(królewicz za trud zabicia smoka otrzymuje pół królestwa, księżniczkę za żonę, i żyją długo i szczęśliwie) uczy dziecko rozróżniać dobro od zła oraz przede wszystkim tego, że "być dobrym" się opłaca. I jak w tym galimatiasie zachować złoty środek? Na co pozwalać dziecku, a kiedy stanowczo mówić "nie"?
Agresja rodzi agresję
Oczywistą rzeczą jest, że najmłodsze dzieci, w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, bajek typu South Park, Happy Tree Friends lub Family Guy, oglądać nie powinny. Nie tylko dlatego, że są to bajki skierowane do dojrzalszej grupy odbiorców i maluchy zwyczajnie nie zrozumieją ani ich treści, ani zawartej na końcu pointy, ale również dlatego, że zbyt brutalnie i prześmiewczo obnażane są w nich wzorce postaw negatywnych. Dziecko sześcio- lub siedmioletnie pojmuje świat dosłownie i nie "wychwyci" groteski zawartej w przekazie. Nieco inaczej jest wśród nastolatków, dla których treść jest przejrzysta i jasna. "Psychologowie od lat ostrzegają, że nastolatki oglądające dużo agresji na szklanym ekranie traktują ją jako coś powszechnego, a czasem wręcz są nią zafascynowane. Chcą naśladować bohaterów, być jak oni silni, niezależni i agresywni. Czym częściej i więcej oglądają agresji na szklanym ekranie, tym bardziej znieczulają się na cierpienie drugiego człowieka. Telewizyjne wzorce przenoszą do życia" - twierdzi
Krystyna Zielińska, psycholog dziecięcy. Bajka musi posiadać morał
Tymczasem prawdziwa bajka musi posiadać morał. Skoro tę formę przekazu literackiego wymyślił Ezop i już w starożytności była ona opatrzona moralizatorską pointą, to znaczy, że istniało takie "społeczne zapotrzebowanie". Ale cóż z tego, gdy bajka zostanie zwieńczona morałem, gdy jest on "po dorosłemu" dowcipny i tylko dla dorosłych zrozumiały? Cóż z tego, gdy bajka ilustruje życie zwierzątek leśnych, łosia, wiewiórki i jeża, jeśli te zwierzątka w niewinnej zabawie, często z własnej, niewinnej głupoty zabijają siebie nawzajem i w efekcie dziecko zapamiętuje zwłoki zwisające z krzaków na drugim planie?
Znaleźć rozsądne rozwiązanie
Klasyfikacja kreskówek na te dobre i złe nie istnieje i istnieć nie może, gdyż dzieci są nieprzewidywalne w swoich reakcjach, fobiach i radościach. Przykładem może być stary jak świat program Tik-Tak, w którym swoje pięć minut miały dwie bakterie atakujące dziecięcego zęba. Przedszkolanki, podczas popularnej w latach 80. fluoryzacji, miały niemały problem z dziećmi, które rękoma i nogami broniły się przed wejściem do łazienki i zabiegami dentystycznymi, własnie ze względu na te dwie złoślciwe bakterie. Strachy z "dziecięcej szafy" mogą przybierać różne postaci, jak więc ustrzec dziecko przed negatywnym wpływem bajkowych treści? Na oglądanie jakich bajek pozwalać, a oglądania których zabronić bezwyjątkowo? Wydaje się, że jedyne rozsądne rozwiązanie, to wpólnie z dzieckiem usiąść przed telewizorem i obserwować jego reakcje. Każdy rodzic zna na tyle swojego malucha, żeby zauważyć zarówno niepokojące zmiany w jego zachowaniu, jak również to, że oddziaływanie postaci z bajek idzie w dobrym kierunku. Pamiętajmy
również o tym, że tak naprawdę to my sami najsilniej oddziaływujemy na własne dzieci, to my w codziennym życiu jesteśmy ich bohaterami i to nasze zachowanie najintensywniej rzutuje na dziecięcą psychikę. Jeśli dziecko z uporem maniaka zacznie zachowywać się agresywnie, warto zastanowić się, czy wina leży nie tylko w bajkach, ale również w nas samych.