Blisko ludziOna Polka, on Ukrainiec. Wojna wywróciła ich życie do góry nogami

Ona Polka, on Ukrainiec. Wojna wywróciła ich życie do góry nogami

Michalina i Andriy Nesterenko
Michalina i Andriy Nesterenko
Źródło zdjęć: © Archwium prywatne
Marta Kosakowska
03.04.2022 10:55, aktualizacja: 03.04.2022 16:04

- Julian nie maluje wojny. Maluje tylko domki, nawet jak polecenie jest inne – usłyszała z ust przedszkolanki. I nic dziwnego, Julian marzył, by wiosną zamieszkać z rodzicami i młodszym bratem w nowym domu w Ukrainie, ale wybuchła wojna. Ojciec Juliana dostał powołanie do wojska, a chłopiec z matką, bratem i babcią uciekli do Polski. - Julian cały czas mówi o domu. Ten dom stał się dla niego symboliczny — opowiada w rozmowie z WP Kobieta Michalina Nesterenko, mama 6-latka.

Michalina i Andriy pobrali się w 2015 roku. Ich znajomość zaczęła się prozaicznie, w pracy. Ona Polka, on Ukrainiec. Ona pracownica biurowa, on – z wykształcenia prawnik – przyjeżdżał do Polski jako pracownik budowlany. Stworzyli dom, w którym tradycje polskie przenikały się z ukraińskimi. Podobnie jak ich życie, które dzielili między oba kraje. Później na świat przyszli synowie, najpierw Julian, a 4 lata później — Tymoteusz. I pojawiło się marzenie o domu. Domu w Ukrainie.  

- Życie w Polsce jest łatwiejsze. To widać w codzienności, w robieniu zakupów, płatnościach przez Internet. Polska jest zdecydowanie bliżej Zachodu, ale przez to, że Ukraina jest taka zatrzymana w czasie, ma swoje zalety. Są tam rzeczy, które cenimy: bliskość natury, wolniejsze życie. Wieś w Ukrainie ma zupełnie inny wymiar niż w Polsce. Ukraińcy są bardzo przywiązani do ziemi, bez względu na status społeczny — podkreśla w rozmowie z WP Kobieta Michalina Nesterenko. - Mam ciocię, która jest stomatologiem i wykłada na uniwersytecie. Kiedy wraca po pracy do domu pod miastem, przebiera się, bierze haczkę do ręki i idzie na pole kopać ziemniaki. Jest w Ukraińcach ogromny szacunek do ziemi – przyznaje Nesterenko. 

Marzenie Michaliny i Andriy’a o własnym kawałku ziemi zamieniło się w plan. Plan, który od lat odkładali w czasie. "Jeszcze 10 lat, jeszcze 5 lat..." - powtarzali sobie. Pierwszy dom upatrzyli sobie już 3 lata temu, ale wybuchła pandemia, która pokrzyżowała im szyki. Dom musiał poczekać.  

Ślub polsko-ukraińskiej pary odbył się w 2015 roku
Ślub polsko-ukraińskiej pary odbył się w 2015 roku © Archiwum prywatne

Po latach wyrzeczeń i oczekiwania udało się. - Kupiliśmy dom w grudniu zeszłego roku. W końcu mieliśmy poczucie, że dobiliśmy do brzegu – wyznaje Nesterenko. Nieruchomość mieści się na ukraińskiej wsi, 15 km od Iwano-Frankivska. Jest w stanie do remontu, ale to nie stanowiło przeszkody dla pary. - Zakochaliśmy się w tym miejscu. Weszliśmy na podwórko, wymieniliśmy spojrzenia z mężem i już wiedzieliśmy, to jest ten dom. Nawet nie chcieliśmy negocjować. Poczuliśmy, że to właściwe miejsce – relacjonuje Michalina.  

Wymarzony dom państwa Nesterenko
Wymarzony dom państwa Nesterenko © Archiwum prywatne

"Budujemy domek, będziemy mieli domek" 

- Julian bardzo to przeżywał, bo uczestniczył w całym procesie zakupu domu. "Budujemy domek, będziemy mieli domek" - to była jego mantra, którą powtarzał każdego dnia. Kiedy już kupiliśmy dom i zabraliśmy Juliana, żeby mu go pokazać, syn był zachwycony. Ekscytował się tym, że będzie remont, że będziemy wybierać farby – opowiada Michalina. - Julian jest dzieckiem z opóźnieniem mowy, zamkniętym i wycofanym. Długo szukaliśmy diagnozy, podejrzewaliśmy spectrum — mówi Michalina. - Dlatego ten dom był dla nas tak ważny, bo otworzył Juliana na codzienność. Syn jest bardzo związany z tatą, dlatego mąż w pewnym momencie zrezygnował z wyjazdów za granicę do pracy, bo Julian bardzo źle to znosił. 

Julian i Tymoteusz nie widzieli swojego ojca od miesiąca. Andriy na początku wojny dostał powołanie do wojska. Mógł odmówić ze względu na stan zdrowia, ale postanowił inaczej. - Nie jestem szczurem, żeby uciekać. Robię to po to, by moje dzieci miały dokąd wrócić. Wolałabyś mieć męża tchórza? - zapytał żony. 

Rodzina na wiosnę miała wprowadzić się do nowego domu. Zaczęli robić porządki, przygotowywać ogród i planować prace remontowe. - W poniedziałek był u nas majster od ogrzewania, a w czwartek wybuchła wojna – opowiada Michalina. - W pierwszym tygodniu byliśmy jeszcze wszyscy w Ukrainie. Nawet myśleliśmy, że zrobimy szybko ogrzewanie i wprowadzimy się, zostaniemy w domu – przyznaje Michalina. - Jednak ostatecznie podjęliśmy decyzję, że ja, dla bezpieczeństwa, wyjadę z dziećmi do Polski.  

Lokalizacja domu państwa Nesterenko jest wymarzona nie tylko dla rodziny z dziećmi. Miejscowość, tuż pod dużym miastem, Iwano-Frankiwskiem, to również strategiczne miejsce pod względem wojskowym. - Obawialiśmy się desantu nad miejscowością. Obserwowaliśmy krążące nad wsią drony. Złapano w okolicy kilku sabotażystów. Mąż się bał, że kiedy on wyjedzie walczyć, ktoś się włamie do naszego domu, który położony jest na wzniesieniu. Jest jednym z najwyższych punktów w okolicy – opowiada.

- Obok domu jest tylko pole i las, więc to idealne miejsce dla lądowania samolotów — zauważa Michalina. - Zanim mąż poszedł do wojska, chodził po miejscowości z lokalnymi patrolami cywilnymi. Mężczyźni nie byli uzbrojeni, ale była taka sytuacja, kiedy podejrzany samolot lądował w okolicy, wtedy wszyscy chwycili za widły i to, co mieli pod ręką, i pobiegli sprawdzić, co się dzieje — relacjonuje.  

"Maluje tylko domki, nawet jak polecenie jest inne" 

- Mąż raz dziennie do nas dzwoni albo chociaż pisze, że wszystko jest w porządku — zdradza Nesterenko. - Nie jest zawodowym żołnierzem, więc nie jest wysyłany na front. On pracuje w bazie, więc ja codziennie czekam na informację, że nigdzie nie wyjechał i jest bezpieczny – przyznaje. - Morale wśród żołnierzy jest wysokie. Teściowa ma kontakt z księdzem z lokalnej cerkwi w naszej miejscowości i opowiada, że do księdza dzwonią chłopaki z wojska i mówią: "Mamy wrażenie, że stoją za nami dobre siły. Wszystko idzie tak dobrze, że trudno w to uwierzyć". Dla nich ta walka ma wymiar duchowy – opowiada Nesterenko. 

Choć ukraińskie wojsko dobrze sobie radzi odpierając atak Rosjan, to nie jest to walka bezkosztowa. - Julian bardzo źle znosi rozłąkę z ojcem. Zamknął się w sobie, zatrzymał się jego rozwój. Nie chce chodzić do przedszkola. Jest to trudne – przyznaje mama chłopca. - Cały czas mówi o domu. Ten dom stał się dla niego symboliczny. Pani przedszkolanka powiedziała do mnie: "Julian nie maluje wojny. Maluje tylko domki, nawet jak polecenie jest inne" - opowiada. - W domu jest to samo. Julian buduje domki, z czego się da: z poduszek, klocków, pudełeczek, książek. Wszystko, co ma pod ręką, przekształca na dom. 

Julian pokazuje narysowany przez siebie dom. Obrazek to prezent dla taty
Julian pokazuje narysowany przez siebie dom. Obrazek to prezent dla taty © Archiwum prywatne

Byle do lata, byle do domu 

Podczas kiedy Andriy jest zaangażowany w działania wojskowe, Michalina wypełnia czas, pomagając uchodźczyniom. - Znam język ukraiński, więc pomagam jako tłumacz, jeżdżę w różne miejsca z dziewczynami, które uciekły do Polski przed wojną. One wszystkie mają nierozpakowane walizki. Mówią do mnie: "Boimy się, że jak rozpakujemy walizki, to już tu zostaniemy, a my chcemy wracać do domu" - opowiada. - Te kobiety angażują się w lokalne działania: lepią pierogi, robią jarmarki z księdzem, ale cały czas siedzą jak na szpilkach. Myślą tylko o tym, żeby wrócić. Ja je doskonale rozumiem, bo sama czekam na wiadomość, że droga wolna i mogę wracać do mojego domu – przyznaje.  

Michalina i Andriy wierzą, że wkrótce zamieszkają w nowym domu
Michalina i Andriy wierzą, że wkrótce zamieszkają w nowym domu © Archiwum prywatne

Michalina utrzymuje też kontakt z osobami, które zostały w Ukrainie. - Najgorzej mają ludzie ze wschodu kraju, ale ci z zachodu też nie mają łatwo. Ich codzienność legła w gruzach, ale starają się być dzielni. Zachować tę namiastkę normalności. Chodzą do pracy, wychodzą do kawiarni i pizzerii. Na grupach nadal pojawiają się ogłoszenia, że np. jakaś kobieta poszukuje kogoś, kto zrobi jej rzęsy. Może wydaje się to banalne, bo ktoś może powiedzieć: "Jakie rzęsy, jak bomby lecą nad głową?". Ale przecież taka normalność jest potrzebna i konieczna, żeby to przetrwać. 

- Może lepiej wracać do domu? - zastanawia się Michalina. Przyznaje, że potrzeba powrotu "do siebie" przybiera na sile każdego dnia. - Nasz dom już nie jest w Polsce. Jesteśmy tu gośćmi tak jak Ukraińcy. Jest nam znacznie łatwiej niż im, ale też nie jesteśmy u siebie – przyznaje Nesterenko. - Zewsząd dostaję informacje o tym, że kolejni Ukraińcy wracają do kraju. Wierzą, że koniec wojny już blisko. 

- Mówi się, że to potrwa do lata, że Rosji nie wystarczy więcej siły, żeby walczyć. Dlatego zakładamy powrót do naszego domu latem. Mąż zawsze kończy rozmowy telefoniczne słowami: "Zobaczymy się latem, obiecuję!". A ja chcę wierzyć, że to prawda. Bardzo na to czekam – nie ukrywa. - I Julian też na to czeka – dodaje Michalina. - Latem wrócimy do domu. 

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta