Chcesz wyjść za mąż? Czas wziąć sprawy w swoje ręce!
- To kobieta decyduje o tym, za kogo wyjdzie za mąż, nie mężczyzna – mówi 27-letni Piotr. – Logiczne, że będziemy z tym zwlekać. Po co coś zmieniać, skoro razem mieszkamy, jest dobrze i wszystko gra? Takimi kategoriami myśli mężczyzna.
31.12.2012 | aktual.: 31.12.2012 14:38
- To kobieta decyduje o tym, za kogo wyjdzie za mąż, nie mężczyzna – mówi 27-letni Piotr. – Logiczne, że będziemy z tym zwlekać. Po co coś zmieniać, skoro razem mieszkamy, jest dobrze i wszystko gra? Takimi kategoriami myśli mężczyzna. Dlatego z własnego doświadczenia i tego, co słyszę od kolegów, mogę powiedzieć, że to kobieta decyduje o tym, kiedy jest ten moment i w subtelny sposób tak kieruje sprawami, by wszystko zakończyło się po jej myśli. Tylko trzeba zachować umiar, naciski przyniosą odwrotny skutek – wyjaśnia Piotr. Czy rzeczywiście musimy wziąć sprawy w swoje ręce, jeśli chcemy czegoś więcej?
„Ja się nigdy nie ożenię. Ślub wszystko psuje. Moi rodzice są po rozwodzie, rodzice kolegów tak samo” – Michał przez lata upierał się przy tym wariancie. Kiedy poznawał nową dziewczynę, już na samym początku zaznaczał, że w przyszłości w grę wchodzą: wspólne mieszkanie, dzieci, ale ślubu nigdy nie będzie. – Od początku chciałem być fair – wyjaśnia dzisiaj. Ma 31-lat i trzy lata temu ożenił się. Dlaczego zmienił zdanie? To była decyzja jego dziewczyny, dzisiaj żony.
Złe doświadczenia robią swoje
-Pamiętam, że byliśmy na dużej imprezie. Balowaliśmy całą noc, wypiliśmy morze alkoholu. Ciężko było wrócić do domu – śmieje się. – Następnego dnia chyba nie doszliśmy jeszcze do siebie. Leżeliśmy w łóżku i Magda raptem zapytała: „Michał, dlaczego ty mi się nie chcesz oświadczyć?”. Wymieniliśmy kilka zdań, po czym stwierdziłem: „Dobrze, skoro to dla ciebie takie ważne, to czemu nie”. Rozentuzjazmowana Magda zadzwoniła do siostry i już nie można było się wycofać – żartuje Michał.
Przyznaje, że jest mu dobrze i nie żałuje swojej decyzji. – Wychowywała mnie mama, bo ojciec odszedł kilka lat po ślubie, koledzy byli w podobnej sytuacji, więc nie miałem wokół siebie nawet jednego przykładu udanego małżeństwa. Magda dorastała w kochającej się rodzinie i miała zupełnie inne doświadczenia. Pamiętam, że kiedy zabrała mnie do siebie pierwszy raz na obiad, nie mogłem się na nich napatrzeć. Czule do siebie mówili, głaskali się, gdy przechodzili obok, nie chciało mi się wierzyć, że po tylu latach można okazywać sobie tyle miłości i szacunku! Mam nadzieję, że u nas też tak będzie. Pracujemy nad tym – uśmiecha się Michał.
„Jest dobrze, po co kombinować?”
Każdy z nas jest inny. Mamy różne osobowości, lubimy inne rzeczy, mamy odmienne zdanie. Jest jednak coś, co łączy większość z nas: nie lubimy zmian. Nawet te osoby, które wiecznie potrzebują emocji, nowych doznać, odczuwają lęk przed zmianą i właśnie to je nakręca.
-Boimy się zmian, bo z każdą z nich zwiane jest coś nowego, nieznanego. Przyzwyczajamy się do istniejącego stanu rzeczy – niektórzy bardziej, inni mniej – wyjaśnia psycholog, Arkadiusz Bilejczyk, a potwierdzenie tej teorii można znaleźć w zachowaniu wielu osób.
Marysia spotykała się z Wojtkiem dwa lata. – Mieszkaliśmy razem, wspólnie kupowaliśmy rzeczy do domu, planowaliśmy przyszłość. Mimo tego, Wojtek nigdy nie wspominał nic o ślubie. Dlatego zaczęłam rzucać niewinne żarty na zasadzie: „A co dostanę na gwiazdkę oprócz pierścionka?”. Kiedy kupowałam sobie kolczyki u jubilera, a Wojtek przyszedł mi doradzić, sprzedawczyni zapytała się, czy nie chcemy karty rabatowej: „Może ty lepiej weź kochanie. 10% robi różnicę przy diamentach” – rzucałam uśmiechnięta, dawałam mu buziaka i wychodziliśmy ze sklepu. Wszystko było na luzie i na wesoło, ale dawałam znać, że chciałabym pójść o krok dalej. Podziałało! – Marysia pokazuje piękny pierścionek na palcu. – Ale karty rabatowej nie wziął – śmieje się.
„Jeszcze o tym nie myślałem”
Julita znalazła się w bardzo podobnej sytuacji. Jej relacja z Marcinem przez długi czas była bardzo luźna.
- Obydwoje nie chcieliśmy się wiązać. Ja byłam po przejściach, on sporo czasu poświęcał na sport i bał się, że stały związek uniemożliwi mu regularne treningi. Po kilku miesiącach randkowania zakochaliśmy się i stwierdziliśmy, że chcemy być razem – opowiada Julita.
Decyzja o wspólnym zamieszkaniu zapadła spontanicznie, ale Julita w pewnym momencie chciała więcej. – Marcin często wspominał o tym, że jak będziemy małżeństwem to…, w którym kościele chce wziąć ślub, itp. Wiedziałam, że w przyszłości chce się ze mną ożenić, ale ja chciałam wiedzieć kiedy – śmieje się.
Przyznaje, że w którymś momencie postanowiła szczerze o tym powiedzieć. – Siedzieliśmy wieczorem i rozmawialiśmy o planach na weekend. W którymś momencie Marcin zapytał mnie, czy poza najbliższym wyjazdem są miejsca, które chciałabym odwiedzić, rzeczy, które chciałabym zrobić i w ogóle, czy jest coś, co on może zrobić, żebym była szczęśliwa. Powiedziałam, że w przyszłym roku chciałabym zacząć myśleć o ślubie. Zastanowił się chwilę, ja zamarłam. Bałam się, że go wystraszę albo sprawię, że zacznie odczuwać presję. „Nie myślałem o tym jeszcze po prostu, ale jeśli ty już myślałaś, to wiesz, że ja ciebie bardzo kocham i chcę się z tobą ożenić. Pomyślę, jak możemy to wszystko zorganizować” – odpowiedział Michał i trzy miesiące później oświadczył się.
– Przez tych kilka miesięcy nie wracaliśmy do tego tematu, ale miedzy nami nic się nie zmieniło, wszystko układało się świetnie, więc nie miałam powodu do obaw. Potrzebował czasu, przemyślał sobie wszystko i oświadczył się wtedy, kiedy sam był tego pewien. Bardzo go za to szanuję – mówi Julita.
Wziąć sprawy w swoje ręce, to nie znaczy oświadczyć się mężczyźnie lub stawiać mu warunki na zasadzie: albo ślub, albo z nami koniec. Nikt nie lubi czuć presji, a już na pewno nie w tak ważnych sprawach. Jednak kilka subtelnych żartów lub lekka, ale szczera rozmowa, mogą być dobrym pomysłem na to, by sprawy ułożyły się po naszej myśli.
(asz/sr), kobieta.wp.pl