Jak wychować szczęśliwe dzieci?
Marzeniem wszystkich rodziców jest wychowanie dzieci na szczęśliwe, samodzielne, odpowiedzialne osoby, zadowolone ze swojego życia i zdolne do miłości. Nie ma lepszej strategii do osiągnięcia tego celu jak relacje oparte na empatii, czułości, zrozumieniu.
05.09.2011 | aktual.: 05.09.2011 20:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marzeniem wszystkich rodziców jest wychowanie dzieci na szczęśliwe, samodzielne, odpowiedzialne osoby, zadowolone ze swojego życia i zdolne do miłości. Nie ma lepszej strategii do osiągnięcia tego celu jak relacje oparte na empatii, czułości, zrozumieniu.
Wciąż jeszcze (pomimo wielu sygnałów, jak bardzo w dorosłym życiu i budowaniu związków doskwierają trudności związane z niezaspokojonymi w dzieciństwie potrzebami bezpieczeństwa i miłości) wielu rodziców zapomina o tym, jak ważna jest jakość więzi z dzieckiem w jego pierwszych latach życia. Bliskość, dostrzeganie potrzeb dziecka i odpowiadanie na nie empatią. Akceptacja i zrozumienie rodziców, dużo bardziej wspierają samodzielność dziecka niż fizyczny dystans i przedwczesne usamodzielnianie.
Doktor biologii i badaczka rozwoju człowieka Evelin Kirkilionis, w książce „Więź daje siłę. Emocjonalne bezpieczeństwo na dobry początek” twierdzi, że rodzice są ewolucyjnie wyposażeni w "intuicyjny program rodzicielski", który pozwala im w sposób naturalny wyczuwać i zaspokajać biologiczne potrzeby dziecka.
We współczesnym świecie jednak, na skutek różnych sprzecznych przekazów co do opieki i wychowania dzieci, stresu czy braku wsparcia ze strony otoczenia, rodzice często czują się niepewni i zagubieni. W małych rodzinach nie mają też możliwości nauczenia się poprzez obserwację innych, jak opiekować się noworodkami i starszymi dziećmi. Korzystając z wiedzy zaczerpniętej z różnych poradników, czasopism dla rodziców, tracą więc często wgląd w swoją własną intuicję, mądrość i potencjał, popełniając wiele błędów w swoim rodzicielstwie.
„Intelektualne” podejście do tematu opieki i pielęgnacji dzieci sprawia, że często postępują nawet wbrew swojej intuicji. Ile jest takich przypadków, gdy rodzice przekonani np. o tym, że dziecko powinno zasypiać samo, cierpią z powodu tego, że ono płacze, ale konsekwentnie wobec przyjętej koncepcji nie udzielają mu jednak wsparcia. Tymczasem gdy noworodek zanosi się od łez, jest to oznaka, że jakieś jego potrzeby nie są zaspokojone. Może jest głodny, jest mu mokro czy niewygodnie, albo po prostu chce się przytulić i poczuć bliskość mamy czy taty. Ponieważ w tym momencie nie jest w stanie jeszcze sam o siebie zadbać, potrzebuje pomocy swoich opiekunów. Gdy zostaje sam, boi się i nie jest w stanie zrozumieć, że nie grozi mu niebezpieczeństwo, gdy rodzice są w drugim pokoju.
Więcej na temat szczęścia:
Wiedza zaczerpnięta z różnych źródeł jest na pewno ważna, należy z niej korzystać. Nie można jej jednak stosować bez wsłuchania się w to, czego może brakować dziecku, i bez wglądu w to, co podpowiada nam własne przeczucie. Dając niemowlęciu w pierwszych miesiącach życia dużo fizycznej bliskości, uwagi, naszej obecności, nie rozpieszczamy go i nie rozpaskudzamy, tylko zaspokajamy jego podstawowe potrzeby, przede wszystkim bezpieczeństwa, bliskości, czułości, troski.
Książką, która zapoczątkowała w XX wieku na Zachodzie nurt rodzicielstwa bliskości, jest bestseller „W głębi kontinuum”, przetłumaczony na kilkanaście języków. Książka nie jest poradnikiem, nie zawiera rad i pouczeń. Autorka, psychoterapeutka Jean Liedloff przedstawia w niej zgodne z naturą oraz instynktem metody opieki nad dziećmi, o których zapomina dziś coraz częściej nasza rozwijająca zachodnia cywilizacja.
„Gwałtowne zerwanie kontinuum matki i dziecka, ciągłości tak mocno utrwalonej podczas faz rozwojowych zachodzących w macicy, może, co jest zrozumiałe, zakończyć się depresją u matki, dla niemowlęcia zaś jest torturą.” – przestrzega Jean Liedloff.
Okres następujący bezpośrednio po narodzeniu dziecka, jest znaczącą częścią jego życia poza łonem matki. To, z czym się spotka się wtedy, zostaje w nim jako naturalny wzorzec życia. Późniejsze doświadczenia mogą tylko w mniejszym lub większym stopniu zmodyfikować to, co niemowlę otrzymało wtedy, kiedy nie posiadało jeszcze żadnych informacji o świecie zewnętrznym.
Jean Liedloff inspiruje nas do poszukiwania „straconego szczęścia”, które sama znalazła w wenezuelskiej dżungli wśród Indian z plemienia Yequana. Żyjąc z nimi przez wiele miesięcy obserwowała jak działa miłość pielęgnowana przez całą wspólnotę. Podziwiała pogodne usposobienie kobiet i mężczyzn, niesamowity spokój, i umiejętność czerpania radości z codziennych sytuacji. Zaobserwowała, że taki rodzaj przeżywania życia wynika bezpośrednio ze sposobu wychowywania dzieci, które są od urodzenia blisko matki, przytulane, akceptowane, obdarowywane bliskością, ciepłem i czułością. Jako niemowlęta dzieci noszone są blisko przy ciele matek, wszędzie i przy każdej czynności są z nimi. W kolejnych latach Indianki nie inicjują specjalnych zabaw dla swoich dzieci. Wspólna aktywność rodzi się z naturalnych sytuacji życiowych dnia codziennego. Są jednak przy dzieciach zawsze, gdy one taki kontakt zainicjują, gdy czegoś potrzebują, zwracają się z prośbą, czy chcą po prostu przytulić się czy wypłakać czując bliskość. Dziś
potrzeba nam powrotu do tak rozumianej cywilizacji miłości, aby pokolenie naszych dzieci nie spędzało osamotnionego dorosłego życia w gabinetach psychoterapeutów.
Alicja Krata – mediator; trener, coach; prezes Zarządu Fundacji Mediare: Dialog-Mediacja-Prawo; założycielka Szkoły Miłości, w ramach której prowadzi treningi indywidualne oraz warsztaty dla osób i par, które chcą budować dobre relacje, dialog i współpracę, tworzyć szczęśliwe związki.
(akr/bb)