Doprowadzić pacjenta do zdrowia
My, lekarze, jesteśmy zobowiązani poszerzać horyzonty, szukać metod, które pomogą naszym pacjentom odzyskać zdrowie. Mówienie, że homeopatia to placebo czy szarlataneria, która nie ma potwierdzenia w badaniach naukowych, jest ukrywaniem faktów, usztywnianiem myślenia – mówi Ewa Wojciechowska, wykładowczyni na Studiach Podyplomowych z Homeopatii na Uniwersytecie Medycznym w Katowicach.
02.07.2014 | aktual.: 08.06.2018 14:35
My, lekarze, jesteśmy zobowiązani poszerzać horyzonty, szukać metod, które pomogą naszym pacjentom odzyskać zdrowie. Mówienie, że homeopatia to placebo czy szarlataneria, która nie ma potwierdzenia w badaniach naukowych, jest ukrywaniem faktów, usztywnianiem myślenia – mówi Ewa Wojciechowska, wykładowczyni na Studiach Podyplomowych z Homeopatii na Uniwersytecie Medycznym w Katowicach.
Beata Pawłowicz - Szukając informacji o tym, czym jest lek homeopatyczny, natrafiłam na artykuł lekarza, filozofa i dominikanina, dr. Jacka Norkowskiego. Definicja tam podana jest zaskakująca: homeopatia to nośnik informacji, których dostarczenie pomaga organizmowi pokonać chorobę.
Ewa Wojciechowska, była prezes Polskiego Towarzystwa Homeopatii Klinicznej, prezes Pomorskiego Stowarzyszenia Homeopatów i Farmaceutów, lekarka okulistka i homeopatka, uprawniona do praktykowania homeopatii w Unii Europejskiej i USA - Właśnie, nasi przeciwnicy twierdzą, że w roztworze homeopatycznym nic nie ma. Nie ma nic, gdy badamy go urządzeniami, które wykrywają ilościowe, a nie jakościowe zawartości. A tymczasem właśnie powyżej pewnej ilości cząstek wykrywalnych w takim badaniu możemy mówić o działaniu jakościowym, czyli informacyjnym.
Jako lekarz praktyk nie chcę wchodzić w teorię, ale powiem, że lek homeopatyczny powstaje tak, że dany surowiec (roślinny, zwierzęcy, mineralny) jest rozcieńczany i wytrząsany: drobiny substancji czynnych są rozbijane na jeszcze mniejsze, które nadal mają siłę działania (stąd lek homeopatyczny im bardziej rozcieńczony, tym silniejszy). Kiedy ilość czynnych jednostek dochodzi aż do 10 do minus 24 w takim roztworze tradycyjnymi metodami nie wykryjemy nic. Ilość nie ma tu jednak znaczenia. Wiemy to, gdyż naukowcy odkryli, że roztwory zdynamizowane (właśnie powyżej rozcieńczenia 10 do minus 24) mają działanie stymulujące i regulujące.
W żywych organizmach nośnikami informacji są biofotony, czyli porcje energii o określonej częstotliwości, które są obecne w roztworach homeopatycznych. Dowiedziono, że organizm i lek homeopatyczny wchodzą w rezonans. Cząstki molekularne żywych komórek absorbują biofotony (informacje) i wykorzystują w procesie likwidowania przyczyn choroby. Dzieje się to na poziomie komórkowym. Działanie leków homeopatycznych odbywa się więc na podobnej zasadzie jak przekaz informacji. Informacja nie jest przecież materialna. Jak, patrząc na dyskietki, wskazać, na której jest coś zapisane? Potrzebny jest odpowiedni czytnik, by powiedzieć: tu nie ma nic, a tu jest. Lek homeopatyczny jest jak dyskietka z programem samoleczenia organizmu.
Jednak krytycy homeopatii takich wyjaśnień nie przyjmują i nadal oskarżają was o stosownie magii, nienaukowość, zabobony, efekt placebo itp.
Jak mówiłam, wyjaśnić naukowo działanie homeopatii można, ale to wymaga odwołania się do nowego paradygmatu nauki, który m.in. dr Norkowski nazywa informacyjnym. Gdyby mechanizm działania naszych leków był prosty, nie musielibyśmy wciąż bronić się przed zarzutami wynikającymi z niezrozumienia istoty tej terapii. Ale też jak pani widzi, za bardzo się nie bronimy. Dlaczego? Widzimy efekty działania tych leków w codziennej praktyce. Kiedy już po specjalizacji z okulistyki pracowałam w szpitalu i jeszcze nie miałam pojęcia o naturalnych metodach leczenia, nieraz byłam w sytuacjach, gdy trzeba było powiedzieć pacjentowi: „Nie jestem w stanie pomóc. Nie ma leku na tę chorobę i trudno mi wyrokować, jak to się skończy”.
W homeopatii zobaczyłam nadzieję, że będę w stanie więcej zdziałać. I dzisiaj po 25 latach praktyki jestem pewna, że tak jest. Nie zdarza mi się prawie nigdy takie sformułowanie: „Nie mogę już nic dla pani/pana zrobić”. Mamy możliwość działania wieloma różnymi lekami skutkującymi w sytuacjach, w których medycyna głównego nurtu rozkłada ręce. Bardzo sobie cenię jako lekarz to, że homeopatia jest terapią komplementarną do medycy głównego nurtu, dodatkowym orężem w ręku lekarza. Medycyna konwencjonalna chce eliminować objawy i to do nich dobiera leki. Homeopata widzi chorego człowieka, jego zadaniem nie jest niwelowanie objawów, ale doprowadzenie pacjenta do zdrowia.
Co prawda przed wojną homeopatia była wykładana lekarzom, ale już w naszych czasach nie cieszyła się uznaniem. Co panią skłoniło, aby w właśnie tu szukać uzupełnienia dla wiedzy medycznej?
Moje drugie dziecko urodziło się z tak poważnymi zmianami alergicznymi na skórze, że rozważano zastosowanie silnych leków sterydowych. Ponieważ nie byłam do nich przekonana, zaczęłam podpytywać znajomych, czy nie znają kogoś, kto zajmuje się medycyną niekonwencjonalną. Dostałam adres pani doktor, która w Londynie przez pięć lat studiowała homeopatię, a potem przyjechała do mojego rodzinnego Szczecina i zaczęła praktykę. Gdy do niej trafiłam, spojrzała na moje dziecko i powiedziała, że potrzebuje miesiąca. Już po dwóch tygodniach leczenia zmiany skórne zniknęły. Kiedy więc przyszłam z córką na kontrolę, zapytałam, czy ja, okulistka, mogłabym się zająć homeopatią, bo jestem zafascynowana jej efektami. Pani doktor powiedziała: „Dziecko, nie można się zajmować homeopatią, lecząc tylko oczy, można być po prostu lekarzem homeopatą. A widzę: mogłabyś nim być. Masz tu książkę, jak cię zainteresuje, wróć do mnie i ja się tobą zajmę”. Lektura okazała się trudna, to był zupełnie inny sposób myślenia. Na studiach
nauczono mnie patrzeć na pacjenta jak na zbiór objawów, których wyleczenie jest wyzwaniem. Więc albo dać leki, albo zoperować. Nikt mi nie kazał zastanawiać się, dlaczego ten człowiek zachorował? Dlaczego manifestuje tak, a nie inaczej swoją chorobę?
Dopiero, kiedy zajęłam się homeopatią, zaczęłam widzieć splot różnych wydarzeń, to, jak problemy emocjonalne wpływają na stan zdrowia. Jak ważne jest holistyczne traktowanie pacjenta. Wtedy, a było to prawie 25 lat temu, było dużo rozpoznań nerwicy serca, nerwicy żołądka. Brakowało wiedzy o etiologii, przyczynie tych chorób, więc zwykle ordynowano leki uspokajające. Zostawiano pacjenta cierpiącego, bo on fizycznie cierpiał, właściwie bez pomocy. Dopiero podejście całościowe i dołączenie homeopatycznych leków zarówno na emocje, jak i na fizyczne objawy, powodowało, że pacjent zdrowiał.
Zazwyczaj szukamy pomocy w niekonwencjonalnej medycynie, gdy konwencjonalna zawiedzie. Czy praktyka potwierdza, że to metody skuteczne w sytuacjach, gdy usłyszymy od zwykłego lekarza: „Nic więcej nie mogę zrobić”?
Powiem o swoim doświadczeniu: mam bardzo dobre wyniki w leczeniu retinopatii, czyli zmian w siatkówce oka, jakie zachodzą podczas cukrzycy. Homeopatyczne leki powodują, że one zatrzymują się lub cofają. Lecząc chorego z cukrzycą i obserwując dno oka, widzę często, że kolejne zmiany chorobowe się nie pojawiają, a to świadczy o wpływie tych leków na cały organizm. Stosując je w chorobie oczu, poprawiamy ogólny stan pacjenta. Komplementarne działanie homeopatii jest dla mnie ważne, bo nawet kiedy jeszcze pracowałam na okulistyce w szpitalu, widziałam człowieka, któremu trzeba pomóc, a nie chory organ.
Ale zasada homeopatii, że każdy pacjent wymaga nie tylko indywidualnego podejścia, ale i leczenia, że nie ma jednego leku na daną chorobę, uważana jest za nienaukową.
„Dlaczego to dziecko zachorowało na astmę akurat teraz, kiedy poszło do szkoły?” – zastanawiała się moja koleżanka homeopatka i pediatra. Skłonność odziedziczona, ale dlaczego nie było objawów wcześniej, skąd więc ta nagła zmiana? Stres związany z separacją z matką był tym dodatkowym czynnikiem. Chłopiec był bowiem szczególnie silnie z nią związany. Kiedy to odkryła, poza lekami typowymi w leczeniu astmy dodała także leki homeopatyczne, które wpływają na stan emocjonalny.
Nie bez powodu mówimy też o unikatowości homeopatii, mamy wiele leków, które nie mają odpowiedników w lekach chemicznych. Leki na tremę, na stres potraumatyczny itd. I dlatego możemy skuteczniej pomóc, ale nie zawsze przy takich samych objawach, podając takie same leki. Dlatego szukamy leku dla pacjenta, a nie dla choroby. Nasz organizm w stanie zdrowia funkcjonuje jak szwajcarski zegarek. Chodzi trybik za trybikiem. Choroba jest jak wyłamanie jednego z ząbków, co powoduje, że cały układ źle pracuje. Jedna z teorii mówi, że lek homeopatyczny wpasowuje się w miejsce uszkodzonego ząbka, a to powoduje, że cały mechanizm zaczyna działać prawidłowo. Dąży do homeostazy. My mamy znaleźć ten ząbek, czyli dobrać właściwy dla danego pacjenta lek homeopatyczny.
To, że nie ma jednego sposobu leczenia dla wszystkich, udowadnia też genetyka. Z badań prof. Jana Lubińskiego wynika, że o tym, jaki lek zadziała, decydują geny. Wykonanie profilowania genetycznego pacjentów chorych na raka jeszcze przed rozpoczęciem terapii zwiększa skuteczność leczenia i poprawia ich rokowania. A więc medycyna głównego nurtu nie tylko przez nas, ale i przez genetyków jest prowokowana do rozszerzenia horyzontów.
Szukacie więc głębszej przyczyny choroby i dostarczacie organizmowi informacji, jak sam ma ją pokonać, a nie skupiacie się na walce z bakteriami, wirusami czy alergenami?
Dla homeopaty oczywiste jest, że zaczynając leczenie, nie tylko stawia diagnozę, ale też patrzy, jak chory manifestuje swoją chorobę. Alergia u jednego człowieka wyraża się katarem siennym, u drugiego problemami ze skórą, zapaleniem spojówek czy astmą. Jeden antygen powoduje różne objawy. A więc potrzebne są różne leki. Homeopata szuka też związku między zachorowaniem, przebiegiem choroby, a sytuacją życiową. Zostaliśmy stworzeni do tego, żeby być i radzić sobie z chorobami, ale wiele czynników wpływa na to, że nasze mechanizmy samoregulacyjne słabną. Jeśli tylko likwidujemy objawy, nie uruchomimy mechanizmu samoleczenia i nie doprowadzimy pacjenta do zdrowia, co jest głównym celem terapii homeopatycznej. A poza tym jesteśmy „normalnymi lekarzami”. Jak pani widzi, uśmiecham się mówiąc to, bo często słyszę od pacjentów: „Już byłem u tylu normalnych lekarzy i żaden mi nie pomógł, a homeopata, tak”.
Homeopatię albo się krytykuje, albo gloryfikuje, mówiąc, że pozwala leczyć choroby, które dla medycyny konwencjonalnej są śmiertelną zagadką, np. reumatyczne zapalenie stawów, cukrzyca, choroba Hashimoto czy nawet nowotwory.
Medycyna konwencjonalna nie ma sposobu na leczenie wielu chorób przewlekłych. Godzi się z tym, że muszą one postępować i jedynie stopniowo wdraża leki łagodzące objawy. Jak już wspomniałam, homeopatia to nie leczenie symptomów, ale próba mobilizacji organizmu do tego, by sam się uleczył.
Jeśli uda się nam powstrzymać proces chorobowy mechanizmami samoregulującymi, to wyprowadzimy pacjenta z przewlekłej choroby. Nawet w stanach terminalnych homeopaci nie mówią: „Nic się nie da zrobić”. Nie powiem pani jednak, że leczymy raka czy stwardnienie rozsiane albo zapalenie stawów, gdyż rozpętałabym burzę, od niejednej osoby usłyszałabym: „To przecież niemożliwe”. Ale dołączenie leków homeopatycznych w tych przypadkach może nieraz przynieść spektakularne efekty. W mojej praktyce też zajmowałam się przypadkami, które uznano za postępujące niezależnie od zastosowanego leczenia. Dla przykładu: przez ponad dziesięć lat prowadziłam obserwacje u ponad stu pacjentów chorych na zaćmę. Po włączeniu leków homeopatycznych spowolniał się proces zmętnienia soczewki, a u ponad 20 proc. nastąpiła poprawa ostrości wzroku.
Powiem też, że moja córka leczona tylko homeopatią wyleczyła się z alergii skórnej. Żałuję tylko, że starsza była leczona tradycyjnie, antybiotykami. Bo ja lekarz, babcia lekarz – wydawało się nam, że tak jest najlepiej.
Czy w Polsce pozwala się lekarzom w przychodniach i szpitalach stosować leki homeopatyczne? Czy pomocy homeopaty musimy szukać w prywatnych gabinetach?
Po pierwsze, co to znaczy pozwala? Zabranianie stosowania leków homeopatycznych jest bezprawne, bo są dopuszczone na rynek, a 60 proc. z nich jest na receptę. Lekarz według kodeksu etyki ma prawo do wybierania takiej metody terapii, jaką uzna za właściwą. I na przykład moja koleżanka, neonatolog, podaje wcześniakom w szpitalu leki homeopatyczne, które są skuteczne i co ważne, nie mają działań ubocznych. Mogą zaszkodzić tylko, kiedy zapisuje je nielekarz.
Po drugie, według Kodeksu Etyki Lekarskiej lekarz ma swobodę wyboru metody postępowania, którą uzna za najskuteczniejszą. Po trzecie, w wielu krajach wizyty u lekarzy homeopatów i leki homeopatyczne są refundowane, a WHO i UE uważają homeopatię za tak samo wartościową metodę leczenia jak medycyna konwencjonalna.
Co więcej – osobisty lekarz królowej brytyjskiej Elżbiety II, dr. Peter Fisher, jest homeopatą i dyrektorem do spraw badań klinicznych w Royal London Hospital for Integrated Medicine. Badania nad lekami na swoim oddziale klinicznym prowadzi m.in. prof. Michael Frass z uniwersytetu w Wiedniu, specjalista w dziedzinie chorób wewnętrznych i intensywnej opieki medycznej.
A ponieważ coraz głośniej mówi się o problemach z antybiotykoopornością i każdy z nas zastanawia się nad przyszłością, kiedy nie będzie czym pacjentów leczyć, to medycyna niekonwencjonalna jest naszą ogromną nadzieją. Obaj ci lekarze często bywają w Polsce na seminariach naukowych. Powiem pani też na koniec, że czuję się spełniona jako lekarz, mając świadomość, że nie tylko wyprowadzam pacjentów z aktualnej choroby, ale także staram się pomagać im w procesie zdrowienia.
Rozmawiała Beata Pawłowicz/zwierciadło.pl