Blisko ludziMolestowanie internetowe – czy jesteś świadoma zagrożona?

Molestowanie internetowe – czy jesteś świadoma zagrożona?

Molestowanie internetowe – czy jesteś świadoma zagrożona?
Źródło zdjęć: © 123RF
24.01.2014 11:26, aktualizacja: 28.06.2018 14:40

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które prowadzi życie również w sieci, gdzie kontakt z nieznanymi osobami jest nieunikniony. Niestety anonimowość w internecie nie sprzyja rozwojowi kultury osobistej i poszanowaniu ludzkiej godności.

Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które prowadzi życie również w sieci, gdzie kontakt z nieznanymi osobami jest nieunikniony. Niestety anonimowość w internecie nie sprzyja rozwojowi kultury osobistej i poszanowaniu ludzkiej godności. Molestowanie internetowe może przybierać formę nękania, niepokojenia, dokuczania, napastowania, przemocy, pornografii czy nawet seksualnego wykorzystywania. Dlaczego kobiety doświadczają go coraz częściej? Co kryje się pod osłoną wirtualnego świata, który powoli odziera nas z prywatności i tym samym sieje zagrożenie?

Czy zdajemy sobie sprawę, że każda kobieta podczas codziennej aktywności w internecie – czy to jako użytkownik forum lub serwisów społecznościowych, czy jako blogerka – może doświadczyć przemocy lub seksualnego zagrożenia. Niemal każda właścicielka bloga, kanału na YouTubie czy konta na Facebooku może zderzyć się z agresywną nienawiścią – hejtingiem – czyli publicznym upokarzaniem w świeci.

Ta informacja szokuje szczególnie mężczyzn, którzy rzadziej zmagają się z podobnymi problemami. Tak, internetowe molestowanie jest codziennym doświadczeniem dotykającym kobiety będące on-line. Wydaje się, że feministki, które otwarcie głoszą swoje poglądy, są na nie bardziej podatne. Tematem molestowania internetowego postanowiła zająć się dziennikarka Amanda Hess. Przeprowadzone przez nią badania dowiodły, że kobiety znaczniej częściej niż mężczyźni są w internecie prześladowane. Przyjrzyjmy się bliżej statystykom, które pokazują skalę zjawiska.

3/4 kobiet doświadcza internetowego molestowania

Okazało się, że kobiety częściej zmagają się z przejawami nękania, śledzenia czy upokarzania w internecie. Z 3787 przypadków zgłoszonych w latach 2000-2012 przez organizację Working to Halt Online Abuse aż 72,5 procent dotyczyło pań. Badanie „Pew” wykazało, że 5 proc. kobiet, które korzystały z internetu, przyznało: „To zaczęło się w sieci i doprowadziło do fizycznego niebezpieczeństwa.”

Nastoletnie dziewczyny są bardziej narażone na negatywne skutki oddziaływania cyberprzestrzeni niż ich rówieśnicy-chłopcy. Już sam fakt bycia kobietą skłania prześladowców do różnych nadużyć (wrzucanie do sieci ośmieszających zdjęć, pogardliwe komentarze, wysyłanie obraźliwych maili, wulgaryzmy, eskalacja agresji). W 2006 roku naukowcy z Uniwersytetu w Maryland namierzyli kilka fałszywych kont założonych na portalach społecznościowych. Na profilach użytkowników-kobiet zaobserwowano średnio 100 pornograficznych lub zagrażających ich godności wiadomości (zdjęć) dziennie. Porównując, mężczyźni dostawali przeciętnie 3,7, czyli mniej niż 4 komentarze dziennie!

To nie Twitter, to nie zabawa!

Dane są zdumiewające. Jednak powinny być ostrzeżeniem dla płci pięknej. Kobiety zaznaczały, że nierzadko molestowanie on-line oparte jest na pustych groźbach, dlatego trudno udowodnić winę. Panie zastanawiają się, jak chronić się przed atakiem? Na próżno szukają wsparcia.

Wielu specjalistów nie potrafi zrozumieć platformy, na której zachodzi internetowe molestowanie: - „Dwie godziny później policjant wszedł ciężkim krokiem do mojego pokoju. Zatrzymał się już na progu i zaczął mnie przepytywać. Obracałam się wokół tych samych informacji: jestem dziennikarką, mieszkam w Los Angeles; ludziom nie podoba się, że piszę o kobietach, związkach czy seksualności. To nie był pierwszy incydent. Już wcześniej pojawiały się groźby gwałtu, zabicia, itp. Policjant założył ręce, spojrzał mi w oczy i powiedział: „Czy to jest Twitter?” – wspomina Amanda Hess.

Wirtualne randki, czyli polowanie na kobiety

Internetowy sex-mobbing (molestowanie w sieci) zatacza coraz szersze kręgi. Nierzadko również dziewczyny szukające pracy dostają drogą elektroniczną oferty o zabarwieniu seksualnym. Rozwija się także przez wirtualne serwisy randkowe. Ku zdziwieniu płci pięknej, kilka tygodni po dodaniu ogłoszenia na ich kontach zaczynają pojawiać się seksmaile z nachalnymi propozycjami o charakterze erotycznym i niecenzuralnym słownictwem. Szukają miłości, a wpadają w szpony cyberseksoholika.

Jak trudno się z tego wydostać, zdradza na forum jedna z internautek - Napisał do mnie człowiek, przedstawił się jako Wiktor. Jednak po jakimś czasie korespondencji i rozmowach zaczęłam się czuć dosyć dziwnie. Pan raz mówił, że ma na imię Wiktor, innym razem, że Stefan, a jeszcze kiedy indziej, że Andrzej. Rozmowy z nim początkowo luźne przeobraziły się w żądanie z jego strony, aby przejść na tematykę czysto erotyczną. Poprosiłam, aby nie dzwonił do mnie już nigdy i że nie chcę kontynuować znajomości. No i się zaczęło, po kilka telefonów dziennie oraz w środku nocy, nie pomagało to, że się nie odzywam. On z drugiej strony słuchawki prowadził świńskie monologi. Zagroziłam policją, więc sytuacja nieco ucichła. Jednak zdarzało mu się raz w tygodniu zadzwonić - dodam, że często korzystał z nowego nr telefonu, więc nieświadoma tego, kto dzwoni, odbierałam – zwierza się dziewczyna.

Należy uważać, gdyż niewinny flirt może przerodzić się obsesję erotyczną, a cyberpartner okazać się seksualnym cybermaniakiem, który bawi się uczuciami i wykorzystuje twoje słabe strony. Z serwisów randkowych najczęściej korzystają kobiety (stanowią ok. 40 proc. użytkowników) i dlatego one zazwyczaj padają ofiarą prześladowców – cyberseksoholików.

Ku przestrodze, niektóre dane użytkowniczek serwisów randkowych trafią do cyberagencji, w której rejestrują się panowie zainteresowani tzw. skokiem w bok. Nie brakuje też wyspecjalizowanych łowców adresów, których zadaniem jest namierzanie kobiet biorących udział w wirtualnych randkach i przekazywanie ich danych (oczywiście bez wiedzy właścicielek) seksagencjom. Uwaga - czasem może kryć się za tym odrzucony i zraniony wielbiciel.

Jak chronić się przed atakiem?

Kobiety, które spędzają dużo czasu w internecie, bo pracują on-line, mają nie lada problem z udowodnieniem przewinienia. Właściciel serwera nie odpowiada za treść pojawiających się u niego ogłoszeń. Natomiast przedstawiciele organów porządkowych nie potrafią zrozumieć niebezpieczeństwa, a bagatelizując ryzyko zagrożenia, jedynie pogorszają sytuację. Sprawcy czują się bezkarni. Kobiety milczą i ukrywają wszelkie sygnały, gdyż boją się zlekceważenia i ewentualnego wyśmiania. Większość z nich wstydzi się, że padło ofiarą wirtualnych prześladowań, dlatego nie poinformowało o tym innych.

Panie często ujawniają swoje doświadczenie zawodowe na portalach typu LinkedIn, GoldenLine. Czyli sprawcy nie mają problemu z identyfikacją ich prawdziwego życia - mogą poznać ich karierę zawodową, miejsce pracy, itp. A im więcej wiedzą o swojej ofierze, tym lepiej. Ciężko jest prześladowanym kobietom wyrwać się ze spirali cyberprzemocy. – Jeśli ujawniasz w internecie wiele informacji dotyczących twojej osoby, np. posługujesz się prawdziwym nazwiskiem, powinnaś być świadoma, że w ten sposób ułatwiasz znalezienie miejsca zamieszkania lub adresu pracy, poznanie rodziny, itp. Niestety szybko wirtualne zagrożenie może przekształcić się w coś realnego – wyjaśnia Hess. Najprostszym sposobem, aby nie paść jego ofiarą jest ograniczenie informacji na swój temat, np. udostępnianie swojego profilu tylko znajomym.

Anonimowość w sieci sprawia, że użytkownicy czują się bezkarni. Udają kogoś, kim nie są, przybierają różne maski. Zakładają fałszywe konta na forach i portalach społecznościowych, które (ich zdaniem) gwarantują im nierozpoznanie. Zapominają, że bardzo łatwo namierzyć internautę znajdującego się po drugiej stronie monitora. Osoby anonimowo znęcające się nad innymi często nie zdają sobie sprawy z tego, że popełniają przestępstwo. Obraźliwe, agresywne wyzwiska, groźby, nękania i różne formy agresji elektronicznej są niezgodne z prawem i również podlegają karom. Od sierpnia 2013 roku z prośbą o identyfikację nadawcy (np. hejtera obrażającego wybranego użytkownika, jego twórczość i wypowiedzi) mogą zwrócić się także osoby prywatne.

Wbrew pozorom, obrona przed molestowaniem internetowym jest dość trudna. Udowodnienie przestępstwa dokonanego w wirtualnym świecie okazuje się często niemożliwe. Rozsądnym wyjściem wydaje się zmiana adresu mailowego (lub np. stworzenie tymczasowego na okres szukania nowej pracy czy potrzeby wirtualnej randki). Pamiętaj, że zawsze gdy masz do czynienia z groźbami, prześladowaniem, czy internetowy sex-mobbingiem, sprawę należy niezwłocznie zgłaszać do organów porządkowych oraz osób czy organizacji zajmujących się walką z przemocą w sieci.

Warto zaznaczyć, że molestowanie jest równie bolesne i może przynieść destrukcyjne skutki: powoduje depresję, stany lękowe, nerwicę i zaburzenia prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie. Kobiety pytają: kiedy nasz problem zacznie być traktowany poważnie? Nie będą zarzucać nam prowokacji? Może historia mężczyzny z Toronto, który po tym, jak wysłał do kobiety za pośrednictwem Twittera niecenzuralną wiadomość, został oskarżony o molestowanie i trafił do więzienia, będzie przestrogą dla innych cyberprzestępców? Miejmy nadzieję, że przepisy zostaną sprecyzowane, a incydenty uwłaszczające kobiecej godności będą surowo karane.

Tekst: Monika Stypułkowska

(ms/sr), kobieta.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także