Dlaczego nie akceptujemy lesbijek?
Polacy nie są narodem tolerancyjnym. Co prawda buntujemy się, gdy przykleja się nam etykietkę „ksenofob” czy „homofob”, ale do wszelkich nowości i zmian odnosimy się sceptycznie. Boimy się ludzi obcych nacji, a zwłaszcza tych, o innym kolorze skóry.
Polacy nie są narodem tolerancyjnym. Co prawda buntujemy się, gdy przykleja się nam etykietkę „ksenofob” czy „homofob”, ale do wszelkich nowości i zmian odnosimy się sceptycznie. Boimy się ludzi obcych nacji, a zwłaszcza tych, o innym kolorze skóry.
Nie ma co ukrywać – jeśli cudzoziemiec nie jest gwiazdą polskiej telewizji, na antenie której kaleczy naszą mowę ojczystą, to nie może liczyć na naszą życzliwość. Boimy się też transseksualistów i homoseksualistów. Przerażają nas wszelkie zjawiska, które mogą naruszyć nasze status quo. A dewiacje są przecież zaraźliwe jak grypa, przenoszą się drogą kropelkową.
Do gejów jesteśmy nastawieni bardziej wrogo niż do lesbijek. O tych drugich mówi się u nas zwykle żartobliwie, cytując teksty z „Seksmisji”. Ewentualnie pojawiają się one w męskich fantazjach erotycznych z cyklu „Ja jeden, one dwie”. Dwóch zakochanych w sobie mężczyzn uważa się za bardziej niebezpiecznych niż dwie kochające się kobiety, ale to też do czasu. Gdy nagle pojawiają się w pobliżu, wprowadzają się klatkę obok albo zaczynają przyprowadzać dziecko do szkoły naszej pociechy, kończy się nasza pobłażliwość.
O gejach mamy potworne mniemanie. Większości z nas wydaje się, że wszystkich będą chcieli „nawrócić” na homoseksualizm, od dzieci począwszy, bo takie niewinne duszyczki najłatwiej sprowadzić na manowce, na sędziwych, niestawiających oporu starcach skończywszy. Lesbijki na szczęście tak nie robią, ale to też nie jest normalne. Jak to tak – kobieta z kobietą?
W naszym kraju od lat pokutują dwa stereotypy dotyczące kobiet orientacji homoseksualnej. Pierwszy – lesbijka to kobieta, która ze strony mężczyzn doznała strasznych krzywd, i dlatego postanowiła „przerzucić się” na dużo subtelniejsze i łagodniejsze osoby tej samej płci. Tak naprawdę, gdyby w pobliżu znalazł się jakiś miły, sympatyczny i porządny facet, wszystko wróciłoby do normy. Drugi – lesbijki to feministki, a feministki to brzydkie kobiety, których żaden mężczyzna nie chce. Gdyby znalazł się taki głupi, byłoby po sprawie.
W obu przypadkach uważa się lesbijki za osoby chore, które na szczęście można uleczyć. Jest to stanowisko nad wyraz popularne, a popularność tą możemy tłumaczyć faktem, że żyjemy w kraju katolickim. Lesbijek w Polsce nikt się raczej nie boi, ale wielu się z nich śmieje. W ich kierunku padają mało inteligentne pytania, typu, która z nich jest mamusią, która tatusiem. Uważa się je za osoby skrajnie liberalne w sferze obyczajowej, nieznające słowa „monogamia”. Ale to mniejsze zło. Lesbijki, które znajdują się w związku partnerskim, to dopiero wynaturzenie.
Argument o tym, że pierwszymi ludźmi na Ziemi byli Adam i Ewa, czyli kobieta i mężczyzna, a nie Ewa i Ewa czy Adam i Adam, wciąż używany jest jako główny oręż w walce z homoseksualizmem. Tymczasem zjawisko to staje się coraz powszechniejsze i coraz bardziej widoczne, więc chyba najwyższy czas, by się z nim pogodzić. Nie jest tak, że gejów i lesbijek przybywa, ale ludzie mają coraz mniejsze opory przed ujawnianiem się ze swoją orientacją. Niestety, zaakceptowanie zjawiska homoseksualizmu w Polsce będzie najprawdopodobniej procesem długotrwałym i bolesnym.
Choć nasza konstytucja mówi, że nie można nikogo dyskryminować, czyli traktować gorzej od innych w takiej samej sytuacji, nawet największy optymista nie mógłby powiedzieć, że w kraju nad Wisłą gejów i lesbijki traktuje się na równi z innymi obywatelami. Najskuteczniejszą metodą walki z dyskryminacją jest zgłoszenie łamania ustawy zasadniczej policji lub prokuraturze, a ponieważ homoseksualiści z dyskryminacją spotykają się praktycznie na każdym kroku, często nie dochodzą swoich praw.
Patrzymy na gejów i lesbijki wyłącznie przez pryzmat ich orientacji – jest ona jedyną rzeczą, jaka ich definiuje. Zupełnie zapominamy, że są to ludzie, którzy mają swoje pasje, marzenia, którzy wiodą normalne życie. Tak samo jak my wstają, gdy zadzwoni budzik, wypiją poranną kawę i biegną do pracy, w której spędzają zdecydowanie za dużo czasu. W drodze powrotnej robią zakupy, potem obiad i zmywanie naczyń. Późnym popołudniem włączają telewizor i oglądają wiadomości. Robią pranie. Idą spać. I tak jak my nie zastanawiamy się nad swoją heteroseksualnością, oni nie dziwią się swojemu homoseksualizmowi. Chyba, że ktoś ich do tego zmusi.
Akceptacja, czyli aprobata, wyrażenie zgody to sprawa naprawdę odległa i być może powinniśmy zacząć od drobnego kroczku, czyli od tolerancji – poszanowania poglądów i imperatywów ludzi żyjących inaczej niż my. No bo kto dał nam prawo sądzić innych?