Jak wygląda życie z seksoholikiem?
Seks, seks, seks . Myślą o nim co siedem sekund, co osiemnaście minut, kilkanaście razy dziennie lub kilka razy w miesiącu. Zwykli, przeciętni mężczyźni. Ale jest wśród nich grono tych, dla których seks stanowi istotę życia.
08.05.2012 | aktual.: 07.09.2018 10:45
I są kobiety, które przy nich trwają i cierpią... Jak żyje się z seksoholikiem?
Monika ma 29 lat. Przez pięć lat żyła z dwoma mężczyznami. Pierwszy może nie był gorący w uczuciach, ale dbał o nią, chwalił się przed kumplami, że taka zgrabna i ładna, przyjeżdżał ze stolicy do niej, do Kalisza, dwa razy w miesiącu, żeby zabrać ją na imprezę i pokochać się. Drugi może nie był lodowaty w uczuciach, ale towarzyszyło mu wieczne zmęczenie, nie zwracał uwagi, że ona taka zgrabna i ładna, na imprezy chodził sam. Tylko seks uprawiał z nią też dwa razy w miesiącu, mimo że mieszkali pod jednym dachem.
Pierwszy i drugi to ta sama osoba: Rafał, 32 lata, programista. No i jeszcze to samo ciało, niczym bożyszcze nastolatek, skrzyżowanie Zakościelnego z młodym Cruisem. I tyle, bo psychicznie to zupełnie różni ludzie.
- Jesteś z kimś i nawet nie masz pojęcia, kto to jest. Nie znasz człowieka, tylko swoje wyobrażenie o nim. Widzisz go takim, jakiego chcesz zobaczyć, albo takiego, jakim ci sam siebie przedstawia. Nie znasz tej osoby. Rafał ma swój świat. W domu jest jedną osobą, na imprezie drugą, podrywając dziewczynę - trzecią. I ma pewnie jeszcze ze trzy kolejne osobowości w sieci - mówi Monika.
Paulina ma 30 lat. Ze swoim mężem spędziła pół życia. W rodzinnym Poznaniu poznali się i pokochali. Wszystko zaczęło się w liceum. Chodzili do jednej szkoły, znali się już trochę, ale dopiero na którejś z imprez poznali się naprawdę. Tak się przynajmniej wtedy Paulinie wydawało.
Dziś deklaruje: - Nie chcę nic ukrywać. Chciałabym, aby inne kobiety czytając to poczuły, że nie są same. O seksoholizmie się nie mówi. To temat zakazany, a jest on coraz bardziej powszechny. Zdecydowałam się opowiedzieć moją historię, bo trzeba wreszcie powiedzieć to głośno: potrzeba nam pomocy. I pokazać innym kobietom, że można zmienić swoje życie.
Przedtem
Monika ma piękne niebieskie oczy. I długie blond włosy. I nogi też długie, jak na byłą modelkę przystało. Rafała poznała w czasie studiów. W sobotnią noc przyszła z koleżanką do akademika, na imprezę u znajomych. Na korytarzu zaczepił je chłopak. „Cześć! Co tu robicie? Gdzie idziecie? Chodźcie do nas!”.
Rafał nie mógł oderwać od Moniki wzroku, a od Rafała - jej koleżanka. - Nogi się pod nią ugięły na jego widok. Mi też się spodobał, ale bez przesady. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Wydawał się bardzo sympatyczny i otwarty. Ciągle żartował na temat seksu. A ja byłam młoda, podobało mi się to. Poza tym nie uważam, że jeśli ktoś żartuje na ten temat, to od razu trzeba go szufladkować, że jest seksoholikiem czy dewiantem - mówi Monika.
Paulina ma 30 lat. Pisze długiego maila, opowiada swoją historię, odpowiada na wszystkie pytania. Tak samo jak u Moniki, jej historia zaczyna się na imprezie. - Ta noc była magiczna - Paulina wspomina, kiedy po raz pierwszy spojrzała inaczej na kolegę ze starszej klasy. - Artek mi się w sumie nie podobał, ale nikogo tam nie znałam, a on dotrzymywał mi towarzystwa. Dobrze nam się rozmawiało. Ja jestem raczej otwartą osobą, ale on - istna dusza towarzystwa, mnóstwo znajomych. Imponowało mi to - wspomina Paulina. Od tego dnia spotykali się niemal codziennie.
Monika nie mogła sobie pozwolić na taki luksus. - Z Rafałem widywaliśmy się co dwa-trzy tygodnie, przyjeżdżał na weekendy i wtedy zawsze się kochaliśmy, czyli wychodziło dwa-trzy razy w miesiącu. Chyba że wypadł mi okres, to raz. I wszystko było w porządku. No, może poza tym, że czasem po jego wizycie wyskoczyła mi w komputerze jakaś strona pornograficzna - opowiada. W związku na odległość męczyła się przez ponad trzy lata. W końcu zapadła decyzja: pakuje manatki i zaczyna nowe życie. W stolicy. Z Rafałem w łóżku nie przez trzy, ale przez trzydzieści nocy w miesiącu.
Paulina nie musiała podejmować takich decyzji. Miała Artura pod ręką. Im dłużej z nim przebywała, tym lepiej go poznawała. A im lepiej go poznawała, tym bardziej przekonywała się, że jest inny niż wszyscy znani jej faceci. - Bardzo szarmancki, dobrze wychowany, odnosił się z wielkim szacunkiem do rodziców. Na początku nie traktowałam go poważnie, ale z czasem pokochałam go całym sercem - przyznaje.
Monika już kochała Rafała, ale też chciała go ciągle poznawać. Także w łóżku. - Gdy przyjechałam do Warszawy, wydawało mi się, że dalej będziemy takim płomiennym związkiem, jakim byliśmy na początku. Rafał bardzo mi się fizycznie podobał i wydawało się, że jest bardzo gorącym facetem, że będziemy „to” robić non stop. Ale on był ciągle zmęczony. Praca, tenis, dodatkowe zlecenia. Ja pracowałam zdalnie, przez internet, dopiero co się przeprowadziłam, nie miałam jeszcze znajomych, więc siedziałam cały czas w domu i starałam się to zrozumieć - wspomina.
Nie było łatwo. - To, że nie chciał uprawiać ze mną seksu, było dla mnie bardzo dziwne, bo byłam naprawdę bardzo atrakcyjną dziewczyną, dorabiałam jako modelka, miałam niemal idealne wymiary. Mimo to, on mnie nie chciał.
Winę za to, że niemal noc w noc słyszała „dobranoc” zamiast „pragnę cię”, najpierw zrzucała na zmęczenie, później - na siebie. - Myślałam wtedy, że może to ze mną jest coś nie tak, że przestałam mu się podobać. Wcześniej dawał mi pewność siebie, czułam, że mu się podobam. Ale gdy przeprowadziłam się do Warszawy, to się zmieniło. Byłam dla niego atrakcyjna do momentu, kiedy musiał mnie zdobywać, stroszyć piórka. Gdy przestałam być tylko pięknym ciałem, a stałam się bliską osobą, trochę przyjaciółką, ta relacja między nami się zmieniła. W końcu zaczęłam wpychać się w coraz większe kompleksy, bo on zawsze mówił, że podobają mu się dziewczyny z dużymi piersiami. A ja - sama widzisz. Zresztą, to było widać. Gdy przychodziła do nas koleżanka z dużym biustem, zawsze to komentował - opowiada Monika.
- Seksoholik, najprościej mówiąc, to osoba, u której realizacja potrzeb seksualnych zaburza normalne funkcjonowanie w życiu. Innymi słowy, seks jest najważniejszą z form aktywności życiowych - wyjaśnia seksuolog dr hab. Zbigniew Izdebski. Nic więc dziwnego, że seksoholik o seksie myśli, o seksie mówi, seks uprawia. To istota jego życia. Poza nią - niewiele ma znaczenie.
W związku Pauliny i Artura też zaczęło się w końcu psuć. Sielanka trwała trzy lata. Paulinie trochę przeszkadzało to, że w liceum zabawił dłużej niż ona - a był przecież od niej starszy. Ale wkrótce okazało się, że „kiblowanie” Artura przez rok (bo ona była z liceum, on z technikum) okazało się najmniejszym problemem.
- Wtedy chyba pierwszy raz się na nim zawiodłam. Odkryłam, że pisze z innymi dziewczynami przez internet. Nagle wszystko straciło sens - wspomina Paulina. Przy najbliższym spotkaniu zamiast „dzień dobry” dostał w twarz. - Ciągle płakałam. Nie chciało mi się żyć, czułam się oszukana i zdradzona przez osobę, którą tak bardzo kochałam - wyznaje.
Kilka dni nie widziała go na oczy. W końcu przyszedł. Oboje wiedzieli, jaki horror przeżyli przez ten czas. Przysiągł wtedy: „nigdy więcej”. A później okazało się, że „nigdy więcej” w praktyce znaczy tyle co „do następnego razu”. Parę miesięcy później Paulina po raz drugi przyłapała go na oszustwie. Więc znów: demaskacja, kłótnia, łzy. I kwiaty - ale nie po kłótni, nie na przeprosiny. Rafał dawał Paulinie kwiaty bez okazji. I to nie samotną czerwoną różę czy skromny bukiecik konwalii, ale piękne, robione na zamówienie bukiety i kosze kwiatów.
- Czasami miałam wrażenie, że stara się nimi wynagrodzić te wszystkie krzywdy - uważa dzisiaj.
Później
Którejś nocy, gdy Monika nie mogła zasnąć, a Rafał jeszcze ślęczał nad komputerem, wyszło na jaw, że to nie jej małe piersi ponoszą winę za ich abstynencję seksualną. - Coraz częściej łapałam go na tym, że ogląda pornografię. Zaczęłam trochę przeglądać na oczy, ale otworzyła mi je dopiero tamta noc. On siedział przy biurku, przy komputerze. Pewnie myślał, że śpię. Ja otworzyłam oczy i zobaczyłam, że ogląda zdjęcia nagich lasek. „Cóż, facet”, pomyślałam.
Jednak po chwili zobaczyła nieco więcej. Wtedy zrozumiała, dlaczego Rafał nie chce się z nią kochać. - Zanim się położyłam, starałam się zachęcić go, byśmy poszli do łóżka. Powiedział, że jest zmęczony i nie ma dzisiaj ochoty. A pół godziny później zobaczyłam, że się masturbuje. Po raz pierwszy przy mnie! - wspomina.
- To o to chodziło, wolisz silikony z komputera? - zapytała zdenerwowana. - On się oburzył, jak śmiałam to zobaczyć, wyłączył komputer, podciągnął majtki, wskoczył do łóżka, odwrócił się na bok i poszedł spać.
Nastały dni pełne ciszy, w które Monika wdarła się w końcu jednym spokojnym pytaniem: „dlaczego”. „Skąd ty się urwałaś? Przecież każdy facet to robi”, to pierwsze, co usłyszała z ust Rafała. A drugie - przeprosiny i obietnica, że od teraz będzie kochał się z nią, nie ze swoją ręką.
Jednak jego obietnice, tak jak te składane w innej części Polski przez Artura, nie miały żadnego pokrycia. - Zamiast kochać się częściej, Rafał kupił sobie laptopa i zaczął zamykać się z nim w kuchni. Mówił, że musi popracować. Nienawidziłam tego, bo nie wiedziałam, czy rzeczywiście ma robotę, czy gapi się na jakieś cycki.
Paulina też musiała konkurować z internetem. - Tłumaczyłam to tym, że byłam jego pierwszą poważną dziewczyną, także w łóżku, i chciał spróbować czegoś innego. Sytuacje z internetem ciągle się powtarzały, ale ja już tak mocno w tym tkwiłam, że nie potrafiłam odejść. Przeszłam nawet przez terapię u psychologa, ale po pewnym czasie znowu zrobiłam wszystko, abyśmy byli razem. Już wtedy Artek źle mnie traktował. Ciągle kłamał, nawet w najdrobniejszych sprawach - wspomina Paulina.
Trwali w tym zawieszeniu między prawdą a kłamstwem, rozstaniami a powrotami, miłością a bólem, aż zapragnęli dziecka. Myśleli też, że dzięki temu uda się naprawić ich związek. Przestali się zabezpieczać. - W końcu okazało się, że jestem w ciąży. Zamieszkaliśmy razem. Dałam mu ostatnią szansę. A on robił wszystko, abym wierzyła w to, że tamte sprawy to przeszłość. Byłam niesamowicie szczęśliwa, spełniona jako narzeczona i matka. Zaczęliśmy planować ślub - opowiada Paulina.
U Moniki nie tylko „spotkania” Rafała z komputerem budziły coraz większy niepokój. Już wcześniej, jeszcze w Kaliszu, wyznaczyli sobie zasadę: nie będziemy zachowywać się jak małżeństwo, dopóki nim naprawdę nie będziemy. W praktyce oznaczało to tyle, że on weekendowe noce spędzał na imprezach, a ona czytała książki, oglądała filmy, spotykała się z koleżankami. I żadne z nich nie miało z tym problemu. Aż do tamtej nocy.
- Parę razy sprawdziłam jego telefon. Miał tam numery dziewczyn, z ich imionami i klubami, gdzie je poznał. „Kasia Tango”, „Ania Sogo”, „Ewa Harlem”. Mimo to dalej byłam tą naiwną dziewczyną, która myślała, że skoro zawsze miał masę znajomych, to teraz też pewnie próbuje odnaleźć się w nowym miejscu. Nie podejrzewałam, że może mnie zdradzać. Wiedziałam, że pewnie flirtował z laskami. Ale myślałam też, że one same mu się narzucają. Każda dziewczyna tłumaczy tak swojego faceta. Wszyscy są winni, tylko nie on. Jak matka swojego ukochanego synusia - mówi 29-latka.
Mimo usprawiedliwiania, Monika, dla zasady, zrobiła Rafałowi parę awantur. A zaraz po tym w komputerach, w telefonie, w komunikatorach internetowych pojawiły się hasła i blokady. W Monice też zainstalowała się jakaś blokada. - Było mi źle z tym, że jestem w związku, ale nie czuję się spełniona jako kobieta pod względem fizycznym. Spełniałam się w innych swoich życiowych rolach, ale nie jako partnerka seksualna. Przez te kilka lat, będąc bardzo atrakcyjną kobietą, dowartościowaną, z fajną pracą, z perspektywami, znajomymi, super figurą, nie czułam się kobietą. W ogóle - wyznaje.
Izdebski wyjaśnia, że Rafał nie powinien był sprawiać, że Magda tak się czuła. - Nie na tym polega zdrowe funkcjonowanie w życiu, że mamy realizować swoje potrzeby, często patologiczne, kosztem drugiej osoby - stwierdza.
Monika jeszcze nie poddawała się w walce o siebie, swoją kobiecość i miłość Rafała. Któregoś wieczora on tradycyjnie nie miał ochoty na amory. Pracował w kuchni - czy nad nowym zleceniem, czy nad własnym orgazmem, nie wiedziała. Wypiła dwa kieliszki wina, poszła spać. W nocy musiała wyskoczyć do toalety i znów złapała go na masturbacji. Coś w niej pękło. - Po raz pierwszy postawiłam mu ultimatum: pornografia albo ja, wybieraj. Znów się zdenerwował, trzasnął laptopem i poszedł do łóżka. A ja się spakowałam i pojechałam do koleżanki. Wzięłam urlop w pracy, tydzień się nie widzieliśmy. W tym czasie napisał mi ze dwa smsy. A po tygodniu wróciłam. Jakoś się to wszystko rozeszło po kościach.
- Wiesz, co było najgorsze? Seks. Jak na filmie pornograficznym: pozycje, brak gry wstępnej. Nigdy nie był spontaniczny. Nigdy nie całował mojego ciała. W ogóle rzadko mnie całował, a z języczkiem to już w ogóle. Właściwie nasz seks sprowadzał się do zrobienia mu laski. To była najważniejsza część. Mam wrażenie, że on to kalkulował, wiedział, że musi zrobić mi dobrze, żeby dostać swoje.
Dziś Monika mówi o tym z obrzydzeniem, wtedy - była gotowa naprawdę na wiele, by ratować ten związek. Obejrzała kilka filmów porno, kupiła seksowną bieliznę i urządziła mu w sypialni scenę rodem z pornosa. - Wtedy seks był świetny, on był naprawdę zadowolony, ja dostałam nawet buziaka na dobranoc i usłyszałam, że jestem cudowna - mówi Monika.
Paulina też robiła, co mogła, by ratować swój związek. - Dawałam się wciągać w różne chore sytuacje związane z naszym życiem seksualnym. Godziłam się na seks analny. Mnie to w ogóle nie odpowiadało, ale on lubił, więc sądziłam, że to normalne, że robię to dla niego. Z czasem jakoś sama zaczęłam się przed tym bronić. Już nie pozwalałam mu na wszystko - wyznaje.
W przypadku Moniki seks rodem z filmów porno był jednorazowym „wyskokiem”, dalej była już tylko codzienność. Mijał właśnie rok od tej nocy, gdy po raz pierwszy złapała Rafała na masturbacji. Czasami było lepiej. A czasami były kłótnie. Wtedy on mówił, że to silniejsze od niego, że chyba jest uzależniony, ale obiecywał, że się zmieni, że pójdzie na terapię - opowiada Monika.
- Nawet to, że ktoś jest seksoholikiem, nie usprawiedliwia jego zdrad. To jest takie samo tłumaczenie, jak w przypadku uzależnionego od alkoholu, który mówi: piję, bo jestem alkoholikiem. Przecież można być trzeźwym alkoholikiem. Można podejmować próby zrozumienia swojego uzależnienia od seksu. Można wreszcie podjąć terapię, która zmodyfikuje życie - wyjaśnia dr Izdebski.
Rafałowi zawsze jednak nie po drodze było z gabinetami psychologów, a ona i tak wiedziała, że najgorsze dopiero przed nią. - Podświadomie czekałam na ten moment, gdy dowiem się, że mnie zdradza. Kiedy w końcu nie będzie miał już żadnego wytłumaczenia, a ja przejrzę na oczy. No i się doczekałam.
Bielizna. Damska. Obca. W jego szafce, wciśnięta głęboko. A jeszcze głębiej notes, pęczniejący od dat, imion, okoliczności. - Rafał zapisywał sobie, gdzie i kiedy wyrwał daną dziewczynę, gdzie uprawiał z nią seks. Ja też tam byłam odnotowana - mówi Magda.
To był ten moment. Spakowała walizkę i wyprowadziła się. Jeszcze wtedy nie wiedziała na pewno, że to koniec. - Kilka tygodni później przyjechałam zabrać coś z mieszkania. Zaprosił mnie do restauracji. Później wróciliśmy do domu. Już w windzie zaczął mnie całować, pieścić, dotykać moich piersi, co wcześniej było nie do pomyślenia. Wylądowaliśmy w łóżku i było zupełnie inaczej niż wcześniej. Na koniec przytulił mnie i powiedział, że czuje się jak nastolatek, który kochał się pierwszy raz w życiu. Ja mu na to: a może naprawdę kochałeś się po raz pierwszy? Bo wcześniej tylko uprawiałeś seks. On wtedy po raz pierwszy w ciągu pięciu lat naszego związku powiedział, że mnie kocha - mówi Monika.
Wiedziała, że czeka ją miesiąc miodowy, „kolacyjki, kwiaty, wieczorki przed telewizorem”. Później wrócą „biuściaste” gwiazdy porno, kolejne imiona i daty w notatniku, a ona znów przestanie czuć się kobietą. Więc odeszła.
Lista grzechów Artura też powoli rosła. Paulina teraz dobrze widzi znaki ostrzegawcze, które pojawiały się po drodze: jakiś podejrzany sms w jego telefonie firmowym, jakaś zabłąkana prezerwatywa. - On jednak zawsze się świetnie tłumaczył. A ja chciałam mu wierzyć... Te zmiany zachodziły stopniowo, ale znowu coraz więcej było kłamstw - mówi Paulina. Mimo to trwała - i w związku z Arturem, i w przygotowaniach do ślubu. Ten był tuż, tuż. I nagle bach! Kilkanaście dni przed ślubem potężny cios. Artur wtedy mocno spał, ona jeszcze nie. Coś zabrzęczało. To był jego telefon. Sms.
- Zaczęłam pisać z tą osobą. Wkrótce potem odkryłam jego profil na portalu, gdzie ludzie umawiają się na seks i specjalne konto mailowe. Myślałam, że pęknie mi serce. Było już dla mnie jasne, że znowu umawia się z kimś. Czułam się potwornie. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Odwołać ślub? Dać mu szansę? On oczywiście mówił, że chciał się jeszcze wyszaleć. Że po ślubie nigdy mnie nie zdradzi - wyznaje Paulina.
Znowu uwierzyła. I znowu okazało się, że w ustach Artura przysięga „nigdy” nic nie znaczy. - Po ślubie było strasznie. To był najgorszy rok naszego związku - wspomina. Porno i masturbacja były na porządku dziennym. Choć Paulina przyznaje, że „pornografia sama w sobie nie była problemem”. - Ale masturbacja? Codziennie! - mówi kobieta.
A oprócz tego Artur korespondował przez internet z innymi kobietami. - Te kontakty były chyba najgorsze. Pamiętam, że bardzo długo nie potrafiłam zrozumieć, jak on może nie brzydzić się tych kobiet! - mówi Paulina. Tylko że pisanie nie wystarczało, więc się z nimi umawiał. Samego umawiania się też było mało. Więc uprawiał z nimi seks, na najróżniejsze sposoby. - Z czasem o wielu rzeczach sam mi powiedział. Stąd wiem, jak to wyglądało - przyznaje.
Wcześniej jednak z ust Artura padło inne wyznanie, które otworzyło Paulinie oczy. - Któregoś dnia on po prostu powiedział: „jestem uzależniony od internetu”. Wtedy mnie olśniło. „Nie – powiedziałam - ty jesteś uzależniony od seksu!”, wspomina Paulina. Opowiada, jak trafiła do S-Anon, wspólnoty krewnych i przyjaciół seksoholików, gdzie dzielą się swymi doświadczeniami, dodają wzajemnie sił i nadziei.
- Najpierw szukałam jakiejś terapii, ale szybko zrozumiałam, że nic z tego. Poza prywatnymi ośrodkami nigdzie w moim mieście nie udało mi się znaleźć pomocy dla mojego męża. Takiej, żeby była finansowana z NFZ-u. Na prywatne leczenie nie było nas stać. Aż wreszcie na którymś forum trafiłam na grupę S-Anon.
Jednak Paulina nie od razu udała się na spotkanie dla kobiet, które razem ze swymi ukochanymi mężczyznami dźwigają ciężar ich uzależnienia. Najpierw on trafił do anonimowych seksoholików, później ona zdecydowała się, że poszuka pomocy w S-Anon. Ale nie dla siebie. - Moją motywacją, by tam pójść, było oczywiście to, że chciałam pomóc jemu, nie sobie. Jednak po kilku spotkaniach zaczęłam dostrzegać, co zrobiłam ze sobą, ze swoim życiem. Zobaczyłam, jak dałam się wciągnąć w chorobę mojego męża.
Teraz
Amerykanie, którzy nad seksoholizmem pochylili się już pół wieku temu, szybko obliczyli, że problem ten dotyka około 5% populacji. Czy oznacza to, że w Stanach Zjednoczonych mamy około 16 milionów seksoholików, a w Polsce i Tanzanii po dwa miliony?
- Sposób realizacji naszych potrzeb, także tych seksualnych, jest uwarunkowany kwestiami kulturowymi - wyjaśnia dr Izdebski. Podkreśla od razu, że istnieją nie tylko seksoholicy, ale i seksoholiczki. Choć, jak wynika z badań, na czterech uzależnionych od seksu mężczyzn przypada jedna kobieta. Seksuolog zwraca przy okazji uwagę na inną kwestię: - O mężczyźnie mówi się: zmienia partnerki; o kobiecie, która robi to samo, zazwyczaj powiemy: jest puszczalska.
- Na początku uważasz, że to jest choroba. Nawet się tym przejmujesz, zaczynasz mu pomagać. Dopiero później zadajesz mu pytanie, czy naprawdę jest chory i to rozumie - i wtedy powinien się leczyć. A jeżeli nie, to po prostu wciska ci kit, żeby mieć usprawiedliwienie dla swoich zdrad - mówi Monika dziś, prawie pół roku po rozstaniu.
- Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej tego nie zauważyłam, nie uzmysłowiłam sobie, że on jest chory. Może nie chciałam, ale wydaje mi się, że wynikało to raczej z tego, że nie wiedziałam, czym jest seksoholizm - mówi Paulina. Na wspomnienie tego, co robiła, by zadowolić swojego męża, dodaje: - Wstydzę się, że dawałam się wykorzystywać. Dziś już wiem, czym jest chory seks i umiem postawić granicę między tym, czego chcę, a czego nie - zapewnia.
Delirka, ciągi masturbacyjne, kac moralny, zawalanie pracy, krzywdzenie bliskich, nawet wyprzedawanie mebli - tryb życia seksoholika jest taki sam, jak alkoholika. - Koncepcja człowieka uzależnionego od seksu polega m.in. na tym, że koncentruje się on na realizacji swoich potrzeb seksualnych, na zdobywaniu nowych partnerów - tłumaczy dr Izdebski. - Jednak nie zawsze częste zmiany partnerów oznaczają, że mamy do czynienia z uzależnieniem. Mówimy o tych sytuacjach, gdy dezorganizuje to życie - podkreśla.
Monika wie z własnego doświadczenia, że z seksem jest jak z alkoholem czy narkotykami - organizm stopniowo się przyzwyczaja i potrzeba coraz większych „strzałów”. - W pewnym momencie oglądanie cycków w internecie przestaje seksoholikowi wystarczać. Chce więcej, więc ogląda mocniejszą pornografię. Później jeszcze więcej, więc idzie na imprezę, wyrywa dziewczynę i ląduje z nią w łóżku. Pewnie za pierwszym razem ma kaca moralnego, myśli: „o Boże, co ja zrobiłem”. Ale jeżeli to uchodzi mu płazem, nie ma żadnych konsekwencji, dlaczego miałby nie zrobić tego po raz kolejny? Oczywiście każdy kolejny raz jest „tym ostatnim”.
Jej Rafał stawał do walki z uzależnieniem kilka razy. Najpierw nieświadomie, gdy nie wiedział jeszcze, jak jego zmora ma na imię, ale już czuł, że robi z nim coś złego. - Był taki czas, że w piątek, sobotę wieczorem zamykał się w mieszkaniu na klucz i niemal go połykał, żeby tylko nie wyjść na imprezę i nie zaliczyć znów jakiejś laski - opowiada Monika. Później, gdy ona odeszła, zebrał siły, bo pójść do psychologa. Przedstawił jej zaświadczenie, był dumny. - Widziałam w nim siłę, wolę walki - wspomina.
Na terapii Rafał spotkał ludzi podobnych do niego, uzależnionych od seksu. Tylko że jemu wydawało się, że jest zupełnie inny. - Był kilka razy na spotkaniach i doszedł do wniosku, że tam ludzie opowiadają tak przerażające historie, że jego to jeszcze bardziej dołuje. I że on taki nie jest. A ja wtedy pomyślałam: nie, nie, ty właśnie jesteś taki, tylko nie potrafisz tego dostrzec. Powiedziałam mu: „ty tego tak nie widzisz, ale ranisz swoich bliskich tak samo, jak oni”.
Rafał tłumaczył jej to tak: seksoholik robi non stop skoki w bok, a ja tylko co jakiś czas. - Nie wiem, jak często mnie zdradzał. I chyba nie chcę wiedzieć. Stopniowo dowiadywałam się o kolejnych jego zdradach. Wydawać by się mogło, że to były dla mnie wielkie ciosy. Ale ja reagowałam spokojnie. „O, kolejna”, myślałam po prostu.
Czy Rafał z tego wyjdzie? - Może jeśli jednak zdecyduje się na terapię. Czasami mam wrażenie, że on powinien cofnąć się do wieku 13 lat i zostać na nowo wychowany. Że ktoś powinien nauczyć go, czym są miłość, bliskość, czułość. Teraz postrzeganie świata jest przesiąknięte seksem, pornografią. O ile nastolatek może się w tym pogubić, trudno jest zrozumieć dorosłą osobę, która wie, co jest ważne. Myślę, że w pewnym wieku przestajemy traktować seks instrumentalnie. Seksoholicy nie dochodzą do tego etapu – mówi jego była partnerka.
Terapia jest długa, żmudna, wymaga wielu wyrzeczeń. Wielu brak na nią siły i wytrwałości. Arturowi też tego zabrakło. Przerwał leczenie. - To się, niestety, bardzo często zdarza, jak w przypadku każdego uzależnienia - wyjaśnia dr Izdebski.
- Jest mi z tym ciężko, ale wsparcie mojej grupy bardzo mi pomaga. Spotkania w S-Anon uczą cię życia od nowa. Ja jestem dopiero na początku drogi, ale widzę światełko w tunelu. Nie dla mojego męża. Nie dla naszego związku. Dla mnie samej. Nie wiem, jak będzie dalej wyglądało nasze życie. Bardzo bym chciała, aby Artek podjął leczenie, ale może się okazać, że on tego nie chce – mówi Paulina.
A bez tego ani rusz. - Są różne metody mobilizowania: wykluczenie ze społeczności czy jakiejś grupy, publiczne napiętnowanie, ośmieszanie - to może skłonić seksoholika do podjęcia terapii. Ale decyzję o jej rozpoczęciu musi podjąć sam, z własnej motywacji. Musi sam zrozumieć, co mu dolega i chcieć to zmienić, coś ze sobą zrobić – wyjaśnia znany seksuolog.
Artur jeszcze tego nie zrozumiał. Mimo to Paulina obiecała sobie: nie załamie się. Słowa dotrzymuje.
- Powierzam swoje życie Bogu. Nie planuję, żyję dniem dzisiejszym i staram się dostrzegać małe rzeczy. Spacer z synkiem, jego uśmiech, wspólna zabawa. Spotkanie z bliską mi osobą. Pączki kwiatów na drzewach, budząca się do życia przyroda… Są lepsze i gorsze dni. Wiem, że znalazłam się na dnie w swoim współuzależnieniu. Wiem też, że tylko praca nad samą sobą pozwoli mi znów w pełni cieszyć się życiem.
- Być może wyjście ze współuzależnienia zajęło mi więcej czasu, niż gdybym przeszła terapię. Ale tak naprawdę każdy z nas ma problemy. Ja akurat przeszłam przez taki. Widocznie opatrzność doszła do wniosku, że dam radę, że przez to przejdę. Bóg dał mi tyle, ile potrafię udźwignąć - mówi Monika.
(aw/sr)