Kariera pod górkę

Leszek Balcerowicz w młodości pasał krowy. Roman Gutek kosił zboże. Kora i Iwona Guzowska wychowywały się w domu dziecka. Dziś mówią, że trudne dzieciństwo hartuje i pozwala odbić się do sukcesów.

Kariera pod górkę
Źródło zdjęć: © AKPA

05.11.2009 | aktual.: 25.06.2010 14:25

Roman Gutek, dystrybutor filmowy, w dzieciństwie musiał sobie radzić sam i to mu pomogło. – Szybko stałem się samodzielny – mówi. Leszek Balcerowicz, zanim zdobył światową sławę ekonomisty i ojca polskiej transformacji gospodarczej, pasał krowy w gospodarstwie rodziców. W jednym z wywiadów tuż przed swymi 60. urodzinami powiedział: – Czułem się doroślej, gdy miałem 16 lat. Zrobiłem prawo jazdy, pomagałem ojcu w gospodarstwie, uprawiałem sport i planowałem karierę dziennikarską. Myślałem, że będę podróżującym po świecie reporterem, ale wtedy dostępne były tylko dwuletnie studia podyplomowe. Wybrałem więc handel zagraniczny. Kojarzył mi się z podróżami, a nie z ekonomią. A mnie, chłopaka z prowincji, ciągnęło w świat.

– Człowiek doświadczony przez los ma więcej marzeń – stwierdza Kora, wokalistka legendarnego Maanamu. – Dzieci stwarzają sobie świat same. Chronią się w świecie marzeń, gdzie magia miesza się z tym, co realne. Ja też tak miałam. Mnie ocaliły wartości, które niosła ze sobą kultura, bo kochałam książki. Trudne dzieciństwo sprawia, że człowiek się nie rozleniwia. Biografie wspaniałych ludzi pełne są przykładów, kiedy z domów, w których nie było ani jednej książki, a nawet panował analfabetyzm, wyrastali geniusze, którzy wzbogacili naszą kulturę. Wśród artystów najwięcej jest takich osób.

Iwona Guzowska, wielokrotna mistrzyni świata i Europy w kick-boxingu i boksie, przez pierwsze miesiące życia wychowywała się w domu dziecka, potem trafiła do rodziny adopcyjnej, w której ojciec miał problemy z alkoholem. – Pamiętam wszystkie awantury „niedopitego” taty. Oboje z bratem baliśmy się wtedy straszliwie, bo potrafił nas uderzyć. Jedyną osobą, na którą mogliśmy liczyć, była sąsiadka, u której chroniliśmy się przed jego atakami. Jako dziecko byłam pełna kompleksów. Wszyscy na podwórku wiedzieli, że zostałam adoptowana i mój adopcyjny ojciec jest alkoholikiem, a dzieci potrafią być okrutne.

URODZIŁAM SIĘ PRZEZ POMYŁKĘ

Ojciec Olgi Jackowskiej umarł, kiedy miała 8 lat. Jej mama w tym czasie zachorowała na otwartą gruźlicę, leczyła się w sanatoriach, nie mogła zajmować się dziećmi, które ostatecznie umieszczono w różnych domach dziecka.

– Moi bracia trafili do państwowych domów, ja z siostrą – pod opiekę zakonnic – wspomina Kora. – Z braćmi miałam bardzo złe, wręcz destrukcyjne relacje. O sobie zaś myślałam, że urodziłam się przez pomyłkę, próbowałam więc ze sobą skończyć. Niemal co chwilę usiłowałam popełnić samobójstwo.

Jako 17-latka, po jednej z prób, praktycznie była po drugiej stronie… Mniej więcej wie, o co chodzi z tym tunelem. Wtedy dopiero doceniła życie, samo w sobie, bez względu na to, czy przepełnione bólem, czy nie. – Ból jest i znika, to jest immanentna cecha życia. Nie ma życia w szczęśliwości, w permanentnej nirwanie. Takie uczucie szczęścia, które się pojawia bez wyraźnego powodu, jest olśniewające – mówi. Wtedy jednak wydawało się jej, że była nieco inna niż normalne dzieci, czyli większość rówieśników dookoła niej. Czuła się opuszczona przez wszystkich.

W domu dziecka spędziła w sumie cztery lata, między trzecim a siódmym rokiem życia. Próby samobójcze i surowe katolickie wychowanie wcale nie okazały się najgorszymi doświadczeniami, jak z perspektywy czasu to ocenia.

– Najbardziej dotkliwa była ciasnota i bieda. Może stąd wzięło się moje ogromne ukochanie wolności i potrzeba własnej przestrzeni. Do dziś lubię być sama ze sobą. I niezwykle cenię mój dom. Pewnie dlatego, że ciągle mi go brakowało.

CHMIEL NA PIŁKĘ I NUTRIE Z KLATKI

Roman Gutek nie może narzekać, że brakowało mu domu, gorzej było z pieniędzmi. Od dziecka musiał pracować.

– W gospodarstwie babci pasłem krowy, kosiłem zboże, sadziłem ziemniaki. Żeby kupić sobie nową piłkę, zarabiałem, zrywając czarne porzeczki i chmiel – wychowałem się na wsi, gdzie było dużo takich upraw. Dla mnie stało się jasne od początku, że aby coś mieć, trzeba ciężko pracować. I potem na studiach, kiedy organizowałem pierwsze przeglądy filmów, a ktoś mnie za to chwalił, bardzo się dziwiłem. Ja przecież tylko robiłem swoje. Ciężka praca to dla mnie coś zupełnie normalnego.

Leszek Balcerowicz ganiał krowy z pastwiska. Nie znosił tego. Bo krowy po drodze załatwiały w krowi sposób swoje potrzeby. – Działo się to na oczach wracających ze szkoły kolegów i koleżanek. Dla nastolatka mało zabawna sytuacja. Zdarzało się też, że jakaś duża świnia wbiegła na przystanek tramwajowy i musiałem zaganiać ją na podwórko. Codziennie przed lekcjami odwoziłem na rowerze konwie z mlekiem, a z powrotem zabierałem serwatkę, którą karmiło się świnie – wspominał w jednym z wywiadów.

Były minister finansów wychował się na przedmieściach Torunia, gdzie jego rodzice mieli gospodarstwo. Hodowali krowy, świnie, kury, kaczki. Przez pewien czas także lisy i nutrie. Za wykonywanie drobnych prac dostawał kieszonkowe.

– Na przykład czyściłem klatki. Trzeba było najpierw wyciągnąć z niej nutrię (za ogon) albo lisa (też za ogon) na tyle szybko i sprytnie, aby nie ugryzły, i błyskawicznie przerzucić do czystej klatki.

Korę zawsze ciągnęło do „oryginałów”. Bo tylko tacy „nienudni i rozwijający ludzie” potrafili ją zauroczyć. Ludzie z pasją przywrócili jej wiarę w życie i w siebie. Jeszcze w szkole zaczęła się interesować kulturą hippisowską, była dziewczyną najbardziej znanego w Krakowie hippisa, Ryszarda „Psa” Terleckiego. Razem z nim włóczyła się po Polsce, jeździła na koncerty i poznawała środowisko muzyków. W połowie lat 70. spotkała Marka Jackowskiego, muzyka z Łodzi, współpracownika Piwnicy pod Baranami. W 1976 roku powstał Maanam, a ona wkrótce wyśpiewała w Opolu „Boskie Buenos”.

Źródłem szczęścia dla Romana Gutka stało się kino.

– W tamtych czasach dzieci wychowywały się w pewnym sensie same. Ja miałem to szczęście, że po sąsiedzku mieszkał Tadeusz Poleszak, który przeżył obóz koncentracyjny. Po wojnie wrócił na wieś, miał 50 uli i rozmawiał z pszczołami. Jako jeden z nielicznych we wsi miał też telewizor. U niego oglądałem filmy Bergmana, które w „Filmotece arcydzieł” prezentował profesor Aleksander Jackiewicz. Owszem, przyjeżdżało do nas kino objazdowe, ale co w takim wiejskim kinie można było zobaczyć? To, co ludzie chcieli oglądać: „Krzyżaków”, „Winnetou”.

Ale magia kina działała mimo wszystko i Gutek połknął bakcyla. Dzięki filmom łatwiej mu było radzić sobie ze światem. Kino traktował z nabożeństwem, zwłaszcza to kreacyjne, mroczne, pokazujące ciemną stronę życia. Postanowił studiować zarządzanie. Wybrał ten kierunek, bo od początku chciał pracować w kulturze. W czasie studiów chodził na seminarium z antropologii kina u profesora Jackiewicza w Instytucie Sztuki PAN.

Pod koniec lat 70. zaczął organizować przeglądy filmowe. – Lubię robić coś razem z innymi i dla innych. Może to też wzięło się z mojego wiejskiego pochodzenia? Pamiętam, jak na wsi robiło się wszystko razem. Jednego dnia sianokosy były u jednego gospodarza, drugiego – u jego sąsiada. W południe kobiety przynosiły na pole obiad, wieczorami śpiewało się razem piosenki. Do tego nieustanny kontakt z naturą. Wydaje mi się, że ten, kto ma takie doświadczenia, bardziej lubi świat i ludzi, a to pomaga w życiu.

Człowieka buduje zarówno to, co dobre, jak i to, co złe, uważa Iwona Guzowska. Nie potrafi wymazać z pamięci siniaków i ucieczek z domu przed agresywnym ojcem, ale stara się pamiętać tylko dobre momenty. – Nauczyłam się wybaczać innym błędy, bo to pozwoliło mi iść do przodu. Tata zaszczepił we mnie miłość do sportu.

W majowy poranek, zatłoczoną drogą wybrali się na rowerach z gdańskiego portu na Wyspę Sobieszewską. Obok sznur samochodów i ciężarówek. Bała się, ale ufała ojcu, który jechał przed nią. Nigdy nie zapomni tej wyprawy. Kanapki, termos, kilometry w nogach. Miała wtedy 12 lat.

Tata wymyślał też inne atrakcje: jazdę na wrotkach po parku w Brzeźnie, całodniowe wycieczki przez Trójmiejski Park Krajobrazowy, pobudki w każdy weekendowy zimowy poranek. „Iwonka, chodźmy pobiegać. Zobacz, świeży śnieg napadał” – mówił. Zaczęła z nim trenować biegi narciarskie. Pierwszy sport, który przyniósł jej puchary.

Wtedy jeszcze wstydziła się stawać na podium i odbierać medale, bo miała stare dziecięce narty. Robił to w jej imieniu dumny tata. „To moja córka zdobyła”, pokazywał wszystkim dookoła. Dopiero gdy dostała od dziadka nowe radzieckie „maratony”, sama zaczęła odbierać medale. Trochę rozrabiała w dzieciństwie, dlatego ojciec postanowił, że będzie najlepiej, jak Iwona wyżyje się w sporcie. Podpisał więc zgodę na treningi taekwondo. Potem był kick-boxing, a gdy i w tej dyscyplinie wszystko osiągnęła, pojawił się boks.

MAM DUSZĘ ZWYCIĘZCY

– Jestem wdzięczna losowi za wszystko, nawet złe rzeczy, które mnie spotkały, bo może byłabym zblazowaną, pustą lalą. Trudne doświadczenia szlifują charakter. To im zawdzięczam, że mam duszę zwycięzcy i jestem nieugięta – mówi Iwona Guzowska, dziś posłanka Platformy Obywatelskiej. Nie ma już żalu do rodziców. Uważa, że postąpili wspaniale, decydując się na adopcję. Czuła się przez nich akceptowana. Może to sprawiło, że nie bała się kolejnych wyzwań.

Roman Gutek przyznaje. że uwierzenie w siebie zajęło mu trochę czasu. – Kiedyś byłem nieśmiały, ale zawsze lubiłem marzyć. Marzyłem o większym, wykraczającym poza horyzont lubelskiej wsi świecie, o poznawaniu ludzi. Uwierzyłem w siebie dopiero, gdy zacząłem organizować pierwsze przeglądy, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Zobaczyłem wtedy, że to, co robię, ma sens. I utwierdziłem się w wyborze drogi zawodowej.

Najmłodszym dzieckiem Romana Gutka jest Festiwal Era Nowe Horyzonty, prezentujący dorobek reżyserów łamiących konwencje współczesnego kina: Pedro Almodóvara, Wima Wendersa, Agnes Vardy. Leszek Balcerowicz jest przewodniczącym Rady Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, propagującej idee społeczeństwa obywatelskiego. Iwona Guzowska pracuje nad nowelizacją ustawy dotyczącej przeciwdziałania przemocy w rodzinie i kieruje zespołem do spraw adopcji przy Platformie Obywatelskiej.

– Chciałabym, aby w Polsce dzieci i młodzież wreszcie nie musiały wychowywać się w rodzinach patologicznych.

Olga Jackowska po tym, jak Maanam zawiesił działalność, zmieniła wizerunek i z nowym zespołem Kora przygotowuje się do wydania kolejnej płyty.

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
korapracaleszek balcerowicz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)